Jonathan Brandis: Tragiczne losy dziecięcego gwiazdora
Sława, pieniądze, szybka niezależność od rodziców - o tym marzy wiele dzieciaków na świecie. Jednak jak pokazują przykłady wielu małoletnich gwiazd, nie zawsze się to dobrze kończy. Konsekwencje zbyt wczesnego sukcesu mogą być tragiczne. Przykrym przykładem jest historia Jonathana Brandisa.
Można śmiało stwierdzić, że Brandis miał aktorstwo we krwi po swoim ojcu Gregu. Amerykański aktor zaczął przygodę z show-biznesem mając zaledwie 4 lata jako dziecięcy model. Na pierwsze castingi zabierała go matka, która dostrzegła w nim potencjał. By zapewnić mu lepszą szansę na sukces, jego rodzicie zdecydowali się na przeprowadzkę do Los Angeles. Tam dość szybko został dostrzeżony przez producentów filmowych. W wieku 6 lat zadebiutował jako aktor w słynnej operze mydlanej "Tylko jedno życie".
5 lat później zagrał w najpopularniejszych serialach przełomu lat 90. I 80.: "Prawnikach z Miasta Aniołów", "Pełnej chacie" i "Who’s the Boss?". Ekranową nieśmiertelność zapewniła mu rola w drugiej części "Niekończącej się opowieści". Za rolę Bastiana dostał nominację do prestiżowej nagrody Saturn. W 1990 roku zagrał również w kultowej adaptacji powieści Stevena Kinga "To". Świat dosłownie oszalał na punkcie uroczego 14-latka. "Podjęliśmy decyzję, by kontynuować karierę Jonathana, ale pod warunkiem, że nie zakłóci ona naszych wartości rodzinnych" - mówiła w jednym z wywiadów matka aktora.
Kolejne propozycje spływały z każdej strony. Brandis wystąpił m.in. w podwójnej roli w "Drużynie biedronek", zagrał w "Kumplach" u boku Chucka Norrisa, użyczał głosu w animacji "Aladyn". Sława go cieszyła, ale starał się zachować dystans. "Trudno wytłumaczyć. Jesz śniadanie, idziesz rano do pracy, robisz wszystko, co każdy musi robić każdego dnia. A z drugiej strony - stoję w kiosku, gapiąc się na samego siebie" - wyznał skromnie. W 1993 r., dzięki roli Lucasa w serialu "SeaQuest", w jednej chwili stał się idolem nastolatek. Dostawał 4 tys. listów tygodniowo od fanek, które śledziły jego każdy krok. "Nie byłem na to przygotowany" - mówił.
Miał 18 lat, gdy znalazł się w rankingu najbardziej seksownych mężczyzn. Na bal maturalny wybrał się z inna gwiazdą młodego pokolenia - aktorką Brittany Murphy. Po osiągnięciu pełnoletności aktor postanowił się usamodzielnić. Nie chciał być dłużej tym "ślicznym chłopcem". Miał ambicje, których Hollywood nie pozwoliło mu spełnić. "Mam nadzieję, że jestem oceniany również ze względu na moje aktorskie umiejętności, a nie tylko z powodu ślicznej twarzy. Chciałbym zostać reżyserem, zależy mi na kreatywności. Jako aktor boję się, że zostanę zaangażowany do czegoś marnego. To jest coś, co naprawdę chciałbym robić" - zapewniał. Jak jego idol, Alfred Hitchcock, chciał zając się reżyserią oraz pisaniem scenariuszy.
Dobra passa zakończyła się razem z ostatnim odcinkiem "SeaQuest". Po zakończeniu serialu idol młodzieży starał się wyjść z szuflady. Chciał grać poważne, ambitne role. Niestety, twórcy i widzowie nadal chcieli go widzieć jako uroczego chłopca sprzed lat, którym już dawno nie był. Jonathan Brandis z czasem coraz gorzej znosił porażki. Propozycji brakowało, a pieniądze się kończyły. Pojawiła się depresja, a ucieczką od problemów okazały się "procenty". W 2002 r. liczył, że dzięki filmowi "Wojna Harta" wróci na szczyt. Nie udało się, sceny z jego udziałem zostały wycięte z ostateczniej wersji filmu.
Jesienią 2003 roku na kilka dni przyjechał do rodziców. "Chciał być z nami. Widzieliśmy, że coś go trapi, ale nie wiedzieliśmy co, ani jak bardzo było źle..." - wspominała później jego matka. 11 listopada razem z przyjaciółmi wybrał się na kolację. Później całą grupą udali się do jego mieszkania. W pewnym momencie wyszedł z pokoju. Po kilkunastu minutach jeden z przyjaciół zaczął go szukać. Znalazł go na korytarzu drugiego piętra - wiszącego na nylonowej linie. Nieprzytomnego aktora przewieziono do szpitala. Zmarł 12 listopada 2003 o 2:45 nad ranem. Miał zaledwie 27 lat.