Kultowe seriale
Ocena
serialu
8,2
Bardzo dobry
Ocen: 10719
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Włodzimierz Boruński: Dyskryminowano go przez wygląd!

Włodzimierz Boruński, czyli Sommer z „Polskich dróg” i Dawid Halpern z „Ziemi obiecanej”, choć aktorstwem parał się jeszcze przed II wojną światową, przed kamerą zadebiutował dopiero po pięćdziesiątce, a swoje najwybitniejsze kreacje stworzył jako... staruszek. Gdy zagrał pierwszą w życiu główną rolę filmową, miał 79 lat! Był etatowym Żydem polskiego kina i telewizji.

Włodzimierz Boruński wywołał skandal w rodzinie

Mija właśnie dokładnie 60 lat od chwili, gdy Włodzimierz Boruński zadebiutował na ekranie rolą Goldapfela w "Zaduszkach" Tadeusza Konwickiego. Na to, by wystąpić przed kamerą, czekał naprawdę bardzo długo - aktorski egzamin eksternistyczny zdał jeszcze przed wybuchem II wojny światowej. Po premierze "Zaduszek" został... etatowym Żydem polskiego kina i telewizji.

Charakterystyczna twarz, jak pisał o nim Sebastian Chosiński w Magazynie Kultury Popularnej "Esensja", ograniczała zakres postaci, w jakie mógł się wcielać.

Włodzimierz Boruński przyszedł na świat w Łodzi, gdy ta należała jeszcze do Cesarstwa Rosyjskiego. Ojciec, znany adwokat, marzył, by poszedł w jego ślady i kontynuował rodzinną tradycję. Włodzimierzowi jednak od najmłodszych lat - o czym mówił w wywiadach - "grało w sercu zupełnie coś innego". Chciał występować na scenie! Co prawda dostał się na wydział prawa Uniwersytetu Warszawskiego, ale już po kilku miesiącach nauki uznał, że to nie dla niego.

Reklama

Rzucił studia, wywołując skandal w rodzinie. Na szczęście dwaj kuzyni - Julian Tuwim i Kazimierz Krukowski zwany Lopkiem - wstawili się za nim u wściekłego ojca i pomogli zdobyć posadę w jednym z warszawskich teatrzyków rewiowych. W 1932 roku Włodzimierz Boruński stanął przed komisją złożoną z przedstawicieli Związku Artystów Scen Polskich i zdał egzamin, po którym mógł już oficjalnie nazywać siebie aktorem.

Włodzimierz marzył, by grać u boku największych gwiazd przedwojennej Warszawy w kabaretach "Qui pro quo" i "Morskie Oko", ale nie chciano go tam nawet wpuścić...

Zobacz też: Alec Baldwin postrzelił dwie osoby na planie "Rust"! Halyna Hutchins nie żyje

Włodzimież Boruński nie mógł znaleźć pracy, bo... nikt nie potrzebował Żydów

Hitlerowską okupację aktor przetrwał tylko dlatego, że udało mu się tuż przed wybuchem wojny wyjechać na Wschód. Do Polski wrócił z II Armią Wojska Polskiego. Po wyzwoleniu zamieszkał na Ziemiach Odzyskanych. W Lubaniu Śląskim założył własny teatr, ale ciągnęło go do Warszawy. Gdy wreszcie przeniósł się do stolicy, znów usłyszał, że... nikt tu nie potrzebuje Żydów. Nie pozostało mu nic innego, jak zrezygnować z aktorstwa. Zajął się pisaniem wierszy, wydał kilka książek i pewnie do końca życia uprawiałby zawód literata, gdyby Tadeusz Konwicki nie zaproponował mu roli w "Zaduszkach".
Zobacz też: "Pierwsza miłość": Misiek Koterski o uzależnieniu

Włodzimierz Boruński został niemal kompletnie zapomniany!

Ostatnie dwie i pół dekady swojego życia Włodzimierz Boruński spełniał się jako aktor. Co prawda grał jedynie niewielkie role, ale z każdej potrafił zrobić perełkę. Pracował z Andrzejem Wajdą, Krzysztofem Kieślowskim, Januszem Morgensternem, Jerzym Hoffmanem. Mówił w wywiadach, że jest epizodystą, ale nie traci nadziei, że kiedyś ktoś da mu wreszcie główną rolę. Doczekał się jej w 1985 roku, gdy miał już prawie osiemdziesiątkę! Kiedy w "Mrzonce" Janusza Majewskiego grał Pana B. - schorowanego Żyda wspominającego świat swojej młodości i modlącego się o łagodną śmierć - nie przypuszczał, że rola, na którą czekał całe życie, będzie... ostatnią jego rolą w życiu.

Dziś Włodzimierz Boruński jest niemal kompletnie zapomniany. Co prawda wiele osób kojarzy jego twarz, ale trudno im dopasować do niej nazwisko... Dla fanów kultowych polskich seriali jest po prostu Żydem z "Polskich dróg", "Czterdziestolatka" (grał sąsiada Karwowskich), "Ziemi obiecanej", "Lalki", "07 zgłoś się" i "Zamachu stanu".

Źródło: AIM
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy