Jakub Gąsowski: Oczarował widzów w hicie TVP! Nakręca go praca
Jakub Gąsowski, podobnie jak jego rodzice, Hanna Śleszyńska i Piotr Gąsowski, wybrał artystyczną ścieżkę kariery. Doskonale odnajduje się zarówno przed kamerą, jak i na scenie muzycznej. Program "Twoja twarz brzmi znajomo" jest więc dla niego wręcz stworzony.
"Belfer 2", "Mecenas Porada", "Wesele", "Orzeł. Ostatni patrol" - to ważne tytuły w twojej filmografii. Rola Marwitza w serialu "Dewajtis", który jest adaptacją powieści Marii Rodziewiczówny, to najnowsze aktorskie wyzwanie. Ciekawe?
- Bardzo! Marwitz jest takim kolorowym ptakiem. Przybywa na Żmudź z Ameryki i jako człowiek z zewnątrz patrzy na wszystko z zupełnie innej perspektywy. Niektóre rzeczy go dziwią i fascynują, inne przerażają. Przyjeżdża razem z Ireną Orwid (Michalina Olszańska - przyp. red.), która jest dziedziczką majątku Poświcie. Irena jako dziecko trafiła z ojcem na Syberię. Potem emigrowali na Alaskę, by wreszcie osiedlić się w środkowej Ameryce, w stanie Illinois. Tam, gdzie rodzina Marwitza. Mój bohater jest majętnym człowiekiem, właścicielem przędzalni bawełny. Irena i Marwitz razem się wychowywali, jak brat i siostra. Ona nadal darzy go siostrzaną miłością. On być może chciałby czegoś więcej. Niewątpliwie są sobie bliscy. Irena jest zamerykanizowaną Polką. Marwitz Amerykaninem, który się polonizuje.
To stąd ten kowbojski kapelusz?
- Tak, w serialu mam dużo kapeluszy. Powtarzano nam zawsze w szkole teatralnej, że kostium bardzo pomaga w budowaniu postaci, gra razem z nami. Sprawia, że inaczej się zachowujemy. Nie tylko na planie, ale i w życiu inaczej nosimy przecież dres, a inaczej garnitur. Lubię produkcje kostiumowe. Uważam, że Elżbieta Radke wraz z zespołem kostiumografów wykonała wspaniałą pracę. Przymierzając różne kostiumy, zastanawialiśmy się, jak pod koniec XIX wieku powinien się nosić majętny Amerykanin, który lubi przebywać na wsi. Kapelusz doskonale się z tym wizerunkiem zgrywał. Problemem była moja duża głowa w rozmiarze XXL, na którą trudno było znaleźć odpowiednie nakrycie głowy, ale się udało.
Przypuszczam, że jako polonizujący się Amerykanin miałeś do wykonania ciekawe zadania językowe?
- To prawda, mój bohater stara się mówić po polsku, ale nie zawsze mu to wychodzi (uśmiech - przyp. red.). Wspaniałe było to, że oprócz łamanego polskiego z amerykańskim akcentem, mogłem też mówić po angielsku. Uwielbiam języki i wszelkie językowe zadania. Potrafię naśladować różne akcenty - Alabama, nowojorski, australijski, szkocki, brytyjski, hinduski i inne. Mam hopla na tym punkcie, ich nauka sprawia mi dużo radości. To fantastyczne wyzwanie móc zagrać prawdziwego Amerykanina. Mam nadzieję, że ta postać może wzbudzić u widzów sympatię.
Dla głównego bohatera źródłem siły jest natura, zwłaszcza tytułowy dąb. Masz również takie swoje miejsca mocy?
- Taką rzeczą, która mnie nakręca, jest praca. Pomaga mi przełamywać się i mobilizować. W niej również się spełniam. Czerpię siłę z tego, co robię. Praca, wymarzone projekty - to mój życiowy napęd.
Spektakl "Sinatra 100+", wystawiany w Teatrze 6.piętro, możesz z pewnością zaliczyć do sukcesów?
- To mój autorski projekt, który zajął mi 2-3 lata. Spektakl, koncert, show w amerykańskim stylu. Siedmioro aktorów, 16 muzyków - Chopin University Big Band - grających na żywo utwory Sinatry, wspaniale przetłumaczone przez Marcina Sosnowskiego. Śpiewamy po polsku i angielsku, są aktorskie sceny, choreografia, interakcje z publicznością, opowieści o Franku Sinatrze. Ten projekt uświadomił mi, że możliwe jest naprawdę wiele. Dzięki grupie przezdolnych oraz oddanych osób, które spotkałem na swojej drodze, mam ogromną przyjemność być autorem scenariusza, współreżyserem - razem z Grzegorzem Kwietniem - oraz współproducentem. Oprócz tego gram i śpiewam. Taki mój projekt-dziecko.
Twoi rodzice, którzy są aktorami, byli pewnie z ciebie dumni?
- Tak. Są bardzo dumni. Zresztą od początku byli ogromnie pomocni w sprawach scenariuszowych, czy producenckich. Wspólnie z mamą i innymi twórcami przeprowadzaliśmy również casting. Dla aktora to bardzo ciekawa sprawa, aby móc spojrzeć na casting z tej drugiej strony - nie jako startujący w nim aktor, ale ten, który w castingu aktorów wybiera.
Można powiedzieć, że talent aktorski odziedziczyłeś w genach. Wychowywałeś się w kulisach teatru? Rodzice zabierali cię do pracy?
- Podobno dzieci aktorów dzielą się na te, które wychowują się w teatrze i te, które wychowuje babcia. Ja należałam do tej drugiej kategorii. Moja kochana babcia poświęciła mi mnóstwo czasu - odprowadzała mnie do szkoły, odrabiała ze mną lekcje, uczyła mnie być solidnym i obowiązkowym. Oczywiście rodzice też mnie wychowywali, ale byli bardzo zajęci, często też wyjeżdżali. Kiedy pracowali w Warszawie, czasem zabierali mnie ze sobą do teatru.
Muzyka, reżyseria, aktorstwo, języki - jesteś wszechstronnym artystą?
- Zawsze chciałem wystąpić z big bandem, czyli dużym zespołem jazzowym, gdzie jest 5 saksofonów, 3-4 trąbki, 3-4 puzony i sekcja rytmiczna, czyli perkusja, pianino, bas oraz gitara. To marzenie udało się spełnić w spektaklu "Sinatra 100+". Moim kolejnym marzeniem jest nagranie epki albo singla z big bandem. Może z jakimś teledyskiem? Działam w tej sprawie i prawdopodobnie będę te działania intensyfikował, żeby wszystko dopiąć.
Sinatra to twój ukochany artysta?
- Na pewno jest w czołówce moich ulubionych wykonawców. W ogóle lubię muzykę jazzową, swingową, bigbandową, ale też bosanovę, czyli jazz latynoamerykański. To moje klimaty, muzyka najbardziej popularna w latach 50-tych i 60-tych, m.in. właśnie Frank Sinatra, Sammy Davis Jr., Dean Martin, Ella Fitzgerald. To coś, co lubię najbardziej.
Twój talent aktorski i wokalny przydaje się w programie "Twoja twarz brzmi znajomo". Co cię najbardziej w tym muzycznym show fascynuje?
- Jak wejść w buty postaci, które widzimy na nagraniach. Do tej pory zazwyczaj zdarzało mi się grać postaci fikcyjne, bądź - w dobrym tego słowa znaczeniu - "bawić się" w postaci istniejące, czyli coś w rodzaju "wariacji na temat" i "zabawy formą". Tak jak, od czasu do czasu, granie postaci Sinatry na przestrzeni spektaklu w "SINATRA 100+". W "Twojej twarzy" musimy jak najwierniej odwzorować postać z nagrania, które zazwyczaj jest w Internecie i wiele osób zna tę postać. Fascynująca jest również wielopoziomowość: kostium, anatomia postaci, ruchy, styl śpiewania oraz wspaniała charakteryzacja i efekty specjalne. Wydaje mi się, że przygoda z prostetykami w zawodzie aktora nie zdarza się często, jeśli w ogóle się zdarza. A tutaj mam z nią do czynienia w każdym odcinku, pracując najlepszymi specjalistami w tej dziedzinie w Polsce. Cieszę się, że ten show jest nie tylko świetną przygodą, ale również daje duże możliwości do rozwoju każdego z nas na wielu płaszczyznach.
Rozmawiała Ewa Jaśkiewicz/ AKPA