Byłam na Królewskich Dożynkach w Adamczysze. Mają rozmach łapserdaki!
Jedź na imprezę Netfliksa mówili, nikt nie organizuje eventów z tak wielkim rozmachem. I mieli rację. Wystawa kostiumów i fragmentów scenografii, pokaz dwóch pierwszych odcinków drugiego sezonu "1670", a w końcu dożynki w warowni Jomsborg, zaaranżowanej na wieś Adamczycha. A to dopiero początek tego, co chcę wam opowiedzieć...
Przebrana za nowoczesną chłopkę, w wianku ze słoneczników, ruszyłam na podbój Adamczychy. Jak okazało się na miejscu, fantazji i polotu zaproszonym gościom nie zabrakło. Były płaszcze z tureckich dywanów, lniane sukienki chłopek, falbaniaste koszule, a nawet koloratki. Postarał się też organizator, bowiem wszystko utrzymano w serialowym klimacie, łącznie z kubeczkami popcornu, strojami szatniarzy, soundtrackiem zaaranżowanym na barokową nutę (muszę go zdobyć!) czy naklejkami na napojach. Szacunek.
Na początek coś dla duszy: w holu Muzeum Historii Polski (od progu rozmach!) Netflix zaaranżował wystawę fragmentów scenografii oraz serialowych kostiumów. Super sprawa, bo nie sposób z każdego odcinka wyłapać wszystkie niuanse, a tutaj mogliśmy zobaczyć z bliska, a nawet dotknąć i przeczytać, co do czego służy. Moimi hitami są kaczka ratunkowa Bogdana, wiewiórka-myjka i oczywiście "list do Krula". Suknię i płaszcz chciałabym każdy i bardzo żałuję, że nie przewidziano licytacji, ale jak dowiedzieliśmy się od twórców, kostiumy niedługo wracają na plan, bo przecież 3. seria "1670" już w produkcji!
Po części wystawowej zostaliśmy zaproszeni na pokaz dwóch pierwszych odcinków serialu. I chociaż cały anturaż, impreza, towarzystwo, obecność aktorów i możliwość rozmów z nimi, były upajające, dla mnie to najmocniejszy punkt programu. Recenzję nowego sezonu będziecie mogli przeczytać niebawem, jednak już teraz zdradzę, że jest na co czekać.
W drugiej serii twórcom kompletnie puściły hamulce, w jak najlepszym tego słowa znaczeniu. Wszystko jest bardziej absurdalne, odjechane, śmieszniejsze, osadzone w kontekście, pojawiają się nowe postaci (Tomasz Schuchardt i Agnieszka Suchora - cudowni!), a teksty, które staną się kultowe, sypią się jak z rękawa. Cytując reżyserów, Macieja Buchwalda i Kordiana Kądzielę, po obejrzeniu pierwszego odcinka nie będziecie się witać inaczej, niż słowami "Moldova"!
Ja niezmiennie kibicuję najpiękniejszemu i najzdolniejszemu łapserdakowi - Kiryłowi Pietruczukowi - w roli chłopa Macieja, ale cała ekipa, która prywatnie wydaje się szczerze lubić i czuć ze sobą flow, trzyma poziom w każdej scenie.
Wśród publiczności, tak mocno zróżnicowanej pod każdym względem: wicepremier, influenserzy, dziennikarze, dyrektorzy, aktorzy, czuło się zjednoczenie w uwielbieniu dla tego rodzaju poczucia humoru. Serial po prostu porywa.
Tymi słowami Bartłomiej Topa zaprosił nas na wielką ucztę w warowni Jomsborg, która tego wieczoru zamieniła się w Adamczychę. Tym samym, po części dla duszy, nastąpiła ta dla ciała. Było przywitanie chlebem i zakazaną solą oraz szwedzki stół, którym wynagradzany jest nam szwedzki potop, uginający się od jadła wszelakiego. Była karczma u Żyda, gdzie przyrządzano ognisty napitek. Wszystko dopięte na ostatni guzik, nawet nazwy drinków: "Zaszczany Jędrula", "Basz basz" czy "Pomyślność dla Polski", nawiązywały do fabuły serialu.
Nie zabrakło też gier i zabaw, przebieranek czy fotobudki, w której można było zostać szlachcicem lub chłopem (moje obie wersje zostały ocenzurowane i szczelnie zalakowane w kopercie). Na koniec poczęstowano mnie suplementem strawy z Góry Kalwarii, co po tej sowitej strawie uważam za zbawienne.
Drugi sezon serialu (a także jego promocja) to zawsze duże wyzwanie dla twórców. Presja udźwignięcia ciężaru fenomenu pierwszej odsłony "1670" była ogromna. Udało się. Wszyscy możecie oddać się zasłużonej ziemniaczanej uczcie. Jakby to powiedział ksiądz Jakub: Amen.