"Halt and Catch Fire": Doskonały finał [recenzja przedpremierowa]
W czasie kiedy z roku na rok w Stanach Zjednoczonych produkuje się coraz więcej seriali fabularnych łatwo przegapić telewizyjne perełki. Serial „Halt and Catch Fire”, który zadebiutował na antenie AMC trzy lata temu, zalicza się do jednych z najlepszych produkcji ostatnich lat i nie ustępuje pod żadnym względem uznanym produkcjom, zdobywając kolejne przychylne głosy widzów jak i krytyków. 28 września rozpoczyna się finałowy, czwarty rozdział opowieści o piątce ludzi, którzy mieli zamiar zmienić branżę komputerową.
Kiedy na antenę trafiły pierwsze odcinki "Halt and Catch Fire" można było odnieść wrażenie, że produkcja silnie wzoruje się na poprzednich hitach stacji - "Mad Men" oraz "Breaking Bad".
Szczególnie było widać to w początkowej charakterystyce postaci - Joe (Lee Pace) przypomniał Dona Drapera, Gordon (Scott McNairy) - Waltera White’a.
Z biegiem czasu twórcom, Christopherowi Cantwellowi i Christopherowi C. Rogersowi, udało się wyjść z cienia tych produkcji dzięki fascynującej fabule oraz nakreśleniu prawdziwych, skomplikowanych bohaterów.
Zmiany można już było zauważyć już w drugim sezonie, kiedy w centrum zainteresowania scenarzystów znalazły się Cameron (Mackenzie Davis) i Donna (Kerry Bishe), a ich współpraca oraz przyjaźń, obok dość trudnych relacji Joego i Gordona, stała się jednym z fundamentów serialu.
W trzeciej serii ambicje, marzenia oraz nieustanne próby stworzenia czegoś nowego w branży komputerowej jeszcze bardziej skomplikowały relacje pomiędzy bohaterami prowadząc do wybuchowego finałowego odcinka, w którym wydaje się, że niektórych przyjaźni nie da się już uratować.
W czwartej serii akcja zaczyna się od... przeskoku w czasie - tym razem twórcy przenoszą akcję do początku lat 90. Scenarzyści sprawnie wprowadzają nas w wątek każdego z bohaterów i pokazują co wydarzyło się w ich życiu w ciągu ostatnich miesięcy.
Joe i Gordon rozkręcają swoją firmę oraz próbują dokonać kolejnej rewolucji - tym razem związanej z rozwojem Internetu i przeglądarkami. Donna staje się jedną z ich głównych rywalek, a decyzje jej firmy zdecydowanie wpłyną na jej relacje z Gordonem. Z kolei Cameron próbuje przekonać firmy do wydania gry komputerowej jej autorstwa.
Podobnie jak w poprzednich odcinkach historia branży komputerowej jak i motywacje i rozwój bohaterów są bardzo dobrze nakreślone, a twórcy zachowują równowagę pomiędzy tymi aspektami.
Na szczególną uwagę zasługuje kilka scen (nie tylko z premierowego odcinka, ale także i z dwóch kolejnych) m.in. wprowadzenie i przedstawienie postaci w pierwszym odcinku; rozmowa Cameron z Gordonem; praktycznie cały wątek Cameron i Joego w epizodzie drugim (i chyba jeden z najbardziej romantycznych momentów w historii tego serialu), każda scena z Cameron i Donną (tutaj zwrócę uwagę na montaż w 4x01 oraz konfrontację w 4x03 - relacje pomiędzy obiema paniami nadal są bardzo napięte).
A aktorsko? Mackenzie i Kerry wymiatają, a Lee i Scott nigdy nie zawodzą.
Pierwszym trzem odcinkom trudno cokolwiek zarzucić - wszystkie wątki są dobrze kontynuowane, tempo akcji odpowiednie, a w centrum uwagi nadal pozostają bohaterowie. Mimo, że fabuła serialu była osnuta wokół branży komputerowej, to na pierwszym planie znajdowała się historia o samotnych marzycielach, którzy mimo problemów, zdrad i bólu, jaki sobie wzajemnie zadawali, zawsze z powrotem do siebie wracali.
W kolejnych odcinkach na widzów czeka z pewnością wiele niespodzianek - Haley, córka Gordona i Donny, skrywa pewną tajemnicę, a do obsady dołącza Anna Chlumsky ("Figurantka"). Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, finałowy sezon "Halt and Catch Fire" będzie tak samo dobry (lub lepszy) jak pozostałe serie.
A ja będę nadal będę kibicować Donnie i Cameron i mieć nadzieję, że w końcówce sezonu obie bohaterki w końcu się pogodzą.
Czwarty, finałowy sezon "Halt and Catch Fire" wystartuje w czwartek, 28 września, na antenie AMC. Odcinki będą wyświetlane co tydzień o godzinie 21:00.