"Nad Niemnem": Niespodziewana miłość
Piękne widoki, przywiązanie do tradycji, no i przede wszystkim romantyczne uczucie. Wszystko to sprawia, że doskonale ogląda się ten serial.
Większości z nas powieść Elizy Orzeszkowej wydana w formie książkowej w 1888 roku prawdopodobnie kojarzy się głównie z godzinami spędzonymi na czytaniu bardzo, bardzo długich opisów przyrody. To fakt, listek potrafił spadać z drzewa nawet przez kilka stron! Jednak za usprawiedliwieniem autorki "Nad Niemnem" przemawiają dwie rzeczy.
Po pierwsze, książka powstała niejako na zamówienie społeczne z okazji dwudziestej piątej rocznicy wybuchu powstania styczniowego. Nic więc dziwnego, że pisarka starała się jak najlepiej oddać nie tylko skomplikowaną historię naszego kraju, ale także jego niewątpliwą urodę.
Po drugie, no cóż, pieniądze są ważne nawet w życiu artysty. Gdy Eliza Orzeszkowa zaczęła publikować swą powieść w "Tygodniku Ilustrowanym" w odcinkach płacono od strony. Wanda Jakubowska i Karol Szałachowski byli pierwszymi filmowcami, którzy zdecydowali się przenieść "Nad Niemnem" na duży ekran.
Niestety, obraz, w którym główne role zagrali Elżbieta Barszczewska i Jerzy Pichelski, nigdy nie doczekał się premiery, gdyż wyznaczono ją na 5 września 1939 roku. Do dziś nie wiadomo, co stało się ze wszystkimi kopiami filmu - zostały one ukryte w piwnicy jednej z kamienic na Żoliborzu przez członków ruchu oporu, ale, niestety, wszyscy uczestnicy tej akcji zginęli w czasie działań wojennych.
Ogromna strata, bo film Jakubowskiej kręcony był rzeczywiście we wsi Bohatyrowicze położonej w dolinie Niemna, tuż obok przepięknej skarpy wznoszącej się nad rzeką. Musiało minąć prawie pięćdziesiąt lat, by znów ktoś zdecydował się na sfilmowanie "Nad Niemnem".
Zbigniew Kuźmiński miał mocno utrudnione zadanie, bo Bohatyrowicze już od dawna nie leżały w polskich granicach. Być może władze Związku Radzieckiego zgodziłyby się przyjąć na swoim terenie polską ekipę filmową, ale w końcu uznano, że byłoby to logistycznie zbyt wyczerpujące przedsięwzięcie.
Ostatecznie więc to na Podlasiu zdecydowano się kręcić blisko czterogodzinny materiał, z którego później powstał miniserial i film. - Znaleziono idealne miejsce - wspominała w jednym z wywiadów Iwona Katarzyna Pawlak, która wcieliła się w postać Justyny Orzelskiej.
- Okazało się, że Bug jest podobny do Niemna. Cała okolica Drohiczyna, Białegostoku i Białej Podlaski zagrała w naszej produkcji - dodała. Najwięcej wspaniałych zdjęć autorstwa Tomasza Tarasina powstało w okolicach Gnojna, miejscowości położonej na terenie Parku Krajobrazowego "Przełom Bugu". Prace nad realizacją "Nad Niemnem" trwały prawie 4 miesiące.
Gdy Zbigniew Kuźmiński zaczął zastanawiać się nad obsadzeniem głównych ról, doszedł do wniosku, że muszą to być nowi, młodzi aktorzy, których na ekranie jeszcze nie widziano. - Na castingi zaprosiliśmy właściwie całą młodzież aktorską, która w tamtych czasach była w szkołach teatralnych - wspominał Piotr Dzięcioł, producent "Nad Niemnem".
- Przesłuchania trwały dość długo, ale efekty były zadowalające - dodał. Rola Justyny Orzelskiej przypadła Iwonie Katarzynie Pawlak. Co ciekawe, ten debiut filmowy był równocześnie egzaminem dyplomowym aktorki! Ale niewiele brakowało, by zdolna studentka łódzkiej Filmówki nie przyjęła tej roli. Ostatecznie jednak przekonał ją mąż, Jacek Pawlak, który również jest aktorem. Zgodziła się więc, choć miała ogromne obawy
- Czułam, że ciąży na mnie duża odpowiedzialność, by sprostać tej roli - opowiadała artystka. - Wiedziałam, że będę oceniana przez wszystkich, nie tylko przez branżę filmową, ale także przez widzów. A oni potrafią być bardzo... szczerzy - podsumowała.
Jej ekranowym partnerem, czyli odtwórcą Jana Bohatyrowicza, został Adam Marjański, absolwent warszawskiego PWST.
- Kiedy pojawiłem się na zdjęciach próbnych, przypomniałem sobie książkę i... Chryste Panie! - opowiadał aktor.
- Nie wiedziałem, jak tę rolę w ogóle ugryźć, gdzie ta dramaturgia - dodał. Okazało się, że to nie były jedyne trudności w tworzeniu roli.
- Padło pytanie: co ja mam wspólnego ze wsią?- opowiadał Adam Marjański. - No... raz byłem u babci mojego kolegi, pojechaliśmy rowerami i tyle. Potem zapytano mnie o konie... bardzo lubię, ale nie zaprzyjaźniałem się nigdy z żadnym. Potem, czy umiem orać... jak ja mam umieć orać, skoro jestem typowym chłopakiem z miasta? - podsumował.
Ale twórcy postanowili nie rezygnować z młodego aktora i w związku z tym... wysłali go na miesiąc na wiejskie praktyki, by nauczył się "wszystkiego, co Jan potrafił". Trzeba przyznać, że nauka nie poszła w las i Adam Marjański świetnie poradził sobie z ciężką pracą na roli.
O sukcesie serialu zadecydowała także świetnie dobrana obsada ról drugoplanowych. Nikt nie potrafi tak pięknie cierpieć na "globusa" jak Marta Lipińska, która zagrała Emilię Korczyńską.
A Andrzej Precigs wcielający się w znudzonego arystokratę Teofila Różyca i wiecznie martwiący się Janusz Zakrzeński jako Benedykt, to aktorski perełki. Obraz zachwyciły widzów, zarówno polskich, jak i zagranicznych, a wielu licealistów po obejrzeniu produkcji uznało, że "Nad Niemnem" nie jest wcale takie złe...
***Zobacz materiały o podobnej tematyce***