Mówiono jej, że jest... za mała na aktorkę!
Jolanta Fraszyńska, którą ostatnio oglądaliśmy jako Grażynę Jabłońską w "Hotelu 52", żartuje, że ludzie, którzy jej nie znają, na początku nie traktują jej... poważnie.
- Przede wszystkim ludzie myślą, że mam mniej lat niż w rzeczywistości. No i nie jestem postawną super-laską z wielkim biustem. Taką małą kobietkę, jaką jestem, niekoniecznie widać na scenie z siódmego rzędu - wyznała w wywiadzie.
Jolanta Fraszyńska pamięta, że kiedy po studiach dostała pracę w jednym z teatrów, dyrektor nie wróżył jej wielkiej kariery, bo według niego była... za mała na aktorkę. Szybko jednak się przekonał, że Jola wcale nie jest osóbką, na jaką wygląda.
- Mój dyrektor szybko zrozumiał, że nie tylko mnie widać na scenie, ale i zupełnie nieźle słychać. Najpierw zagrałam "Anię z Zielonego Wzgórza". Spektakl cieszył się ogromnym powodzeniem. Potem spotkałam Jerzego Jarockiego, który zburzył moje dobre samopoczucie spowodowane powodzeniem "Ani" i wskazał delikatnie, jak tylko on potrafi, na niedostatki mojego warsztatu - wspominała w rozmowach z dziennikarzami.
Jolanta Fraszyńska bardzo długo miała kompleksy na punkcie swojego... ciała. Twierdzi, że sporo czasu zajęło jej leczenie z poczucia niższości, które zaszczepiono jej w rodzinnym domu, gdzie wszyscy radzili jej, by nie walczyła o swoje, lecz siedziała cicho i przyjmowała to, co dostaje od losu.
- Z takim bagażem myślenia o sobie i o życiu trudno się przebić, a ja chciałam być kimś - mówiła po latach.
Jolanta Fraszyńska udowodniła swoimi rolami, że ci, którzy nie dawali jej szans w zawodzie, mylili się. Dziś należy do grona najpopularniejszych polskich aktorek, ma na swoim koncie nagrody za kreacje w filmach "Ławeczka" i "Skazany na bluesa", jest chętnie przez reżyserów obsadzana w serialach - grała doktor Monikę Zybert w "Na dobre i na złe", Romę Barańską w "Licencji na wychowanie", Annę Miłobędzką w "Hotelu Pod Żyrafą i Nosorożcem" i niezapomnianą Ćmę w "Ekstradycji".