M jak miłość
Ocena
serialu
9,4
Super
Ocen: 392114
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"M jak miłość": Iza - kurator z dobrym sercem

Adriana Kalska być może w przyszłości zajmie się robieniem biżuterii z bursztynów i nagra płytę, ale na razie skupia się na aktorstwie. Kurator Iza, którą od niedawna gra w "M jak miłość", pojawiła się, żeby ocenić, czy Marcin nadaje się do roli ojca. Chodakowski ujmie ją zaangażowaniem; zobaczy w nim dobrego człowieka. Czy połączy ich coś więcej?


Czy Marcin jest w stanie zapewnić odpowiednie warunki do życia swojemu niedawno narodzonemu synowi Szymkowi?

- Moja postać, czyli Iza Lewińska, zjawiła się, żeby to sprawdzić. Po porodzie zmarła Kasia (Agnieszka Sienkiewicz - przyp. aut.), mama Szymka (Staś Szczypiński - przyp. aut.), Marcin (Mikołaj Roznerski - przyp. aut.) został sam. W takim przypadku obowiązują procedury, kurator musi ocenić, czy ojciec jest w stanie odpowiednio zaopiekować się dzieckiem. W najbliższych odcinkach widzowie zobaczą, jak moja bohaterka bez zapowiedzi odwiedza mieszkanie Chodakowskiego, by przekonać się, jakie panują w nim warunki.

Jakie wyciągnie wnioski po tej kontroli?

- Zastanie Marcina w towarzystwie Olka (Maurycy Popiel - przyp. aut.) i Wojtka (Mateusz Janicki - przyp. aut.). Panowie będą remontować mieszkanie, a przy okazji urządzą imprezę. To skomplikuje odbiór i ocenę sytuacji, którą Iza - jako kurator - musi wystawić. Nowo narodzone dziecko powinno się rozwijać w spokoju, mieć bezpieczną przystań, odpowiedzialnego opiekuna.

Reklama

- Gdy przed zdjęciami myślałam o mojej bohaterce, widziałam ją jako profesjonalną, zasadniczą, chłodną w relacjach. Taka postawa w zawodzie kuratora jest niezbędna, żeby nie wchodzić w żadne towarzyskie interakcje ze swoimi podopiecznymi. To mogłoby zaburzyć obiektywizm, negatywnie wpłynąć na pracę. Iza jest przy tym emocjonalna, ludzka, nie chciałam jej pozbawić serca. W jej myślach w kontekście Marcina odbędzie się walka profesjonalizmu z empatią, która ostateczne zwycięży. Chodakowski ujmie ją tym, że się stara, co widać to na każdym kroku. Może nie wszystko mu wychodzi, ale Iza zobaczy w nim dobrego człowieka. 

W nazwie serialu jest słowo "miłość"...

- Nic o tym nie wiem, nie graliśmy takich scen (śmiech). Nasi bohaterowie znajdują się w sytuacji, która komplikuje sprawy sercowe. Iza nie zjawiła się z myślą, żeby flirtować i prowokować jakieś dwuznaczne sytuacje, a Marcin przeżywa dramat po śmierci ukochanej i nie w głowie mu romanse. Zmieniła go tragedia, którą przeżył - przeszedł wewnętrzną przemianę. Zacznie zdawać sobie sprawę, że musi być poważnym człowiekiem. Chyba przestał być lekkoduchem. Ich znajomość zacieśni się, gdy Chodakowski uratuje w niebezpiecznej sytuacji podopieczną Izy. Nie chcę zdradzać szczegółów, niech widzowie sami przekonają się, co się wydarzy.

Czy zaaklimatyzowałaś się już na planie?

- Mimo że zostałam przyjęta bardzo życzliwie, na początku byłam zestresowana, jak zawsze, gdy wkraczam do nowego środowiska. Należę do ludzi, którzy, by się w jakimś towarzystwie dobrze, swobodnie poczuć i otworzyć, potrzebują czasu i obserwacji. Na planie takich seriali jak "M jak miłość" wszystko dzieje się bardzo szybko, trudno o nawiązanie głębszych relacji, więc adaptacja się wydłuża.

Czym jeszcze charakteryzuje się praca na planie serialu wieloodcinkowego?

- Nie ma ceregieli, owijania w bawełnę, co mi odpowiada. Lubię konkrety, bo sprawiają, że sytuacja jest klarowna. Wiem, czego się ode mnie oczekuje, co mam zrobić, nie potrzebuję słodzenia.
Po raz pierwszy pracuję na planie serialu, w którym moja postać jest budowana na bieżąco, z odcinka na odcinek, nie do końca określona. Staram się dostosować do sytuacji i być elastyczna. To dla mnie nowe doświadczenie - taka formuła wprowadza dreszczyk emocji, bo nie wiem, co się wydarzy w przyszłości Izy. Nakreślają ją kolejne sceny, dowiaduje się o niej coraz więcej.

Co ze śpiewaniem? Kiedy koncerty, płyty, konkursy wokalne, nagrywanie piosenek?

- Klaruje mi się w myślach, co chciałabym w tym kierunku robić. Nie zamieram nagrywać płyty tylko po to, żeby ją nagrać - śpiewanie ma mnie wyrażać, dawać satysfakcję. Piszę teksty, na razie chowam je do szuflady, zobaczymy co będzie w przyszłości. Miałam przygody z różnymi zespołami, nie zamykam się na taką współpracę. 

Stevie Wonder, który jest jednym z twoich idoli muzycznych, już do ciebie dzwonił?


- Tak, jasne (śmiech). Lubię jego twórczość, ale inspiruje mnie wielu innych muzyków i wokalistów. Te fascynacje cały czas się zmieniają, ewoluują. W duszy gra mi tyle klimatów, że sama nie wiem, na co się zdecydować, w jakim kierunku pójść, jak wszystko ze sobą połączyć. Moja muzyka na pewno będzie eklektyczna.



Wyobrażasz sobie życie bez aktorstwa?

- Pasjonuje mnie ten zawód, ale nie muszę go wykonywać za wszelką cenę, mogę zajmować się czymś innym. Po maturze myślałam między innymi o tym, żeby uczyć się projektowania ubrań w Łodzi. W liceum chodziłam do klasy matematyczno-fizycznej, jestem umysłem ścisłym, a nie humanistką, w związku z czym rozważałam także zdawanie na Politechnikę gdańską lub Akademię Morską w Gdyni. Ale moje życie potoczyło się inaczej. W klasie maturalnej wymyśliłam, że pójdę do szkoły muzycznej, co było absurdem, bo nigdy wcześniej nie uczyłam się śpiewu. Chciałam spróbować, zmierzyć się z tym, a gdy zdałam egzamin, trzeba było iść za ciosem i rozpocząć naukę. W szkole muzycznej dowiedziałam się, że istnieje Studium Aktorsko-Wokalne w Gdyni. Początkowo nie brałam pod uwagę zdawania tam, ale w ostatniej chwili zmieniłam zdanie. Przesłałam dokumenty, stawiłam się na egzamin i się dostałam.
Tam spotkałam ludzi z pasją, którzy zdeterminowali moją przyszłość. Po drugim roku postanowiłam zdawać do szkoły aktorskiej. Zaczęło we mnie kiełkować zainteresowanie tym zawodem, zaintrygował mnie. Dostałam się do krakowskiej PWST na wydział wokalno-aktorski.

Czym mogłabyś się zajmować?

- Na pewno czymś związanym ze sztuką, tworzeniem, kreowaniem. Pochodzę z rodziny z tradycjami artystycznymi - dziadek był, a rodzice i wujek są bursztyniarzami, siostra jest architektem. Być może powstanie jakaś autorska kolekcja biżuterii?

Tęsknisz za morzem?

- Odczuwam permanentny brak jodu i świeżego powietrza (śmiech). W Warszawie czuję się o niebo lepiej niż w Krakowie, co nie zmienia faktu, że mam potrzebę raz na jakiś czas pojechać do domu nad morze. Pobyć w tamtym środowisku, wśród bliskich i znajomych, odpocząć. Uważam, że w miejscu, gdzie się urodziliśmy, są baterie, którymi możemy się naładować. 


Rozmawiał: Kuba Zajkowski


www.mjakmilosc.tvp.pl/
Dowiedz się więcej na temat: M jak miłość | Adriana Kalska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy