Licencja na wychowanie
Ocena
serialu
7,2
Dobry
Ocen: 378
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Tekst siedzi w gębie

Jolanta Fraszyńska, czyli serialowa Roma Barańska, twierdzi, że miała wielkie szczęście, iż dostała propozycję pracy w "Licencji na wychowanie". Uważa, że to bardzo wartościowy projekt.

- "Licencja na wychowanie" jest bodaj jedynym serialem w polskiej telewizji, który w czasie powtórek ma ponad dwukrotnie większą oglądalność niż w porze normalnej emisji! Skąd ten fenomen?

- Głęboko wierzę, że "Licencja na wychowanie" to bardzo wartościowa rzecz. Niestety, w porze swojej emisji mamy tak poważnych konkurentów jak "Fakty" czy "Dobranocka". A jako serial familijny "Licencja..." jest przecież kierowana właśnie do takich odbiorców. Tymczasem ich nawyki kształtowały się latami. Nie jest łatwo zmienić te przyzwyczajenia, tym bardziej że nasz serial w ogóle nie jest reklamowany. A produkt, o którym się głośno nie krzyczy, może stać się niszowym diamentem.

Reklama

- "Licencja..." to również odważny serial, który nie boi się poruszać tematów poważnych, jak religia w szkole, edukacja seksualna, palenie marihuany. To dobrze?

- To nie jest serial edukacyjny i uświadamiający jak np. "Na dobre i na złe", gdzie człowiek może się dowiedzieć o chorobach czy zagrożeniach. "Licencja" jest serialem, który prowokuje, jest zadziorny. My nie osądzamy, nie stosujemy łopatologii, nie grzmimy z ekranu, a do poruszanych tematów podchodzimy z lekkością i poczuciem humoru. Czy dobrze, że się o tym mówi? Oczywiście, tym bardziej że mówi o problemach w sposób inteligentny, dowcipny. Choć serial wyśmiewa nasze ludzkie słabości, a nawet edukuje, to nie dzieje się to z pozycji mentora, tylko zwykłego człowieka.

- Czy lubi Pani konserwatyzm Romy Barańskiej? Jest Pani bliżej do niej, czy może jednak do Weroniki Leszczyńskiej?

- Roma nie jest konserwatywna, ona po prostu nie jest szalona. Konserwatyzm kojarzy mi się z brakiem polotu, a Roma taka nie jest. Ma taką osobowość, która z pełnego przekonania i poczucia wartości hołduje konserwatyzmowi, jest z nią w zgodzie. Jest kobietą domową. Taki wybrała sposób na życie i się w tym spełnia. Jest szyją, która kręci głową rodziny.

- Czy pracując przy takim serialu inaczej teraz Pani podchodzi do kwestii wychowawczych? Znalazła Pani jakieś podpowiedzi, wskazówki?

- Nie! Nie należy podchodzić i zasiadać do tego serialu z zeszytem w ręku i szukać wskazówek. Serial jest edukacyjny, ale pojawia się mnóstwo smaczków czy puent. To nie serial dla kogoś, kto lubi wyłączyć głowę podczas oglądania. Cała dramaturgia jest oparta na słowie, skrótach myślowych, czarnym humorze.

- Czy dużo Pani wniosła własnych rzeczy, obserwacji, powiedzeń do serialu? Trzymacie się sztywno scenariusza czy jednak pozwalacie sobie na odrobinę improwizacji?

- Spotkałam się z komentarzami, że tekst wygląda na improwizowany. Tymczasem tekst jest bardzo dobrze napisany, precyzyjnie. Mówiąc po aktorsku: tekst jest tak napisany, że genialnie siedzi w gębie. Bardzo precyzyjnie. Wrażenie improwizacji może wynikać ze sposobu prowadzenia kamery- czasami zdjęcia wyglądają tak, jakby nas ktoś podglądał, czasami tak, jakby ktoś z nami przeprowadzał wywiad.

- Co Pani sądzi o swojej serialowej rodzince?

- Moja rodzina jest dobrana genialnie. To wielka zasługa castingowców. Mam wspaniałego męża (Dariusz Wiktorowicz), no i znakomite, niezwykle utalentowane dzieci. O ile w polskim filmie dzieci zazwyczaj są "problemem", o tyle w naszym serialu są naprawdę niesamowite, naturalne. Ich dialogi są pisane językiem, którym oni rozmawiają na co dzień. A wszystko to ogarnia Kuba Miszczak, który jest świetnym reżyserem.

- Czy ma Pani swój ulubiony odcinek "Licencji..."? Albo któryś w jakiś szczególny sposób wspomina?

- W każdym odcinku jest jedna czy dwie sceny, które pozwalają mi się aktorsko wyżyć. To jest naprawdę niesamowite, tym bardziej że pracujemy wszyscy naprawdę w bardzo szybkim tempie, teksty pisane są praktycznie na gorąco. A i tak scenarzyści każdorazowo nas zaskakują. Teksty są błyskotliwe, inteligentne, pełne smaczków i aluzji. Dawno nie miałam takiej frajdy z grania.

- Niedługo kończy się emisja drugiego sezonu Licencji. Trudno Pani będzie rozstać się z serialową ekipą, z serialową rodziną?

- Bardzo trudno, mimo że pracuję z daleka od domu. Ale cóż… po męsku trzeba będzie przerwać ten akt twórczy. Jedyne utrudnienie to takie, że na zdjęcia trzeba jeździć do Wrocławia. Osobiście bardzo lubię to miasto, grałam tu w teatrze Polskim. Ale te niedogodności rekompensuje mi ta miła praca. Atmosfera na planie - fantastyczna, ekipa również. Wszyscy się cieszymy grając, tworząc i oglądając "Licencję...". Miałam dużo szczęścia, że wzięłam udział w tym projekcie.

Rozmawiała: aIm

Agencja W. Impact
Dowiedz się więcej na temat: Jolanta Fraszyńska | Licencja na wychowanie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy