Życie po "Zagubionych"
- Świat chłopaka z Luizjany stanął na głowie, gdy został modelem. - Potem trafiłem do filmu i... woda sodowa uderzyła mi do głowy - mówi Ian Somerhalder, serialowy Boone.
Aktor w "Lost: Zagubionych" wcielał się w postać Boone'a Carlyle'a. Jego bohater jednak szybko opuścił ekipę rozbitków. Zginął w wypadku, gdy próbował wspiąć się do porzuconego wraku samolotu, który odnalazł Locke. Ian Somerhalder przyznaje, że nie był zadowolony z takiego rozwoju wypadków.
- Byłem śmiertelnie przerażony (śmiech)! Po pierwsze, wstrząsnęły mną okoliczności, w jakich pożegnał się z życiem. Po drugie - każdy z nas, młodych ludzi związanych z kapryśnym światem show-biznesu, ma pietra, gdy jakaś ważna przygoda dobiega końca. Na szczęście, wracałem po śmierci na plan. Jest mnie też sporo w samym finale.
Somerhalder obawiał się, że po występie w takim hicie, jak "Zagubieni" będzie trudno znaleźć mu jakąkolwiek nową rolę. Na szczęście nie przylgnęła do niego łatka i zdobył angaż w innej produkcji. Teraz na pytanie: czy istnieje życie po "Lost", może bez wahania odpowiedzieć:
- Tak, istnieje! Gram krwiopijcę Damona Salvatore w świetnym serialu "Pamiętniki wampirów". Nie muszę drżeć, że po "Zagubionych" nikt się mną nie zainteresuje.
Żeby było ciekawiej, okazuje się że aktor wierzy w istnienie prawdziwych wampirów.
- W końcu urodziłem się w Luizjanie, tam zawsze było ich zatrzęsienie. Proszę się zresztą rozejrzeć - w okolicy także spaceruje przynajmniej kilku potomków Draculi. Na szczęście, świetnie się maskują.
Ian Somerhalder nie spodziewał się nigdy, że jego życie splecie się z karierą aktora.
- Jako dzieciak pływałem, budowałem łodzie, łowiłem ryby, trenowałem jazdę konną, uprawiałem rośliny w naszym ogrodzie, czytałem. Ale telewizja, kino? Nie było na nie miejsca. Aż tu pewnego dnia mama namówiła mnie na udział w reklamie, i to w dalekim Nowym Jorku. Pojechałem, zagrałem, reszta przyszła sama, jako konsekwencja wcześniejszych wyborów.
Rozmawiał Maciej Misiorny