Mało kto wie, kim jest mąż pięknej aktorki. Nie pochodzi z Polski

Paulina Gałązka to jedna z najpopularniejszych i najbardziej zapracowanych polskich aktorek. Mało kto wie, że jej mąż - Norweg Sindre Sandemo - też jest artystą: reżyseruje filmy, pisze scenariusze, a od czasu do czasu "bawi się" w aktora. Ostatnio mieliśmy okazję oglądać go w spin-offie serialu "Sprawiedliwi. Wydział kryminalny", a przed laty m.in. w "Pierwszej miłości". W serialu codziennym Polsatu Sindre grał u boku... żony.

Paulina Gałązka nie kryje, że zanim straciła głowę dla Sindre Sandemo i dostrzegła w nim idealnego kandydata na męża, przyjaźniła się z nim i traktowała jak dobrego kumpla. Wszystko zmieniło się, gdy pewnego dnia powiedział jej, że jest piękna.

"Nie dostawałam ról amantek, nie wierzyłam, że mogę do nich pasować. Na studiach słyszałam, że aktorki dzielą się na piękne i charakterystyczne. I że ja jestem charakterystyczna. Sindre zobaczył we mnie coś, czego nikt wcześniej nie dostrzegł" - opowiadała na łamach "Wysokich Obcasów".

Paulina Gałązka: Sindre był jej przeznaczony

Paulina poznała Sindre Sandemo zaraz po tym, jak dostała się do łódzkiej szkoły filmowej. Przyjechała ze stolicy, nie miała pieniędzy, nie miała gdzie mieszkać. Któryś z kolegów skierował ją do chłopaka z Norwegii szukającego współlokatora. Spotkała się z Sindre, od razu wpadła mu w oko, więc zaproponował, żeby zajęła jeden z pokoi w jego mieszkaniu.

Reklama

Aktorka wspomina, że kilka razy nie miała pieniędzy na czynsz, ale dla starszego od niej o siedem lat studenta reżyserii to nie był problem.

"Łączyła nas sympatia, później przyjaźń, a w końcu zakochaliśmy się w sobie" - wyznała podczas jednej z wizyt w "Dzień Dobry TVN".

Zanim Paulina Gałązka skończyła studia, miała już na koncie wiele świetnych ról. Wróżono jej wspaniałą karierę, producenci wręcz zasypywali ją propozycjami. Jej ukochany też świetnie sobie radził nie tylko jako reżyser, ale też jako aktor. Razem jeździli do Wrocławia na plan serialu "Pierwsza miłość", w którym grali.

Marzyli, by założyć rodzinę, osiąść gdzieś na stałe. Kiedy Paulina dostała etat w warszawskim Teatrze Ateneum, Sindre Sandemo musiał wracać do Oslo.

"Nie zastanawiałam się ani przez chwilę nad tym, że ja tutaj, a on tam. Wiedziałam, że musi być mój. Przez kilka lat żyłam na walizkach. Kiedyś przebywałam raczej w jednym miejscu. To, co mnie spotkało, można określić przeznaczeniem. Bo przecież miłości się nie wybiera" - mówiła w cytowanym już wywiadzie.

Paulina Gałązka i Sindre Sandemo: Byli małżeństwem na odległość

To, że Paulina i Sindre pewnego dnia staną przed ołtarzem i przysięgną sobie dozgonną miłość, wiedziała większość ich znajomych. Przyjaciele kibicowali ich miłości, trzymali kciuki za ich związek i... byli w szoku, gdy 28 czerwca 2016 roku zobaczyli w sieci zdjęcia ze ślubu aktorki i reżysera.

"Dziękuję za najbardziej fantastyczny weekend w moim życiu. Jesteś moją największą inspiracją. Kocham cię" - napisał Sindre pod romantycznym zdjęciem z norweskiego kościółka.

"Tak, wyszłam za mąż" - potwierdziła świeżo upieczona pani Sandemo.

Po ślubie małżonkowie przez pewien czas spotykali się tylko w weekendy.

"Odległość nie jest dla nas żadną przeszkodą" - zapewniała aktorka w wywiadach.

"Zresztą, z Warszawy do Oslo leci się mniej więcej tyle, ile jedzie się pociągiem ze stolicy do Krakowa" - mówiła. 

Przekonała męża, by osiedlili się na stałe w Warszawie

Odtwórczyni roli Dominiki Kwietniewskiej w "Na dobre i na złe" bardzo żałuje, że jej tata nie poznał Sindre. Zmarł, kiedy była nastolatką. W ich domu nigdy się nie przelewało, mama zrezygnowała z własnych marzeń, by jej córkom niczego nie brakowało.

Dziś jest dumna i z Pauliny, i z Kasi, która też została aktorką, uwielbia zięcia, świetnie się z nim dogaduje. Sindre perfekcyjnie mówi po polsku, ale Paulina postanowiła - z miłości do niego - nauczyć się norweskiego. Doskonale włada ojczystym językiem męża, zagrała nawet w kilku norweskich produkcjach.

Dziś Paulina bywa w Skandynawii rzadziej, bo jakiś czas temu podjęła z ukochanym decyzję, by osiedlić się w Warszawie. Nie chcieli się ciągle rozstawać, czekać na siebie całymi dniami i tęsknić. 

Paulina Gałązka, pytana o receptę na udane małżeństwo, mówi, że nie ma przepisu na szczęście.

"Życie we dwoje to ciężka praca. Każda relacja wymaga pracy, smutne jest, że w dzisiejszych czasach mamy tendencję do szybkich zmian tych relacji, kiedy coś zaczyna nie działać. U nasz na szczęście wszystko działa i mam nadzieję, że tak zostanie" - powiedziała reporterce "Co za tydzień".

Źródło: AIM
Dowiedz się więcej na temat: Paulina Gałązka | Pierwsza miłość
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL