Łukasz Dzięcioł o produkcji serialu "Informacja zwrotna": Idę za dobrymi historiami
Producenci nieczęsto opowiadają o swojej pracy, a bez nich nie powstałby żaden serial. To oni znajdują budżet, nawigują procesem produkcji, zarządzają sytuacjami kryzysowymi i nierzadko podejmują ważne decyzje kreatywne. O swojej pracy i kulisach produkcji swojego najnowszego serialu "Informacja zwrotna" opowiada Łukasz Dzięcioł z firmy Opus, producent takich tytułów, jak "Kruk", "Klangor", "Pewnego razu na krajowej jedynce" i "Królowa".
Sylwia Szostak: Jaka jest geneza serialu "Informacja zwrotna"? Jak to się stało, że projekt trafił właśnie do ciebie?
Łukasz Dzięcioł: - Do producentów materiały trafiają na dość wczesnym etapie, często w formie niewydanych jeszcze pdf-ów, i tak właśnie było w tym przypadku. Książka "Informacja zwrotna" trafiła do nas w formie niewydanego manuskryptu. Jednocześnie agentka Jakuba Żulczyka przesłała manuskrypt do Netflixa. Pracowaliśmy wtedy nad innym projektem dla Netflixa, i przy okazji pojawił się temat "Informacji zwrotnej". Bardzo szybko dogadaliśmy się, że to może być nasz wspólny projekt. W momencie, kiedy książka została wydana, my już pracowaliśmy nad adaptacją. W tym procesie wszystkie kreatywne decyzje były wypadkową naszych wspólnych pomysłów. Naszym pomysłem było zaproszenie do adaptacji, pracującego z nami Kacpra Wysockiego. Netflix natomiast zaproponował reżysera Leszka Dawida, którego znam jeszcze od czasów szkoły filmowej, nigdy nie pracowaliśmy razem, więc to była dobra okazja do zrobienia czegoś wspólnie. Krótko potem zajęliśmy się kwestią dla mnie kluczową, która wpływa przede wszystkim na świetny workflow produkcji, ale też atmosferę na planie, czyli dobór szefów pionów.
Jak wypracowaliście wizję serialu? Jak wyglądał proces adaptacji książki na potrzeby serialu?
- Pierwszym naszym zadaniem było zaproponowanie koncepcji adaptacji i zajął się tym Kacper Wysocki. Koncepcja stworzona przez Kacpra od razu, w naszym odczuciu, szła w dobrym kierunku. Pierwszym sprawdzianem była reakcja Kuby, który do pomysłu adaptacji w zasadzie nie miał żadnych komentarzy. Potem był etap pisania i prac nad scenariuszem. Przyjęliśmy formułę limited series czyli serialu zamkniętego w jednym sezonie, bez kontynuacji. Kluczową rzeczą było oszacowanie ilości odcinków. Kacper zaproponował pięć odcinków i na taki format się zdecydowaliśmy, oczywiście w porozumieniu z Netflixem. Pierwsze skrzypce u nas na tym etapie zawsze gra scenarzysta. W momencie, kiedy mieliśmy zarysowane odcinki, wtedy zaprosiliśmy do pracy nad tym tekstem reżysera Leszka Dawida. Reżyser zawsze wnosi wiele dobrego i jego uwagi są cenne, w naszym modelu pracy scenarzysta pisze, a reżyser komentuje odcinki, które są już napisane, dodaje swoje uwagi i świeże spojrzenie. Uważam, że takie podejście jest dobre dla wszystkich.
A jaka była twoja rola jako producenta w tym okresie, kiedy trwały prace scenariuszowe?
- Ja komentuję tekst zawsze na bardzo wczesnym etapie. Stworzyliśmy z Kacprem taki rodzaj workflow, który nam się sprawdza. Zawsze jestem pierwszym czytelnikiem pomysłów, konceptów adaptacji, odcinków. Jeżeli są jakieś rzeczy, które można poprawić, to rozmawiamy o tym, to jest mój wkład. W tym przypadku oczywiście znałem bardzo dobrze materiał źródłowy, czyli książkę, którą w pewnym sensie modyfikowaliśmy, skroiliśmy ją pod format serialu. Także dla widzów, dla fanów tej książki to będzie ciekawe doświadczenie obejrzeć serial i znaleźć te wszystkie różnice, których dokonaliśmy. Wydaje mi się, że nie daliśmy plamy. Kuba po przeczytaniu scenariusza, ale też po obejrzeniu całego serialu powiedział, że sam lepiej by tego nie zrobił. Moja rola jako producenta polega między innymi na tym, żeby ten zespół działał jak bardzo dobrze naoliwiona maszyna i żeby niepodzielnie panowała twórcza atmosfera, którą staram się podsycać. Tak naprawdę na taki projekt składa się praca ponad setki osób. Dobrze jest, jak pracują w przyjaznej atmosferze.
"Informacja zwrotna" ma wysoką jakość produkcyjną. Jakie zmienne przyczyniły się do takiego efektu w obrazku?
- To wynika zawsze z różnych rzeczy, ale przy tym projekcie muszę podkreślić, że stworzono nam bardzo dobre warunki do pracy nad tekstem, a potem też stworzono nam bardzo dobre warunki, żeby zrealizować materiał na planie tak jak chcemy. Oznacza to, że mieliśmy przede wszystkim wystarczająco dużo czasu na pracę nad scenariuszem, jak i potem na planie. Przyjęliśmy taką zasadę w pracy z reżyserem, że reżyser mógł zarówno w okresie preprodukcji, jak i potem przed scenami odbyć próby z aktorami, co bardzo dobrze wpłynęło na finalny efekt. Czytając opinie o serialu wiem, że widzowie widzą to na ekranie. Taki model pracy dał aktorom pewność, że to, co robią, robią dobrze. Mierzyliśmy się z bardzo trudnym i delikatnym tematem. "Informacja zwrotna" to nie jest łatwa książka. Chcieliśmy stworzyć bohatera, z którym widz będzie empatyzował, któremu widz uwierzy. Kuba jest twórcą, który swój sukces zawdzięcza temu, że pisze często bez ogródek i po bandzie. Przygotowując tę adaptację, nie chcieliśmy tego tracić.
Wydaje się, że mieliście duży komfort pracy na planie pod kątem czasu. Ile w przeliczeniu na dni zdjęciowe poświęciliście czasu na jeden odcinek?
- Pewnie wyszłoby około 12 dni na odcinek. Ilość dni zdjęciowych jest ściśle skorelowana z budżetem projektu. To jest dużo jak na polskie standardy. Ale właśnie to cenię sobie w platformie, z którą współpracowaliśmy przy tym projekcie, że dała nam zielone światło do tego, żeby zrealizować projekt taką metodą, która potem zadziała na ekranie. Bo tak naprawdę nikogo nie interesuje, ile masz dni zdjęciowych na projekt, o tym nikt nie będzie rozmawiał. Wszyscy rozliczą serial z tego, co widzą na ekranie. Moim zdaniem serial, który opiera się w tak dużej mierze na kreacjach aktorskich, tak jak w przypadku "Informacji zwrotnej" wymaga odpowiedniego czasu na przygotowanie i my to dostaliśmy. Potrzebny był nam czas, żeby aktorzy mieli komfort pracy, mieli możliwość przygotowania się do bardzo trudnych scen. Trudność nie wynikała ze skomplikowanych ewolucji kaskaderskich, tylko z bagażu emocjonalnego scen.
Seriale, których jesteś producentem, czyli "Klangor", "Pewnego razu na krajowej jedynce", "Kruk" czy właśnie "Informacja zwrotna" łączy pewien mroczny klimat, szorstkość obrazu, trudna niekiedy tematyka. Czy jako producent powiedziałbyś, że masz swój własny styl?
- Myślę, że to bardzo dobrze, jeśli tak jest, ale powiem szczerze, że nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Po prostu idę za dobrymi historiami. Może faktycznie ciągnie mnie do takiego mroku. Ale jakbym miał powiedzieć, jakie seriale produkuję to opisałbym je tak: dobre, trzymające w napięciu historie, które wywołują u widza emocje. Myślę, że ja po prostu lubię takie tematy, które też we mnie wywołują emocje. A ta kwestia spójności między różnymi projektami może wynikać z faktu, że mam stałe grono współpracowników, z którymi mam wspólny język, i to oni tworzą klimat danej produkcji. Myślę, że to ma znaczenie, ludzie, z którymi pracuję. Zawsze staram się myśleć, kto byłby najlepszym partnerem do trudnych projektów, które robimy. I wydaje mi się, że na tym też polega trochę intuicja producenta, żeby wybrać człowieka, z którym naprawdę potem przez rok czasu pracujesz ręka w rękę i podejmujesz wspólnie trudne decyzje, dotyczące obsady, wyboru lokacji, odnośnie tego, jak zaplanować te zdjęcia, żeby się zmieścić w czasie, często pracując w śniegu, w deszczu, w upale, w kurzu. Trzeba mieć ekipę, na której można polegać.
Współpracujesz z różnymi emitentami, na co zwracasz uwagę w takiej biznesowej relacji?
- Dla mnie jako producenta kluczowy jest komfort pracy. Netflix czy Canal+ daje nam warunki do zrealizowania wizji dużych projektów, które mamy. Z każdym emitentem pracuje się inaczej i w każdej takiej relacji są plusy i minusy. W przypadku "Informacji zwrotnej" ważne było pełne zrozumienie po stronie Netflixa, że zrealizowanie wizji takiego dużego projektu ma swoją cenę. Myślę, że zbudowaliśmy zaufanie przez te kilka wspólnych projektów z Netflixem, bo rzeczywiście rozliczamy się bardzo sumiennie z projektów, jesteśmy w stanie wizję, na którą się umawiamy zrealizować. Wydaje mi się, że z każdym z emitentów ważne jest zbudowanie takiej relacji, która się opiera na naprawdę wzajemnym zaufaniu. Bo jak wszystko idzie dobrze, to jest dobrze. Ale jeżeli jest jakiś problem, to trzeba mieć możliwość liczyć na siebie wzajemnie i mieć zaufanie, które buduje się z czasem a które potem procentuje. Także ja jestem takim długodystansowym producentem. Chcę robić jakościowe rzeczy ze zdolnymi ludźmi i szukam partnerów, którzy nie będą mi rzucać kłód pod nogi, tylko dadzą mi szansę, żeby wykonać moją pracę najlepiej jak umiem.
W tym co mówisz, wybrzmiewa troska o jakość. W przypadku "Informacji zwrotnej", co jeszcze przyczynia się do jakości tego serialu według ciebie? Nie mamy tu eksplozji, spektakularnych scen. Tutaj mamy właśnie trudne emocje. A jednak serial robi duże wrażenie.
- Dopracowanie detalu, to wydaje mi się będzie można zauważyć np. w zdjęciach tego projektu. Tutaj przyjęliśmy koncepcję, że w odróżnieniu od większości projektów, nie będziemy pracować na dwie kamery, żeby zyskać na czasie, tylko będziemy pracować na jedną kamerę. I to jest takie bardzo filmowe podejście. Praca na jedną kamerę tworzy bardziej intymną atmosferę na planie, co w przypadku realizacji trudnych emocjonalnie scen, robi różnicę. Każdy z tych kadrów możesz dopieścić, dopracować, w kadrze umieścić światło pod kamerę. I to jest ogromny plus. To stąd ta decyzja. Ta decyzja też oczywiście niesie ze sobą konsekwencje, bo rzeczywiście potrzebujesz więcej czasu. Ale w moim odczuciu było warto.
Co lubisz w swojej pracy producenta, a co uważasz za trudne?
