"Klan": Aktor serialu zrobił spektakl o LGBT i hasłach Strajku Kobiet!
Dariusz Lewandowski, szerokiej widowni telewizyjnej znany przede wszystkim jako Darek Kurzawski z telenoweli „Klan” w TVP1, wraca do swoich korzeni – do Teatru Studio Buffo Janusza Józefowicza i Janusza Stokłosy, gdzie przez siedem lat grał w kultowym musicalu „Metro”. Tym razem jako reżyser i choreograf szokującego i zarazem poruszającego spektaklu muzycznego „Lalki”, będącego czytelną aluzją do haseł znanych z manifestacji ulicznych polskich kobiet, takich jak: przemoc domowa, emancypacja, patriarchat, rządy dziadersów, queerfobia, pseudopatriotyzm czy sprawy aborcyjne.
Większość osób kojarzy Cię głównie z Darkiem Kurzawskim, czyli postacią, którą grasz w serialu "Klan". Mało kto wie, że jesteś reżyserem i choreografem.
Dariusz Lewandowski: - Tak jest w istocie. W teatrze tworzę głównie autorskie dramatyczne spektakle offowe, spektakle muzyczne, teatr tańca. Ten rodzaj sztuki zawsze będzie w cieniu telewizji.
Po tym, jak dobrze sobie radzisz na obu polach, można wysnuć tezę, że jedno nie wyklucza drugiego?
- Z teatrem muzycznym jestem związany od zawsze. Przygodę z nim zacząłem jeszcze na długo przed "Klanem". To głównie w teatrze realizuję się jako artysta i twórca. Serial trafił się w moim życiu przypadkowo i jest moją jedyną stałą aktywności telewizyjną.
- To teatr był i jest kwintesencją mojego życia. Telewizję traktuje z przymrużeniem oka. Nie szukam z nią związków. A i ona nie ma dla mnie żadnych ciekawych propozycji - ani jako artysty, ani jako widza.
W piosence otwierającej Twój najnowszy autorski spektakl pt. "Lalki" jedna z solistek cytuje za Hubertem Dobaczewskim "Spiętym": "Może też być tak niestety, że się nigdy w twórczości nie wezmę za kobiety...". Dość przewrotny wstęp jak na spektakl o kobietach, dla kobiet i z samymi niemalże kobietami na scenie!
- Celowo wybrałem ten utwór na otwarcie. Pada też w nim jeszcze jedno znamienne zdanie: "Jeśli masz w buzi kupę, to ją wypluj, nie przełykaj". Wszystko, co następnie gramy, mówimy i śpiewamy w "Lalkach", jest wyrzuceniem z siebie tego, co podeszło nam artystom i ludziom po prostu pod brodę, czego nie można już dłużej w sobie utrzymać, czyli wszystkiego tego, co wykrzyczały głośno Polki w 2021 i 2022 r. podczas manifestacji ulicznych.
Mówisz wprost, że odnosisz się w tym spektaklu do wydarzeń związanych z niedawnymi strajkami kobiet.
- Sztuka poważna, dramatyczna powinna, a czasem wręcz musi być zwierciadłem rzeczywistości, jakimś rezonansem tego, co najistotniejsze pod skórą społeczeństwa, komentarzem do tego, co się wokoło nas dzieje albo "głosem w sprawie".
W jakiej więc sprawie powstał spektakl muzyczny "Lalki"?
- Byłem mocno zdziwiony, że polski teatr zdaje się milczeć w sprawie tego, co przydarza się kobietom w tym kraju. Ciężko było mi znaleźć spektakl biorący je w obronę albo przynajmniej identyfikujący się z ich postulatami, naszymi postulatami, mówię tu o każdym empatycznym i wrażliwym społecznie człowieku. Pomyślałem, może się boją? W końcu w polskim teatrze każdy od kogoś czy czegoś zależy i nieważne, czy to teatr państwowy, czy prywatny. I wtedy...
I wtedy pojawiło się zaproszenie z Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu?
- Tak. Ogłoszono konkurs dla tak zwanego nurtu OFF, czyli dla raczej małych, niszowych projektów, których twórcy są chętni, z jakichś własnych wewnętrznych pobudek, zrealizować praktycznie za darmo premierowe spektakle o charakterze muzycznym i tam je wystawić. Pomyślałem, czemu nie? Mam pomysł, cudowną obsadę świadomych artystów, wszystkich nas łączy chęć robienia w teatrze rzeczy ważnych, zatem czemu nie?
I tak powstały "Lalki"? Spektakl, o którym od premiery mówi się nie inaczej jak: mocny, kontrowersyjny, obrazoburczy, emocjonalny i przede wszystkim szczery!
- Podjąłem decyzję, że jeżeli chcę odnosić się do spraw takich jak wolność, emancypacja, patriarchat i rządy dziadersów, queerfobia, pseudopatriotyzm czy sprawy aborcyjne, to muszę płynąć na fali narracji znanej z manifestacji kobiet i nastrojów z marszów z parasolkami, a - jak wiemy - nie płynęła tam z ust liryka. Kobietom skończyła się cierpliwość. W kilku prostych zdaniach zawarły swoje postulaty. Wiemy, jakie to były hasła...
Ty jednak postanowiłeś posłużyć się piosenkami, a ściślej mówiąc, tekstami rockowych przebojów, i to z minionych dekad.
- Jest coś wspaniale odkrywczego i "performenskiego" w śpiewaniu tych utworów w kontekście tej tematyki spektaklu, gdy wybrzmiewają one na nowo, nabierają zupełnie nowych znaczeń, okazują się bardzo żywe i jak nigdy aktualne! Emocjonalne i entuzjastyczne przyjęcie "Lalek" na PPA oraz na późniejszych różnych festiwalach, gdzie były wystawiane, tylko to potwierdza. Mamy widzów, którzy podążają za tym spektaklem, jeżdżą tam, gdzie akurat gramy. To właśnie to, między innymi, skłoniło nas do poszukania stałej sceny dla spektaklu. Wybór padł na Warszawę. Stąd jestem, tu pracujemy, tutaj zapłonęło największe ognisko kobiecych emocji. Postanowiłem pokazać "Lalki" warszawskim kobietom i mężczyznom i znaleźć dla nich scenę.
Co pewnie po takim sukcesie i przy tak aktualnej tematyce nie było trudno?
- Ależ nic podobnego! Okazuje się, że niezależny spektakl, choćby nie wiem jak udany i profesjonalnie zrealizowany, jest raczej skazany na niebyt, ewentualnie na rzadkie prezentacje w ramach niszowych festiwali. Przy szukaniu stałej sceny dla "Lalek" pozbyłem się resztek iluzji, że "dobra sztuka zawsze się obroni". Niestety, żyjemy w czasach skrajnej komercjalizacji teatralnej. Poza naprawdę jednostkowymi wyjątkami teatry w Polsce to firmy, które działają głównie przez pryzmat "wyników sprzedaży". I nie ma znaczenia, czy to teatr państwowy, czy prywatny. Jeśli przychodzisz do teatru z "niezależnym" spektaklem, to albo odbijesz się od zamkniętych drzwi wejściowych, albo musisz przynieść worek pieniędzy ze sobą i najlepiej kilka nazwisk celebrytów w obsadzie.
Rozumiem, że reżyser, znany głównie jako aktor z serialu "Klan", też nie jest atutem?
- Wręcz przeciwnie! Często rozmawiam z dyrektorami teatrów w Polsce i w ich twarzach widzę najczęściej powątpiewanie - ot, przyszedł jakiś aktor serialowy i wciska swój spektakl... Otwierają ze zdziwienia oczy, kiedy słyszą, że jest to moja 11., 12. czy 13. realizacja teatralna. Nie wiedzą, ale skąd mają wiedzieć, przecież dyrektorzy teatrów, nie oglądają zwykle niczego poza spektaklami z własnej sceny (śmiech).
Ale jednak znalazło się miejsce dla "Lalek" - Studio Buffo Janusza Józefowicza i Janusza Stokłosy.
- To był strzał w dziesiątkę! To w końcu teatr, w którym jako artysta debiutowałem. Teatr z jednej strony wybitnie komercyjny, ale jednak otwarty "mentalnie", sięgający czasem również po takich autorów, jak Młynarski, Brel czy Przybora. To również tutaj kilkanaście lat temu wystawiałem inny mój spektakl z piosenkami Jonasza Kofty. Pomyślałem, czemu nie, zapytam.
Udało się! 28 lutego br. premiera warszawska "Lalek" - musicalu rockowego.
- Tak! Chociaż proszę nie spodziewać się baletu, cekinów i feerii świateł. Tak naprawdę jesteśmy antymusicalem. Rozsadzamy scenę przekazem, treścią, energią i bezkompromisowością, ornamenty odrzucając na bok.
Czyli tytułowe "lalki" tylko z pozoru są nieme?
- O tak! Nasza obsada, nasze bohaterki to prawdziwa "siła kobiet". Warto się przekonać! Coś czuję, że będzie to najgłośniejsza muzyczna premiera tego sezonu! Zapraszam do Buffo!