Kultowe seriale
Ocena
serialu
8,2
Bardzo dobry
Ocen: 10732
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Sercowe perypetie kanalarza z Woli

Po balu samotnych Jan Serce (Kazimierz Kaczor) rozstaje się z Mgiełką (Jadwiga Jankowska-Cieślak) na przystanku autobusowym przy wybiegu dla niedźwiedzi warszawskiego Zoo. Jako widzowie jesteśmy przekonani, że bohaterowie właśnie wyszli z pobliskiej restauracji. Jednak lokal, gdzie kręcono sceny balu, znajduje się w Łodzi. Podobnie jak i kanały, w których pracują czterej zaprzyjaźnieni warszawiacy.




Jan Serce to z krwi i kości warszawiak, kibic Polonii, mieszkaniec Woli. To jednak nie przeszkadzało urzędnikom w wysłaniu ekipy na zdjęcia do Łodzi. - Warszawa była dla Wajdy, Kawalerowicza... Takich dupków jak my wysyłali do Łodzi - tłumaczył Radosław Piwowarski, reżyser "Jana Serce", Piotrowi K. Piotrowskiemu, autorowi książki pt. "Kultowe seriale".

- A i tak mieliśmy szczęście, że nie do Wrocławia. Okazało się, że miało to swoje plusy, bo kanały w Łodzi były bardzo solidnie wykonane przez tamtejszych fabrykantów: wysokie, przestronne, można było wejść z kamerą i kręcić. Wcześniej obawiałem się tych zdjęć.Wypytywałem, jak Wajda radził sobie przy filmie "Kanał". Okazało się, że kanały dla Wajdy wybudowano na hali numer 1 w Łodzi. W sumie warunki pracy w kanałach były zupełnie znośne i nawet nie śmierdziało. Czasem tylko płynęła niebieska, czerwona albo zielona woda z farbiarni.

Reklama

Uciekaj moje serce

Już czołówka "Jana Serce" była zapowiedzią czegoś nietypowego. Śmiałe kolorystycznie portrety głównych bohaterów, jakieś takie falujące, "poczochrane", a przy tym realistyczne. Autorem tej niestandardowej jak na tamte czasy czołówki jest Cyprian Kościelniak. Ma on w swojej dziedzinie nie lada zasługi dla polskiego kina.

Stworzył między innymi pamiętną czołówkę zespołu "X". Jest twórcą pierwszej w polskim kinie animacji komputerowej do filmu "Seksmisja". Od 1986 roku mieszka w Holandii, gdzie wykładał na wyższych uczelniach artystycznych i jako rysownik oraz ilustrator współpracuje z tamtejszymi  gazetami.

Drugim niezapomnianym elementem czołówki jest muzyka. Motyw z "Jana Serce" stał się jednym z największych przebojów polskiej muzyki filmowej, a napisane do niej przez Agnieszkę Osiecką słowa sprawiły, że piosenka wyraża wszystkie uczucia i emocje, które niesie ze sobą serial.                               

- Z Sewerynem Krajewskim już wcześniej zawarłem bliższą znajomość - wyznał Radosław Piwowarski. - Napisał muzykę do mojego filmu "Ciuciubabka". Przy pracy nad motywem do "Janka Serce" Seweryn potraktował mnie z ogromną szczodrością. Kompozytorzy są bardzo wyrachowani: piszą jeden temat, a potem robią z tego trzydzieści wersji.

On mi przedstawił do wyboru trzy tematy. Były piękne, kapitalne. Wzięliśmy wszystkie. Najbardziej znany jest ten czołówkowy, ale pozostałe też są dobre, tylko że pojawiają się gdzieś w tłach. Seweryn od początku mówił, że musi być piosenka. Ja nie chciałem, nie potrzebowałem, uważałem, że to już nie są czasy na piosenkę w czołówce. Potem zadzwonił do mnie z informacją, że Agnieszka zachwyciła się serialem i napisała piosenkę "Uciekaj moje serce".

Złe miłego początki

Telewizyjna premiera serialu odbyła się jesienią 1982 roku. W niedzielę 12 grudnia 1982 roku o godzinie 21.55 zakończyła się emisja ostatniego odcinka nowego serialu "Jan Serce". Zaraz po nim spikerka Edyta Wojtczak oświadczyła: "Z ulgą żegnamy ten nieudany serial wyprodukowany w Zespole X". I z uśmiechem na ustach dodała: "A teraz zapraszamy państwa na Telewizyjną Listę Przebojów". - Gdy to powiedziała, myślałem, że dostanę zawału serca - wspomina reżyser Radosław Piwowarski. - Przecież oglądały to miliony ludzi! "Jedno, co było dobre, to rola Kaczora", stwierdziła. Jej wypowiedź wynikała z pewnego kontekstu. Serial zrobiłem w Zespole X, który w stanie wojennym został rozwiązany. Kierował nim Andrzej Wajda. Ale Wajda nie miał nic do serialu, on nawet nie czytał scenariusza!

Krótka recenzja popularnej spikerki była zwieńczeniem fali krytyki, na którą naraził się reżyser swoim serialem. - Ja wtedy byłem jeszcze naiwnym młodym człowiekiem i czytałem wszystko, co o mnie piszą - mówi Radosław Piwowarski.

- Zaprenumerowałem w spółdzielni "Glob" wycinki na hasło "Jan Serce". Przez dwa czy trzy miesiące, codziennie, przychodziły do mnie publikacje, w których czytałem, że jestem najmniej zdolnym facetem w tym kraju, że to jest najgorszy serial, że to jest g.... Wypowiadali się nawet fachowcy od kanałów, że to wszystko nie tak. Kropkę nad "i" postawili w jakiejś gazetce rzemieślniczej z Koszalina "Głos Fryzjera" czy coś takiego, gdzie napisali, że to jest beznadziejny serial, a w dodatku bohaterowie są źle ostrzyżeni!

"Jan Serce" pojawił się na ekranach telewizorów w pewnym szczególnym kontekście. Minął pierwszy rok stanu wojennego. Z jednej strony panował marazm i pogodzenie się z sytuacją, z drugiej - codzienność wymagała niesamowitej aktywności i sprytu w zdobywaniu podstawowych dóbr. Ówczesny program telewizyjny również nie sprzyjał relaksowi i oderwaniu się od rzeczywistości.

W pierwszej fazie stanu wojennego Telewizja Polska codziennie serwowała filmy i seriale wojenne. Resztę godzin wypełniały głównie programy propagandowe. Zapowiedź nowego polskiego serialu o tematyce współczesnej budziła nadzieję na chociaż godzinę rozrywki w tygodniu. Tym bardziej że w głównego bohatera wcielał się Kazimierz Kaczor.

Pamięć o Leonie Kurasiu z "Polskich dróg" była wciąż żywa. Ten spryciarz Kuraś, który dawał sobie radę w najtrudniejszych sytuacjach, potrafił wykiwać wrogów i nie zapominał o przyjaciołach - był jednym z nas. Kuraś w realiach stanu wojennego miałby zawsze pełną lodówkę i najlepszy w okolicy zestaw do pędzenia bimbru. A tu na ekranie pojawia się blisko czterdziestoletni, smutny kanalarz, który ciągle mieszka z mamusią i nie może znaleźć żony. Przy tym ma jakieś dziwne oczekiwania od życia: poszukuje prawdziwej miłości, a w dodatku nie wie, czy coś takiego naprawdę istnieje. No, nie!

Polacy mieli wtedy na głowie prawdziwe problemy i nie chcieli zajmować się komplikacjami w życiu jakiegoś nieudacznika. Taki serial nie miał prawa wtedy powstać, i nikt z żadnej stacji telewizyjnej w Polsce i na świecie nie dałby pieniędzy na taką historię dziś.

Zresztą sam reżyser przeczuwał, że początek lat 80. to nie jest czas na "Jana Serce". W wywiadzie, którego udzielił w czasie trwania emisji serialu (dziennikarz rozmawiający z Radosławem Piwowarskim przyznaje, że obejrzał już cztery odcinki), mówi:

"Przede wszystkim serial pisaliśmy ze Zbigniewem Kamińskim przed czterema laty. Został on w całości zrealizowany jeszcze w 1980 roku. Telewizja wyświetla go dziś. Nie można więc mówić o zależności chronologicznej. Dzisiaj "Jan Serce" to dla mnie rzecz prehistoryczna. Nie chodzi o to, by się z czegokolwiek tłumaczyć, ale po prostu: ten serial robił ktoś inny, a ktoś inny dzisiaj o nim rozmawia. W ciągu czterech lat stało się z nami wszystkimi tak wiele, że trudno mi przypomnieć sobie siebie z okresu wymyślania "Jana Serce"! (...)

Po rozmowach z ludźmi widzę, że taki bohater, jakiego gra Kazimierz Kaczor, dzisiaj drażni. Teraz potrzebny jest bohater-"cwaniak", bardziej Kazimierz Kaczor jako Kuraś z "Polskich dróg" niż jako Jan Serce. Ludzie chcą w takich trudnych czasach obejrzeć kogoś, kto sobie daje radę w każdej sytuacji, a nie kogoś zajętego niuansami własnych uczuć. Kiedy serial powstawał, modne było ostre pójście do przodu, działanie, a my chcieliśmy skierować uwagę widza na refleksję, uczucia. I tak powstała postać prawie jak z moralitetu, Don Kichot, który pracuje pod ziemią, a miłości szuka na ulicach".

Jeszcze w 1981 roku reżyser jest bardziej przekonany do swojego bohatera i artystycznych racji: "Chciałbym zrobić film o wielkim uczuciu szarego człowieka, który rzadko pojawia się w sztuce, niezależnie od tego, czy jest to literatura, teatr czy film. Dlatego właśnie na mojego bohatera wybrałem zwykłego robotnika, kanalarza, a więc kogoś, kto istnieje dla nas właściwie tylko pod nazwą zawodu.

Chciałem tym przykładem raz jeszcze dać dowód na to, że ranga człowieka nie zależy od miejsca, które zajmuje w społeczeństwie ani od pracy, którą wykonuje. Razem ze współscenarzystą Zbigniewem Kamińskim ubraliśmy całą opowieść w formę trochę żartobliwą, trochę sentymentalną, chwilami melodramatyczną. Wszystkie te elementy występują w naszym życiu, dlaczego by więc nie pokazać ich na ekranie i nie obdarzyć nimi jednego bohatera? Chcieliśmy stworzyć atrakcyjny seryjny film telewizyjny z lubianymi i cenionymi aktorami. Wydaje mi się, że widzom nie będzie przeszkadzał fakt, iż nasz bohater jest bardzo silnie związany z miejscem swego urodzenia, z Warszawą, że sam o sobie mówi: jestem chłopakiem z Woli. Przecież taka sama historia mogłaby wydarzyć się gdzie indziej".

A tak reżyser obecnie mówi o swoim serialu: - Dziś inaczej patrzę na "Jana Serce". Jestem bardzo z niego zadowolony. Patrzę ze zdumieniem, jakie to jest fajne. To się wzięło z paru rzeczy. Przede wszystkim kiedyś było więcej czasu na robienie serialu. Robiło się z pewnym luzem, że to nie do kina, że nie będzie się poddanym ostrzałowi krytyków. Z drugiej strony, bardzo poważnie podchodziło się do tej pracy.

Karol Borowy


Agencja W. Impact
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy