Pacjenci zdrowieją tu jak muchy
W tym szpitalu nikt nie umie leczyć, ale też żaden pacjent jeszcze tu nie umarł. Owszem, zdarza się, że ludzie wychodzą stąd bardziej chorzy niż przyszli, niektórzy uciekają, inni siłą przetrzymywani są na oddziale. I trwa to już od 8 lat! Serial "Daleko od noszy" zadebiutował na antenie w grudniu 2003 roku.
Do szpitala od 8 lat wciąż napływają nowi pacjenci. Żeby się tu dostać, trzeba najpierw przejść przez bramkę, którą okupuje siostra Basen. Stoi za wysokim kontuarem i najczęściej rozmawia przez telefon lub popija spirytus czerpiąc go łyżką z wielkiego słoja. Z korytarza wchodzi się do gabinetu ordynatora - jegomościa, który zrobi wszystko dla pochwały lub... butelki koniaku. W malutkiej sali operacyjnej króluje chirurg nie mający pojęcia o leczeniu. Koszmar? Nie, to miejsce akcji jednego z najzabawniejszych polskich sitcomów "Daleko od noszy".
- Na początku baliśmy się, że lekarze będą oburzeni i obrażeni za to, że kpimy z ich pracy i wyszydzamy ich - mówi Piotr Gąsowski grający doktora Basena.
- Okazało się, że nasz serial cieszy się wśród lekarzy ogromnym powodzeniem i sympatią. Słyszałem nawet, że w prawdziwych szpitalach nie wyznacza się terminów operacji w czasie, gdy ma być nadawany serial, bo chirurdzy nie chcą przeoczyć ani jednego odcinka "Daleko od noszy" - dodaje ze śmiechem.
Serialowy szpital to w rzeczywistości kilka niewielkich pomieszczeń - korytarz z żółtymi, odrapanymi ścianami, jeden malutki pokoik zamieniony w salę operacyjną, drugi - w gabinet ordynatora.
- Niewiele tu mamy przestrzeni - żartuje Hanna Śleszyńska, czyli siostra Basen, która zazwyczaj zjawia się na planie jako pierwsza.
- Uwielbiam tu przychodzić. Z niecierpliwością czekam na scenariusze kolejnych odcinków i zawsze, gdy je czytam, zaśmiewam się do łez. - śmieje się aktorka.
Każdy dzień na planie "Daleko od noszy" upływa w serdecznej, niemal rodzinnej atmosferze. Aktorzy, którzy zagrali już swoje sceny, chętnie podglądają kolegów i są pierwszymi widzami i recenzentami poszczególnych skeczy. Wszyscy świetnie się bawią i czasem nie potrafią powstrzymać się od głośnego śmiechu.
- Są sceny, które powtarzać musimy wielokrotnie, bo grający w nich aktorzy "gotują się" czyli sami śmieją się z tego, co robią ich bohaterowie - mówi twórca sitcomu Krzysztof Jaroszyński.
- Krzysztof ma nieprawdopodobne pomysły i ciągle nas czymś zaskakuje - twierdzi Paweł Wawrzecki wcielający się w doktora Kidlera.
- Dzień spędzony na planie zawsze daje mi pozytywną energię na kilka kolejnych - dodaje aktor.
Na planie ciągle się coś dzieje. Nie ma tu mowy o niepotrzebnych przerwach czy niezaplanowanych działaniach.
- Wszystko zawsze dopięte jest na ostatni guzik - potwierdza Krzysztof Kowalewski czyli ordynator Łubicz.
To, że gwiazdy serialu naprawdę tworzą zgrany zespół, widać nie tylko podczas zdjęć. Zdarza się, że - już po pracy - aktorzy siedzą w bufecie i po prostu rozmawiają ze sobą, dowcipkują, zastanawiają się, co wydarzy się następnego dnia, przypominają sobie najzabawniejsze sytuacje, jakie miały miejsce na planie.
- Czasem, już podczas kręcenia jakiegoś odcinka, czuję, że będzie świetny - mówi Hanna Śleszyńska.
- Zawsze wtedy pytam, kiedy będzie emitowany, bo chcę zobaczyć efekty naszej pracy. I jeszcze nigdy się nie zawiodłam - dodaje serialowa siostra Basen.