Leszek Kowalewski: Ciało aktora zostało znalezione w lesie. Kto odpowiada za jego śmierć?
W sierpniu 1990 roku w Lesie Kabackim znaleziono ciało Leszka Kowalewskiego. Lubiany aktor zasłynął rolą w kultowym "Rejsie" i właśnie przygotowywał się do kolejnego projektu. Okoliczności tragicznej śmierci mężczyzny do dziś nie zostały wyjaśnione.
10 sierpnia 1990 roku w Lesie Kabackim znaleziono ciało niewysokiego mężczyzny. "Skóra trupio blada, w obrębie głowy, szyi, rąk, przedniej części tułowia pokryta rozmazami krwi" - brzmiał opis wezwanego na miejsce medyka sądowego.
"Młody człowiek, który przebywał w Warszawie na wakacjach, wybrał się na spacer do Lasu Kabackiego. Na przedłużeniu ulicy Rosoła, około 10 metrów od drogi w głąb lasu, zobaczył leżącego mężczyznę. (...) Miał około 49 różnego rodzaju ran na całym ciele" - mówił emerytowany nadinspektor Bolesław Rokosz z Komendy Stołecznej Policji w programie dokumentalnym TVP "Listy gończe".
Dopiero po kilku dniach udało się zidentyfikować ciało za pomocą odcisków palców, które znajdowały się w policyjnej bazie. Ofiarą okazał się Leszek Kowalewski, aktor-amator znany m.in. z kultowego "Rejsu". W 1974 roku trafił do aresztu za kradzież 500 złotych. Chociaż Kowalewski miał na swoim koncie role w popularnych filmach, to życie nigdy go nie rozpieszczało.
Urodził się 14 października 1946 roku w Warszawie. W dzieciństwie przeszedł zapalenie opon mózgowych, a w wyniku choroby jego stan zdrowia na tyle się pogorszył, że całe życie był rencistą (miał II grupę inwalidzką"). Nie wyglądał jak typowy amant z ekranów. Był niskim, drobnej postury mężczyzną z poważną wadą wzroku. Miał przez to wiele kompleksów. Chyba nikt z jego otoczenia nie spodziewał się, że zrobi karierę w filmie.
Na ekranie zadebiutował w kultowym "Rejsie". Na plan filmu trafił, podobnie do większości obsady, przez przypadek. "Pani Niedbalska, drugi reżyser filmu, zajmowała się w dużej mierze castingiem i między innymi pojawił się pan Kowalewski, który był wtedy prawdopodobnie konserwatorem stacji telefonicznych. Pani Niedbalska zapytała go, co potrafi i czym mógłby się pochwalić. On powiedział, że właściwie nic nie potrafi, ale mógłby zaśpiewać. I zaśpiewał 'Missisipi' Paula Robesona" - wspominał Krzysztof Bogdanowicz, kierownik produkcji "Rejsu". Od zaśpiewanego na castingu utworu zyskał przydomek.
W filmie Marka Piwowskiego wcielił się w postać, która prywatnie była bardzo podobna do niego. Nie tylko fizycznie. Zagrał nieśmiałego poetę. To jego bohater w jednej z niezapomnianych scen w filmie informuje postać Stanisława Tyma, że ktoś napisał na ścianie damskiej toalety "głupi kaowiec". Fani filmu do dziś zastanawiają się czy debiutant nie był na ekranie po prostu sobą. Sam uważał się za niespełnionego artystę. Rzeźbił i pisał wiersze. Notes, w którym zapisywał swoją poezję towarzyszył mu również na planie "Rejsu".
Chociaż 23-latek cieszył się bardzo dobrą opinią na planie, to mało kto wiedział, jak naprawdę się nazywał. "Był to Missisipi i koniec. On był w całym "Rejsie" bardzo lubianą postacią , wyróżniającą się, rozumiejącą, co to jest aktorstwo. Ja nie mówię, że umiał grać, ale umiał się zachować tak jak trzeba, kiedy mu powiedzieli, co ma zrobić" - wspominała Zofia Czerwińska.
Na "Rejsie" nie zakończyła się jego przygoda z aktorstwem. W "Trzeba zabić tę miłość" Janusza Morgensterna przypadła mu w udziale rola BHP-owca w FSO, w "Sanatorium pod klepsydrą" Wojciecha Jerzego Hasa pojawił się na ekranie jako "postać w panoptikum", zaś w "Przepraszam, czy tu biją" mignął widzom jako "mężczyzna u fryzjera". Zagrał również w "Polskich drogach". Ostatni raz na ekranie pojawił się serialu "Odbicia" Jakuba Rucińskiego.
