"Daleko od szosy": Życie napisało scenariusz
- Pan tutejszy - zapytała Ania. - Tak. Mieszkam tu niedaleko – odpowiedział jej Leszek. Tak zaczęła się piękna historia miłosna, którą znamy od ponad 40 lat!
Niech się panie częstują, na żądanie raz można - słynne zdanie wypowiedziane przez serialowego Leszka przeszło do potocznego języka.
To najlepiej pokazuje, jak wielką popularnością cieszył się 7-odcinkowy serial "Daleko od szosy".
Do dziś perypetie chłopaka ze wsi, który zakochuje się w miastowej dziewczynie, do łez wzruszają i bawią Polaków.
Co ciekawe, ta historia wydarzyła się naprawdę. Pierwowzorem Leszka Góreckiego był Lechosław Uciński. Kiedy uczył się w łódzkim technikum wieczorowym, na lekcję języka polskiego miał napisać wypracowanie na temat: "Moja droga do szkoły".
Historia Ucińskiego wyjątkowo poruszyła polonistę. Nie był to jednak zwykły nauczyciel. Henryk Czarnecki współpracował z reżyserem Zbigniewem Chmielewskim, a wcześniej wydał także książkę "Profesor na drodze", która została przeniesiona na ekran.
Obaj panowie, czyli reżyser i scenarzysta, od razu zobaczyli w tym potencjał na serial. Zabrali się do pracy. Uczestniczył w niej także pan Lechosław. Opisywał dokładnie swoje koleje losu: gdzie pracował i mieszkał, jakie osoby spotkał na swojej drodze, w tym m.in. wścibską babcię, u której wynajmował pokój.
- Tak jak w serialu, podkradała mi herbatę - wspominał ze śmiechem. Po latach zdradził też, że z jego inspiracji, w scenie w sadzie została wykorzystana niezapomniana do dziś piosenka "Daj mi nogę, daj mi nogę, bo bez ciebie żyć nie mogę". Okazuje się, że śpiewał ją często jego brat, który założył zespół muzyczny.
Dziewczyny, czyli serialowa Bronka i Ania, też miały swoje pierwowzory. Jeśli chodzi o pierwszą, to nosiła imię Krystyna. Życie jej nie rozpieszczało. Po rozstaniu z panem Lechosławem, niebawem zaręczyła się z innym chłopakiem. Niestety, kilka dni przed ślubem uległa wypadkowi na motorze. Do końca życia jeździła na wózku inwalidzkim.
Z kolei Ania - bo tak miała na imię ukochana również w prawdziwym życiu - była bardzo szczęśliwa u boku męża. Urodziło im się dwóch synów. Z Łodzi przeprowadzili się do Bielsko-Białej. Przez ostatnie lata życia chorowała na stwardnienie rozsiane. Zmarła w 2014 roku.
Gdy powstał scenariusz, rozpoczęły się poszukiwania obsady. Jeśli chodzi o główną rolę, reżyser Zbigniew Chmielewski miał już upatrzonego odpowiedniego kandydata.
Był nim 26-letni wówczas młody aktor pochodzący ze Śląska, który cztery lat wcześniej ukończył łódzką filmówkę. Nazywał się Krzysztof Stroiński i pracował w Teatrze im. Stefana Jaracza w Łodzi. Reżyser wcześniej zobaczył w nim potencjał, dlatego zaproponował mu mały epizod w serialu "Dyrektorzy".
Młody adept sztuki aktorskiej, nieświadomy tego, że uczestniczy w "zdjęciach próbnych", niebawem dostał propozycję zagrania Leszka Góreckiego. A jaką drogę do serialu przeszła 29-letnia wówczas Irena Szewczyk, czyli serialowa Ania? Rok wcześniej skończyła studia aktorskie i grała w zespole łódzkiego Teatru Nowego.
Miała na koncie występy w komediach "Rzeczpospolita babska" oraz "Milion za Laurę". Do "Daleko od szosy" trafiła przez zdjęcia próbne. Na koniec wspomnijmy także o Sławomirze Łozińskiej, która zagrała Bronkę. Warszawianka z inteligenckiego domu po mistrzowsku wcieliła się w postać wiejskiej dziewczyny. Maniery jej bohaterki najlepiej opisuje scena, w której jedząc czereśnie, pluła pestkami.
- Leszek z niechęcią patrzył, co ja z tymi pestkami robię. Chodziło o to, żeby pokazać, jakie są różnice kulturowe między Bronką a Anią - wspomina scenę aktorka. Ona też, podobnie jak Krzysztof Stroiński, trafiła na plan "Daleko od szosy" przez epizod zagrany w "Dyrektorach".
Cała trójka młodych aktorów nie zdawała sobie sprawy, że serial odmieni ich życie. Pierwszy odcinek został wyemitowany w sobotni wieczór 11 grudnia 1976 roku. Polacy od razu zachwycili się tą historią. Spodobała się im autentyczność bohaterów, wierne odtworzenie ówczesnej rzeczywistości oraz humor zawarty w dialogach.
Aktorzy grający główne role z tygodnia na tydzień stawali się coraz bardziej popularni. Mogli konkurować z "Pancernymi" i Klossem. Zdarzało się, że w czasie przedstawienia w Teatrze im. Stefana Jaracza, gdy na scenę wychodził Krzysztof Stroiński, publiczność skandowała na cały głos: "Leszek! Leszek! Leszek!".
Po dwóch latach od premiery serialu aktor przeniósł się do Warszawy. Miał dość kojarzenia go z tą rolą. W latach 80. pożegnał się z nią na dobre w skeczu kabaretowym, w którym Janusz Rewiński go pyta: - Panie Krzysiu, Leszku, że tak powiem, no to kochał pan tę Bronkę czy Anię?
mj