Disney+: Seriale
Ocena
serialu
7,2
Dobry
Ocen: 125
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Tylko u nas. Hollywoodzka gwiazda o nowej serii: "Nie chciałbym być jak on"

Gwiazdy brytyjskiego i hollywodzkiego aktorstwa Stephen Graham i Malachi Kirby wcielają się w rywalizujących pięściarzy w nowym serialu Disney+ "Tysiąc ciosów", inspirowanym prawdziwymi wydarzeniami. W rozmowie z Martyną Janasik dla Świata Seriali opowiadają o sile marzeń, wyzwaniach aktorskich i tym, co łączy ich z bohaterami. "Każdy z nas dostaje ciosy od życia" - mówi Kirby.

Stephen Graham i Malachi Kirby to aktorzy, których nie trzeba zbytnio przedstawiać. Graham od lat podbija zarówno brytyjskie, jak i hollywoodzkie kino. Wystarczy wspomnieć, że grał u Martina Scorsese w "Gangach Nowego Jorku" i "Irlandczyku" oraz występował w serialu "Peaky Blinders" (pojawi się również w jego filmowej wersji) i wystąpił u boku Johnny'ego Deppa we "Wrogach publicznych", a od razu wiadomo, z jak słynnym człowiekiem mamy do czynienia. Z Kirbym jest podobnie - w końcu zyskał światową sławę dzięki rolom w kultowym "Czarnym lustrze" i remake'u "Korzeni" z 2016 roku. 

Reklama

Teraz Graham i Kirby łączą siły jako rywale w nowym serialu "Tysiąc ciosów" od Disney+, który od 21 lutego można oglądać na platformie. Produkcja zainspirowana jest prawdziwymi historiami grupy postaci walczących o przetrwanie w brutalnym East Endzie w Londynie lat 80. XIX wieku. Hezekiah Moscow i Alec Munroe, najlepsi przyjaciele z Jamajki, zostają wciągnięci w nielegalne podziemie kwitnącej londyńskiej sceny boksu na gołe pięści. Kiedy Hezekiah zdobywa majątek i sławę dzięki sztuce walki, przyciąga uwagę niesławnej królowej Czterdziestu słoni, Mary Carr, która zaczyna wykorzystywać jego talenty do dalszego rozwoju swojego wyjętego spod prawa przedsięwzięcia. Tymczasem groźny i samozwańczy cesarz świata boksu East End, Sugar Goodson, postanawia zniszczyć Hezekiaha, którego ambicje walki na West Endzie zagrażają wszystkiemu, co zbudował. Następuje bitwa starego świata z nowym.

Co ma zostać w widzach po seansie "Tysiąca ciosów"? Z okazji premiery serialu rozmawiamy ze Stephenem Grahamem, serialowym Sugarem Goodsonem i Malachim Kirbym, odtwórcą roli Hezekiaha Moscowa. 

Martyna Janasik: "Tysiąc ciosów" porusza wiele tematów - boks, nielegalne zakłady, nierówności społeczne, bieda, bogactwo, miłość, ambicje, chęć władzy. Można byłoby tak wymieniać bez końca. Do tego serial jest jeszcze inspirowany prawdziwymi wydarzeniami. O czym dla was osobiście opowiada ta historia? Na co widzowie mają zwrócić uwagę?

Malachi Kirby: - Uważam, że sedno historii zawiera się w tytule serialu. To opowieść o ludziach, którzy dostają ciosy od różnych rzeczy, które wydarzają się w ich życiu - od społeczeństwa i okoliczności, w których się znajdują. Każdy z nas ma określone aspiracje, ale los czasami rzuca nam przeszkody pod nogi, utrudniając dojście do celu. "Tysiąc ciosów" jest o pokonywaniu tych trudności, podnoszeniu się po porażkach i potrzebie uodpornienia się na komplikacje oraz walce o swoje marzenia niezależnie od sytuacji, w której się znajdujemy.

Stephen Graham: - Podpisuję się pod tą odpowiedzią w stu procentach (śmiech). Pięknie powiedziane. 

Czy wiedzieliście o istnieniu grupie Czterdziestu słoni przed przystąpieniem do pracy nad serialem "Tysiąc ciosów"? 

Stephen Graham: - Nie, nie miałem pojęcia. Wszystko zaczęło się od tego, że dostaliśmy z żoną przesyłkę ze zdjęciami Hezekiaha Moscowa. Wyglądał tak elegancko i dystyngowanie. Biły od niego duma i człowieczeństwo. Do fotografii była załączona krótka notka o Sugarze i jego bracie Treacle Goodsonie. Gdy moja żona to przeczytała, stwierdziła, że byłoby wspaniale gdyby Steven Knight napisał na tej podstawie scenariusz. Przesłała mu materiały, a on powiedział, że chciałby to zrobić i połączy to z historią Mary Carr i Czterdziestu słoni, o których od dawna chciał opowiedzieć. Tak powstał świat przedstawiony w "Tysiącach ciosów". Muszę dodać, że Erin Doherty jest absolutnie fenomenalna w roli Mary. Jest wspaniałą aktorką, niezwykle oddaną powierzonemu zadaniu. Praca z nią była czystą przyjemnością. 

