Stanisław Mikulski: Trzeba mieć szczęście
Jeden z najbardziej popularnych i lubianych aktorów skończył właśnie osiemdziesiąt pięć lat! Stanisław Mikulski opowiada o pracy w teatrze oraz roli J-23, która zapewniła mu ogromną popularność.
Zanim pojawił się w "Stawce większej niż życie" w mundurze przystojnego oficera Abwehry, spełniał się jako aktor na deskach Teatru im. Osterwy w Lublinie i warszawskich teatrach: Powszechnym oraz Ludowym. W swoim dorobku ma również występy w innych stołecznych teatrach - Polskim i Narodowym.
- Byłem przede wszystkim aktorem teatralnym, role sceniczne dawały mi satysfakcję. Z wielkim sentymentem wspominam lubelski teatr pod dyrekcją wybitnego scenografa Jerzego Torończyka, który miał ustaloną renomę i każdy znaczący krytyk doskonale znał to miejsce - opowiada Stanisław Mikulski.
Wspomina także, jak na pożegnanie dyrektor zaproponował mu zagranie Hamleta, lecz... odmówił! - Powiedziałem, że wolałbym zagrać Makbeta. Kiedy zrobiłem później bilans, doszedłem do wniosku, że popełniłem gafę. Wtedy byłem jeszcze w wieku, kiedy mogłem zagrać Hamleta i tu zrobiłem błąd, ale nie żałuję. Serial Janusza Morgensterna i Andrzeja Konica o przygodach agenta J-23 przyniósł mu ogromną popularność. Z drugiej strony zaszufladkował utalentowanego aktora i stał się jego zawodowym przekleństwem.
- To miłe uczucie, że po wielu latach widz nadal pamięta mnie jako porucznika Klossa, w pewnym momencie następuje jednak przesycenie popularnością - twierdzi jubilat i dodaje, że zgadzając się na rolę oficera wywiadu nie był do końca świadom, co go czeka. - Nie zastanawiałem się, czy się zgodzić, czy odmówić. To był mój pierwszy bliższy kontakt z telewizją, byłem zupełnie nieznaną twarzą i być może to właśnie sprawiło, że powierzono mi tę rolę. Nie żałuję, bo rzadko zdarza się, aby aktor mógł zagrał w czymś, co przetrwa tak długo - kontynuuje.
- Pamiętam, jak na Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu przetransportowano mnie do amfiteatru karetką na sygnale, bo tłum zablokował wejście przed hotelem, gdzie się zatrzymałem. Dzięki temu nie rozdałem tysięcy autografów - uśmiecha się aktor, który w połowie lat dziewięćdziesiątych prowadził teleturniej "Koło Fortuny", a w ostatnich latach mogliśmy zobaczyć go w filmie Patryka Vegi "Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć".
- Prowadziłem dość spokojne życie, obca mi była zawiść czy zazdrość. A do reżyserów, z którymi miałem szansę pracować, do dziś czuję wielki szacunek i sentyment. Na planie filmowym z żadnym nie miałem nigdy konfliktów - podsumowuje Stanisław Mikulski.
Z okazji urodzin, zapytany o marzenia odrzekł: - Twardo chodzę po ziemi, nigdy nie marzyłem, chociaż wiem, co znaczą marzenia. Miliony Polaków grają w totolotka i każdy mówi "ja trafię tę szóstkę", a guzik prawda. To trzeba mieć szczęście!
ARTUR KRASICKI