Prywatnie Leszek Kowalewski prowadził bardzo towarzyszki tryb życia i nie wylewał przy tym za kołnierz. Był stałym bywalcem stołecznych barów. "Zjawiał się w różnych miejscach, zawsze ze zwitkiem zapisanych wierszami kartek, wszędzie ciepło przyjmowany, pił chętnie, a i bywał gościnny, kiedy mógł, czyli stawiał. Słuchaliśmy jego opowieści z planu przeplatanych grafomańskimi strofami jego poezji. A wszystko to szeptane tym brzmieniem głosu, jakby mówił, wciągając powietrze" - wspominał go Zbigniew Hołdys w "Newsweeku".
Lato 1990 roku spędził m.in. na przygotowaniu się do nowej roli. W tym celu zapuścił długą brodę. Nie zmieniło to jednak jego nawyków. 9 sierpnia widziany był w swoim ulubionym barze "Miodek". Ostatnią noc życia spędził na melinie ze znajomymi. Według jednej z teorii w mieszkaniu doszło do awantury między Leszkiem a jednym ze znajomych. Mężczyźni podobno pobili się o Małgorzatę, zamężną kochankę Kowalewskiego. "Nie lubiłem Leszka, ponieważ był moim rywalem do Małgośki" - cytuje słowa tajemniczego Remka portal Onet. W wyniku kłótni Leszek został wyrzucony z mieszkania, a pół godziny później wyszedł z niego również Remek.
Do dzisiaj pozostaje zagadką, co tak naprawdę wydarzyło się później. 10 sierpnia ciało aktora zostało znalezione w Lesie Kabackim. Tutaj wersje również się różnią. Wspomniany na początku Bolesław Rokosz, twierdził, że ciało aktora odkrył przypadkowy przechodzień, który przyjechał do Warszawy na urlop. Jednak większość źródeł podaje, że ciało odnalazła trójka nastolatków.
"Dochodząc do niego, widziałem, że ma zakrwawione ręce do łokci oraz ściągniętą bluzę z lewego obojczyka. Na obojczyku miał przecięcie, odniosłem wrażenie, że mógł być skaleczony nożem. Po podejściu bliżej widziałem na jego głowie trzy przecięcia oraz wiszący płat skóry. Twarzy nie widziałem, widziałem tylko jego brodę. Głowę miał jakby schyloną do dołu tułowia. Na brodzie oraz na bluzie na klatce piersiowej widziałem krew" - zeznał jeden z chłopców.
Podczas sekcji stwierdzono, że śmierć nastąpiła "na skutek skrwawienia się do klatki piersiowej po odniesieniu wielokrotnych [około 40] ran kłutych i ciętych klatki piersiowej". Największa rana znajdowała się na czole denata. Według śledczych zbrodni dokonano trzema różnymi narzędziami, w tym dłutem rzeźbiarskim. Do morderstwa miała dojść w innym miejscu, a ciało zostało przeniesione. Zmarły miał 2,5 promila alkoholu we krwi. Kilka dni później, po identyfikacji odcisków palców, ustalono tożsamość zamordowanego mężczyzny.
W trakcie śledztwa policjanci przesłuchali znajomych od kieliszka Kowalewskiego. Wszyscy potwierdzili, że widzieli go ostatni raz 9 sierpnia koło godziny 19:00. Ich zeznania były niespójne, a luki w pamięci tłumaczyli zamroczeniem alkoholowym. Małgorzata, o którą aktor miał się pobić z rywalem, w ogóle nie pamiętała ostatniego spotkania. Po 10 miesiącach śledztwo zostało umorzone. "Nie zdołano ustalić, co robił i z kim się spotykał po wyjściu z ich mieszkania" - napisano w uzasadnieniu. Leszek Kowalewski w chwili śmierci miał niespełna 44 lata.
Akta sprawy trafiły do tzw. Archiwum X i do dziś znajdują się w piwnicach specjalnego wydziału kryminalnego policji wśród setek akt dotyczących nigdy nierozwiązanych morderstw. Na ich ponowne otwarcie nie ma raczej szans, bo wszyscy "bohaterowie" wydarzeń z sierpnia 1990 roku, którzy byli na liście podejrzanych - a więc Remek oraz Małgorzata i jej mąż - już nie żyją. Nic nie wskazuje na to, by okoliczności brutalnego mordu na poecie z "Rejsu" zostały kiedykolwiek wyjaśnione.