Dr Quinn Dr Quinn: Medicine Woman
Ocena
serialu
8,9
Bardzo dobry
Ocen: 390
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

​Jane Seymour: Niezmiennie piękna

Jane Seymour zyskała sławę dosłownie z dnia na dzień, kiedy w 1973 roku zagrała dziewczynę Bonda w "Żyj i pozwól umrzeć". Jednak dzisiaj widzowie kojarzą ją głównie jako ambitną doktor Quinn. Od premiery serialu minęło już ponad 25 lat, a aktorka wygląda jakby czas się dla niej zatrzymał.

"To oczywiste, że nie dostałam tej roli ze względu na moje umiejętności. Po prostu kamera wydawała się mnie "lubić". Nie mogłam pochwalić się jakimkolwiek przygotowaniem aktorskim z prawdziwego zdarzenia" - mówiła po latach o swojej roli w kultowym Bondzie. 

Joyce Frankenberg, bo tak naprawdę nazywa się Seymour, urodziła się w Wielkiej Brytanii. W 2000 roku otrzymała Order Imperium Brytyjskiego z rąk Elżbiety II. Mało kto wie, że aktorka ma polskie korzenie - jej dziadek ze strony ojca pochodzi z Płocka. Aktorka naprawdę nazywa się Joyce Penelope Wilhelmina Frankenberg. Pseudonim artystyczny przyjęła na cześć królowej Jane Seymour, trzeciej żony Henryka VIII. Jako dziecko chciała zostać baletnicą. 

Reklama

"Odkąd tylko nauczyłam się stać o własnych siłach i zaczęłam świadomie słyszeć muzykę, tańczyłam zapamiętale, przewracając wszystkie otaczające mnie meble i przedmioty. Kiedy miałam 5 lat, mama zaprowadziła mnie do przedszkola, gdzie wykryto u mnie płaskostopie i wadę wymowy. Z powodu tego pierwszego defektu, mama zapisała mnie do szkoły baletowej. Przez ten drugi problem musiałam natomiast przychodzić na zajęcia pół godziny wcześniej, żeby pracować z logopedą. Nie potrafiłam wymawiać ‘r’" - mówiła w rozmowie z "The New York Times". Niestety, kontuzja kolana przekreśliła jej plany na przyszłość. Aktorstwo zastąpiło marzenia o balecie.

Debiutowała w 1969 r., epizodyczną rolą w musicalu "Och! Co za urocza wojenka!". Kilka lat później producenci ósmego oficjalnego filmu o przygodach Jamesa Bonda zaangażowali ją do roli obdarzonej nadprzyrodzonymi zdolnościami Solitaire. 22-letnia Seymour została jedną z najpiękniejszych dziewczyn Bonda. "Roger Moore nazywał mnie "maleńką Bernhardt" (w nawiązaniu do francuskiej aktorki Sarah Bernhardt - red.). Wówczas myślałam, że to bardzo poważna rola, ale moje zadanie polegało jedynie na tym, by biegać w szpilkach za mężczyzną z pistoletem" - wspominała później aktorka. 

Rola damy w opałach była jej przepustką do kariery. Do połowy lat 70. Seymour grała w Wielkiej Brytanii, często występując w dramatach kostiumowych. "W Anglii grałam egzotyczne piękności, perskie księżniczki lub wiktoriańskie dziewice. Oferty, które dostaję w USA, są dużo bardziej zróżnicowane, fantastyczne" - stwierdziła na początku swojego pobytu w Stanach. Na swoim koncie ma ponad 100 ról, w tym wiele postaci historycznych.  

Na początku lat 90-tych Jane dostała propozycję zagrania tytułowej roli w "Dr Quinn". Dziś trudno w to uwierzyć, ale aktorka wahała się nad przyjęciem roli odważnej pani doktor. "Główna postać kobieca, serial medyczny i do tego western. To nie chwyci. Zapomnijmy o tym, stwierdziłam. Moja ówczesna agentka postawiła mnie do pionu: Nie masz pieniędzy, nie masz innych ofert, więc nie możesz kaprysić. Przyznałam jej rację. Kilka dni później dostałam scenariusz pilota i po jego przeczytaniu rozpłakałam się. Ta historia była piękna. Dziś jest to jeden z projektów, z którego jestem najbardziej dumna" - przyznała po latach. 

Ta rola nie tylko zapewniła jej ogromną popularność, ale również przyniosła przyjaźń na całe życie. Na planie partnerował jej przystojny Joe Lando. Aktor był 10 lat młodszy od swojej ekranowej partnerki. Różnica wieku jednak im nie przeszkadzała. Seymour zrobiła na 32-latku ogromna wrażenie. Tak wielkie, że aktorów połączyło krótkotrwałe uczucie.  