Malachi Kirby: - Ona jest artystką. 

Stephen Graham: - Tak, jest prawdziwą artystką. Myślę, że jej założeniem na rolę było to, aby uczynić z Mary i Czterdziestu słoni najfajniejszy gang w mieście, w którym każdy chciałby być. Dawno nie widziałem w telewizji takiego kobiecego portretu - stworzonego na własnych zasadach i pełnego siły, który z wręcz bezczelną odwagą sięga po swoje.

To prawda. Mary nie bierze jeńców. Wasze postaci bardzo różnią się od siebie, ale mam wrażenie, że Sugara, Hezekiaha i Mary łączy jedna rzecz - wiara w swoje możliwości. Czy zauważacie podobieństwa między sobą o swoimi postaciami?

Malachi Kirby: - Podobieństwa? Z całą pewnością jesteśmy innymi osobami. Nie powiem, że zbudowałem go na podstawach Malachiego. Natomiast chyba mam podobną potrzebę poszukiwania spokoju. Nie zawsze przychodzi on łatwo, ale oboje stale do niego dążymy. 

Stephen Graham: - W niczym nie jestem jak Sugar, co jest wspaniałe, ponieważ nie chciałbym być taki jak on. Natomiast to właśnie sprawiło, że ta rola dała mi mnóstwo satysfakcji. 

To chyba niezłe wyzwanie aktorskie, by zagrać kogoś skrajnie różnego od siebie, prawda? 

Stephen Graham: - Zdecydowanie! To mnie przyciąga jako aktora do danego projektu. W tym przypadku to było wielkie wyzwanie zarówno pod względem fizyczności, jak i głosu. Na co dzień mam zupełnie inny ton i akcent. Sugar jest też skomplikowaną postacią emocjonalnie. Jesteśmy z innej gliny, a to zawsze jest ciekawe do grania. Do tego dochodzi możliwość stworzenia czegoś pięknego z aktorem partnerującym ci w scenie. Wielokrotnie to podkreślam - aktorstwo nie jest sportem, w którym grasz tylko do jednej bramki. Aktorstwo jest jak związek - potrzeba do niego współpracy dwóch osób. W tym koncepcie można grać i tworzyć w wolności. Znam już trochę Malachiego. To jest wspaniały aktor, więc mieć tę możliwość, aby razem z nim stworzyć i powołać do życia na ekranie dwóch innych mężczyzn, to było szczęście. Często łapię się na tym, że obserwuję innych aktorów na planach zdjęciowych i myślę: "Wow, pięknie zagrał". Tak było też tutaj. Lubiłem patrzeć, jak Malachi pracuje, zanim kręciliśmy wspólne sceny i wchodzić z tym w głowie w dane ujęcie. Zapominałem o sobie - jestem po prostu fanem ludzi, z którymi pracuję. 

To dla mnie najlepsza część pracy artystycznej - doświadczanie magii talentu drugiej osoby. Wspólne wzrastanie z nią potrafi nas samych uczynić lepszymi w swoim fachu i coś w nas zmienia. Na koniec mam dla wam małe wyzwanie. 

Organizator wywiadu: - Przepraszam Martyno, ale musimy już kończyć. 

Stephen Graham: - Czekajcie, ona ma dla nas wyzwanie! Ona jest świetna! Jesteś jak czarodziejka (śmiech). Jesteś niesamowita. Kontynuuj. 

Gdyby powstał o was film, kto by was zagrał? 

Malachi Kirby: - O kurczę, wszyscy moi ulubieni aktorzy są starsi ode mnie. 

Stephen Graham: - Właśnie miałem powiedzieć, że Denzel (Washington - przyp. red.) nie może cię zagrać, bo jest za stary (śmiech). Chyba nie odkryli jeszcze aktora, który mógłby cię zagrać.

Malachi Kirby: - Dokładnie.

Stephen Graham: - Ale ja wiem, kto by mnie zagrał. James Nelson-Joyce, który grał tutaj Treacle'a. 

Co za wspaniały wybór!

Stephen Graham: - Ale musi poczekać, aż umrę (śmiech).

Cóż. Niech życie pisze historię. Dziękuję bardzo za czas, który mi poświęciliście. Wszystkiego dobrego. 

ZOBACZ TEŻ: 

Szokujące wyznanie gwiazdy Netflixa. Przez tę rolę wylądował u specjalisty?

swiatseriali
Dowiedz się więcej na temat: Disney Plus
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy