Gwiazda kultowego serialu porzuciła karierę
To był jeden z najpopularniejszych seriali PRL-u. Gdy w sobotnie wieczory w telewizji leciał serial "Daleko od szosy", ulice dosłownie pustoszały. Główni aktorzy z dnia na dzień zostali gwiazdami. Irena Szewczyk wcielała się w ukochaną Leszka Góreckiego granego przez Krzysztofa Stroińskiego. Serial przyniósł jej ogromną popularność, ale ona wybrała inną drogę...
Chociaż serial miał zaledwie 7 odcinków, to odcisnął piętno w sercach widzów. Pierwszy odcinek został wyemitowany w sobotni wieczór 11 grudnia 1976 roku. Do dziś perypetie chłopaka ze wsi, który zakochuje się w miastowej dziewczynie, do łez wzruszają i bawią Polaków.
Gdy 29-letnia aktorka trafiła na plan serialu, miała już na swoim koncie role w uznanych produkcjach m.in. w filmach "Rzeczpospolita babska" oraz "Milion za Laurę". W wywiadach podkreślała, że prywatnie jest przeciwieństwem swojej bohaterki - studentki z miasta zakochanej w chłopaku z małej wsi. "Boję się tego, co będzie za tydzień, miesiąc. A Ania jest dzielna. Podejmuje niełatwą decyzję, chociaż wie, że może liczyć tylko na siebie i Leszka" - mówiła Szewczyk.
Aktorka nie spodziewała się, że serial zdobędzie tak dużą popularność. Obawiała się za to jak zostanie odebrana jej postać. "Cieszyłam się, że to serial. Wszystko wydarzyło się w ciągu zaledwie kilku miesięcy, od stycznia do lipca. Najbardziej bałam się trzeciego odcinka. Był to bowiem moment, w którym zaczynałam konkurować z Bronką, a do niej widzowie się przyzwyczaili... - wspominała później.
Szybko okazało się, że nie miała się czego bać. Polacy pokochali serial i jego bohaterów z wszystkimi ich wadami oraz zaletami. Ludzie na ulicy zaczepiali aktorów, by dowiedzieć się czegoś więcej o lubianej produkcji. "Miła pani w sklepie z gospodarstwem domowym obiecała odłożyć mi komplet zagranicznych garnków, jeśli tylko powiem, jak skończy się serial" - śmiała się aktorka.
Grając Ankę wykorzystała kilka doświadczeń z własnego życia. Na tydzień przed serialowym ślubem powiedziała sakramentalne "tak" swojemu ukochanemu. Męża poznała jeszcze na studiach. Można powiedzieć, że była to miłość od pierwszego wejrzenia. Wysoki, szczupły, z burzą włosów, szybko zapałała do niego uczuciem. Niestety, nie była to miłość aż po grób i małżeństwo nie przetrwało próby czasu. Były mąż Ireny Szewczyk wyjechał do Stanów Zjednoczonych i osiedlił się w Chicago.
W życiu zawodowym układało jej się zdecydowanie lepiej. Po sukcesie "Daleko od szosy" filmowcy chcieli ją zatrudniać w swoich filmach i serialach. Kamera ją kochała, ale była to miłość nieodwzajemniona. Irena Szewczyk zdecydowała się odsunąć od pracy na planach filmowych. Wybrała stołeczne teatry.
W połowie lat 80. wróciła do rodzinnej Łodzi, gdzie przez pięć lat grała w Teatrze Nowym. W 1994 roku oficjalnie zakończyła karierę aktorską. Podobnie jak bohaterka "Daleko od szosy" postanowiła podjąć odważną decyzję i całkowicie zmieniła swoje życie. Szewczyk ukończyła kolejne studia, tym razem pedagogikę na łódzkim uniwersytecie. Jedna z najpiękniejszych aktorek PRL-u jest dzisiaj pracownikiem naukowym w Katedrze Pedagogiki Przedszkolnej i Wczesnoszkolnej Uniwersytetu Łódzkiego.
W lutym 2010 roku otrzymała stopień doktora habilitowanego, a rok później tytuł profesora nadzwyczajnego. Obecnie prowadzi zajęcia ze studentami, pisze książki naukowe razem ze swoim synem, Michałem, który również pracuje na tej samej uczelni. Irena Szewczyk kiedyś była uwielbiana przez widzów, teraz cieszy się dużą sympatią studentów. "To niezwykła osobowość. Jej urok osobisty i empatia, którą emanuje dookoła, jest niespotykana. Miałam przyjemność zdawać u niej egzamin dyplomowy. To było niepowtarzalne uczucie. Cieszę się, że mogłam poznać ją osobiście" - napisała jedna z jej podopiecznych.