Niestety, dla aktorki był to jedynie chwilowy romans. Rzuciła Lando dla poznanego na planie filmu "Sunstroke" reżysera Jamesa Keacha. Mając 44 lat urodziła bliźniaki. Młody aktor musiał sobie poradzić z odrzuceniem. Wyleczył złamane serce, a ich przelotne uczucie zamieniło się w przyjaźń. Do tej pory chętnie spędzają razem czas. Aktorka przyznaje, że utrzymuje dobre stosunki również ze swoimi byłymi mężami. 

W przyszłym roku skończy 70 lat, a nadal może łamać serca. Można powiedzieć, że czas się dla niej zatrzymał. Aktorka wciąż zachwyca figurą, a niewielkie zmarszczki tylko dodają jej uroku. Pytana o operacje bez wahania odpowiada, że poprawiła sobie biust. "Nigdy nie miałam wielkich piersi, dlatego umieszczono mi tylko niewielkie implanty, które skorygowały ich kształt" - powiedziała w rozmowie z People.com. Przyznała również, że raz zdecydowała się na botoks. 

Jednak efekt końcowy ją rozczarował. "Podjęłam taki wybór jakiś czas temu, chciałam starzeć się wdziękiem i mieć swoją prawdziwą twarz. Chciałam, żeby mięśnie mojej twarzy się poruszały i chciałam móc grać. Jako aktorka, uważam, że twarz to moje płótno. Trzymam się z dala od botoksu i tych wszystkich rzeczy, bo potrzebuję moich zmarszczek" - po jednorazowej eksperymencie postanowiła, że już nigdy się nie zdecyduje na ten zabieg. 

Uważa, że wiek i doświadczenie pozwalają jej na granie ciekawych postaci. "Z wiekiem zaczynasz grać coraz bardziej złożone kobiece postacie, a nie ładne buzie, których obecność na ekranie sprowadza się do miłosnych westchnień i pocałunków. Zawsze grałam kobiety, które się starzeją. W ‘Na wschód od Edenu’ zaczynałam od grania szesnastolatki, by dojść do sześćdziesięciolatki. Oczywiście, nie mogę rywalizować z koleżanką, która ma czterdzieści lat, ale przy odpowiednim oświetleniu mogę wiarygodnie wypaść w roli kobiety, która na początku filmu ma czterdzieści lat, a na końcu - sześćdziesiąt" - przyznała w jednym z wywiadów.

Jane Seymour nie ma zamiaru przechodzić na emeryturę. Dalej jest aktywna zawodowo, ale grywa głównie role epizodyczne i drugoplanowe. W ubiegłym roku dołączyła do obsady serialu "The Kominsky Method". W wolnych chwilach projektuje ubrania, biżuterię i... meble. Po rozwodzie z czwartym mężem odkryła w sobie pasję do malowania. 

Aktorka znana jest też ze swojej działalności charytatywnej. Jest międzynarodowym ambasadorem Childhelp USA oraz oficjalnym rzecznikiem UNICEF-u. Aktorka jest bardzo aktywna na Instagramie. Można tam zobaczyć wiele zdjęć z rodziną. W końcu rola matki oraz babci jest dla niej najważniejszą w jej dorobku. 

Mało kto wie, że aktorka ma za sobą niezwykłe przeżycie. Niezapomniana doktor Quinn doświadczyła... "życia po życiu". Aktorka w wieku 36 lat trafiła do szpitala przez zdrowotne komplikacje po grypie. Seymour otrzymała zastrzyk z penicyliny, na którą jest uczulona. W wyniku wstrząsu anafilaktycznego doszło do bezpośredniego zagrożenia życia, a aktorka znalazła się w stanie śmierci klinicznej. 

"W pewnej chwili straciłam poczucie mojego ciała. Patrzyłam z wysoka na lekarzy pochylonych nade mną i przywracających mnie do życia. Potem zobaczyłam jak na filmie całą swoją przeszłość. Zaczęłam się bać o przyszłość moich dzieci, tak bardzo nie chciałam, by trafiły do innej rodziny. Zwróciłam się do Boga, żeby pozwolił mi do nich powrócić, i wtedy otworzyłam oczy. Później dowiedziałam się, że 'nie było mnie' około trzydziestu sekund. Byłam zdziwiona, że w tak krótkim czasie tak wiele doświadczyłam" - wyznała później gwiazda telewizji. 


swiatseriali
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy