Premiera "Gry o tron": Nad trupami najbliższych
Dziś w nocy polskiego czasu miał premierę pierwszy odcinek szóstego sezonu "Gry o tron". Twórcy są w formie, ale doroczne otwarcia seriali rządzą się swoimi prawami, więc nie oczekujcie fabularnego uderzenia pomiędzy oczy.
Dzisiejszy odcinek "Gry o tron" po kolei powraca do wątków, które pozostawiliśmy w finale piątego sezonu, bohaterowie siedzą, stoją, spacerują i od niechcenia opowiadają sobie (a tak naprawdę nam), co wydarzyło się w ubiegłym roku w serialu. "Kobieta w czerwieni", bo taki tytuł nosi omawiany epizod, ma to do siebie, że te spotkania często odbywają się nad zwłokami poległych przyjaciół, dzieci, kochanek.
Przyjaciele Jona z Nocnej Straży radzą, co czynić nad jego trupem, Carsei i Jamie płaczą nad ciałem Myrcelli, nawet sadysta Ramsay, uroni łzę nad córką psiarczyka.
Krew także popłynie w Dorne i tylko w Meereen, przez chwilę zanosiło się na beczkę śmiechu - ale zabawne przepychanki Tyriona i Varysa szybko zostaną zastąpione, tak, streszczeniem wydarzeń z poprzedniej serii. W tempie narracji czuć wyraźny rozdźwięk w ramach osobnych wątków.
Na szczęście retrospektywne rozmowy bohaterów są idealnie zrównoważone przez drugi człon każdego wątku, który wprowadza nowe wydarzenia i zwroty akcji. W tym momencie zaczynamy naprawdę dobrze się bawić. Tak jak wspomniałem, twórcom serialu nie można odmówić doświadczenia w budowaniu porywającej opowieści.
Nie zabraknie także flagowej dla tej produkcji przemocy i, tak lubianej przez wszystkich, golizny, choć tym razem może nas ona lekko zaszokować.
Nie wnikając głębiej w fabularne twisty (w końcu polska premiera "Gry..." dopiero dziś wieczorem w HBO) "Kobietę w czerwieni" można opisać w najprostszy sposób: najpierw przypomina nam, co tak bardzo lubimy w tej serii, a potem zaczyna się prawdziwa zabawa.
7/10