- Trudny jest ciężar odpowiedzialności za projekt i brak czasu na wszystko inne. Na pewno jest to praca, która zajmuje ogromną ilość czasu, ale myślę, że to co ja najbardziej w tej pracy lubię, to jest współtworzenie od zera historii, które potem produkuję i które potem istnieją w świadomości widzów. Bardzo lubię też pracę z ludźmi. I myślę, że to jest dla mnie podstawa tego zawodu. Wydaje mi się, że gdyby tych ludzi nie było, że gdyby nie było tych interakcji i relacji to zastanawiam się, czy robiłbym to co robię. Mam jednak poczucie, że te wszystkie projekty, które firmuje swoim nazwiskiem, swoją firmą, że to nie tylko ja - za tym stoi ekipa, z którą uwielbiam pracować. Jestem też producentem obecnym na planie. Dla mnie każdy z etapów powstawania projektu jest ważny i w każdym z tych etapów się odnajduję.
Czy w twojej pracy przeważa aspekt logistyczny zarządzania zespołem? Czy czujesz jednak, że to zajęcie w dużej mierze kreatywne?
- Myślę, że ten aspekt kreatywny jest najważniejszy. Tak naprawdę to, czym ja się zajmuję, to jest w dużej mierze myślenie nad tym, żeby projekt był jak najlepszy. Żeby wyczuć te emocje, poczuć tę energię ludzi, z którymi pracuję. Wiedzieć, jak możemy sprawić, żeby projekt był jeszcze lepszy. Oczywiście mam dużo pracy biurowej i ten aspekt zarządzania zespołem jest bardzo ważny, ale też mam ludzi, którzy zajmują się stricte organizacją produkcji. Większość mojego czasu w pracy poświęcam na to, żeby zastanowić się, jak sprawić, aby ten projekt był jeszcze lepszy i jak na przykład przekazać swoje emocje, swoje uwagi różnym członkom ekipy w taki sposób, żeby to było jasne i klarowne, a jednocześnie motywujące. Żeby mój komentarz zadziałał na korzyść. Taką cechą, która jest właściwa mojej osobie, jest zadowolenie i radość z sukcesów moich kolegów i koleżanek z branży. Bo uważam, że w ten sposób te projekty będą coraz lepsze. Ścigam się jedynie ze sobą i zawsze będę dążył do tego, żeby się zmierzyć z tym, co ja mogę zrobić jeszcze lepiej. Naprawdę cieszę się, że jeśli chodzi o seriale, to powstało dużo bardzo ciekawych rzeczy na przestrzeni ostatniego roku w Polsce, gdzie widać, że producenci tych projektów wkładają dużo serca w swoją pracę i mają chęć zrobienia czegoś dobrego.
A jakie są twoje zawodowe marzenia i cele?
- Może odpowiem trochę przewrotnie, ale dla mnie celem nie jest moment premiery projektu, tylko liczy się droga do tej premiery. Można to nazwać marzeniem - ja po prostu chciałabym z takim entuzjazmem dalej robić to, co robię teraz przez kolejne lata, bo naprawdę realizuję się w tym przebiegu przygotowań produkcji. Lubię swoją pracę, ale nie myślę o niej w kontekście, że mam jakiś cel, który chciałbym osiągnąć i wtedy to będzie to. No bo co dalej? Myślę, że to jest taka moja myśl, mój sposób i moja zasada, żeby się cieszyć z tego, co się robi każdego dnia. Nie mogę i nie potrafię odpowiedzieć na to pytania w taki sposób, że jest coś, co chciałbym osiągnąć. Dla mnie bardzo ważnym aspektem tej pracy jest praca w zespole i to jest też moja powinność, zadanie, żeby ludzie, z którymi pracuję, mieli dobrą pracę i godne wynagrodzenie za tą pracę. Wtedy wiem, że są w stanie dać z siebie wszystko i tylko wtedy są w stanie pracować z takim zadowoleniem jak ja. Uważam, że na końcu zgrany zespół to jest bardzo duża część zadowolenia z mojej pracy.