"Alternatywy 4": Janusz Gajos wyciszył się i złagodniał dzięki żonie
Janusz Gajos, czyli niezapomniany Janek Kos z "Czterech pancernych i psa" oraz Jan Winnicki z "Alternatywy 4", twierdzi, że zanim spotkał miłość swojego życia, nie miał szczęścia do kobiet. - Byłem jednak dosyć uparty w poszukiwaniach, więc w końcu doszedłem do takiego etapu, że mam ideał - powiedział niedawno o swej żonie Elżbiecie
Janusz Gajos poznał Elżbietę w 1989 roku w Krakowie. On występował wtedy gościnnie w jednym ze spektakli Starego Teatru, ona - wówczas dyrektorka domu kultury - postanowiła zaprosić go na spotkanie z fanami. Zdobyła numer jego telefonu i przez kilka miesięcy dzwoniła i usiłowała przekonać go do udziału w imprezie, o zorganizowaniu której marzyła. Janusz Gajos uparcie odmawiał, tłumacząc się brakiem czasu i niechęcią do tego rodzaju imprez. W końcu zgodził się spotkać z Elżbietą przy okazji swego kolejnego pobytu w Krakowie. Gdy ją zobaczył, zaniemówił z wrażenia. Zaprosił ją na obiad. Dziś twierdzi, że - zauroczony jej urodą - chciał sprawdzić, czy jest też, jak mówi, "umysłem do towarzystwa" i człowiekiem na życie. Na następną randkę przyszedł z ogromnym bukietem róż. Potem, kiedy tylko miał wolny dzień, wsiadał do samochodu, a miał wtedy małego fiata, lub do pociągu i jechał do niej do Krakowa.
Po kilkunastu miesiącach aktor postanowił się oświadczyć. Elżbieta Brożek zgodziła się zostać jego czwartą żoną. Janusz Gajos żartował później, że ma wielkie szczęście do czwartych razów - dostał się do szkoły teatralnej za czwartym podejściem, a czwarta żona okazała się kobietą jego życia.
Po raz pierwszy stanął na ślubnym kobiercu w latach 60. Zoję poznał, gdy trafił do wrocławskiego szpitala po wypadku, jakiemu uległ podczas zdjęć do serialu "Czterej pancerni i pies". Byli małżeństwem zaledwie trzy lata. Także jego uczucie do drugiej żony, nieżyjącej już aktorki Ewy Miodyńskiej, szybko się wypaliło. Trzecia - Barbara Nabiałczyk - urodziła mu córkę Agatę, w której wychowaniu bardzo aktywnie uczestniczył po rozwodzie. Dziś Agata pracuje jako psycholog, a jej syn Aleksander to oczko w głowie sławnego dziadka.
Janusz Gajos doskonale pamięta dzień, kiedy po raz pierwszy zaprosił panią Elżbietę do swojego mieszkania w Warszawie. Uprzedził ją, że dopiero się do niego wprowadził i w zasadzie nic w nim nie ma. Pech chciał, że poprzedniego dnia popsuła mu się pralka i całe mieszkanie było zalane. Jego przyszła żona weszła do przedpokoju, zdjęła płaszcz, zakasała rękawy i zaczęła - jak opowiada aktor - doprowadzać jego M4 do stanu używalności. To zdecydowało, że Janusz Gajos uznał, iż nie musi już dłużej szukać kobiety, u boku której chciałby się zestarzeć. Miał już ponad 50 lat i marzył, by po spektaklu w teatrze czy dniu spędzonym na planie filmowym wracać do domu, w którym czułby się... bezpiecznie.
- Poczułem, że przy Eli będę mógł spokojnie robić swoje i że ona stworzy mi dom, jaki zawsze chciałem mieć: pełen rodzinnego ciepła, spokoju, zrozumienia - wspominał wiele lat później w programie telewizyjnym.
Aktor wyznał kiedyś w wywiadzie, że dzięki żonie bardzo się zmienił, a ona potwierdziła, że kiedy go poznała, był cholerykiem, który często tracił panowanie nad sobą.
- Wyciszył się, złagodniał... Od początku wiedziałam, czego Janusz potrzebuje i wiedziałam również, że mogę dać mu to upragnione poczucie spokoju i głębokie przekonanie, że zawsze może na mnie liczyć - powiedziała w wywiadzie.
Elżbieta Gajos wiele razy udowodniła, że mąż jest dla niej najważniejszym mężczyzną na świecie. Gdy aktor poważnie zachorował na serce, opiekowała się nim bez chwili wytchnienia. Przekonała go, by rzucił palenie i zaczął prowadzić zdrowy tryb życia, a przede wszystkim, żeby mniej pracował, a więcej czasu poświęcał na realizację swych pasji, na spotkania z przyjaciółmi i podróże.
- Nasze uczucie jest autentyczne, pozbawione jakiegokolwiek fałszu, dajemy sobie wszystko, co mamy najlepszego - twierdzi Janusz Gajos, a jego żona dodaje, że - choć nie są idealnym małżeństwem - po prawie trzydziestu latach spędzonych razem nie wyobrażają już sobie życia bez siebie.