Jakub Wesołowski: Sprzedaję marzenia
- Nie uważali się za bohaterów i nie zakładali porażki - mówi aktor o swoich rówieśnikach, którzy żyli w czasie wojny. Sam uważa się za szczęściarza.
Pana bohater Michał w nowych odcinkach "Czasu honoru" znajduje się w zachodnich Niemczech, ale wkrótce ponownie pojawi się w kraju. Dlaczego?
- Pracuje w monachijskim biurze Polski Niepodległej i wraca do ojczyzny z tajną, śmiertelnie niebezpieczną misją mającą na celu zjednoczenie antykomunistycznego, skłóconego podziemia. Jest patriotą z krwi i kości. Nie myśli więc o ryzyku, jakie wiąże się z powrotem do ukochanej Polski. Dla niego liczy się przede wszystkim dobro kraju. Stawia je ponad wszystko.
Ma poczucie przegranej wojny?
- Absolutnie nie. Głęboko wierzy, że bezwzględna komunistyczna władza jest do pokonania, że można odzyskać wolność, suwerenność i niepodległość. To trochę naiwne, idealistyczne myślenie, ale taki właśnie jest Michał. Taka też była, jak sądzę, większość ówczesnych moich rówieśników. Nie zakładali porażki, nie bali się śmierci, a heroiczne rzeczy, które robili na co dzień, traktowali jako coś oczywistego. I nie uważali się za bohaterów.
Tę jego naiwność odbiera Pan jako wadę czy zaletę?
- Gdyby nie ona z pewnością nie brałby udziału w wielu brawurowych, spektakularnych akcjach. W mojej ocenie, patrząc z dzisiejszej perspektywy, naiwność jest raczej jego siłą. Podobnie jak inne cechy jego charakteru: szlachetność, odpowiedzialność, żelazna konsekwencja.
Aktorstwo to niejedyne Pana zajęcie. Hotel, którego jest Pan udziałowcem, traktuje Pan jako formę inwestycji na przyszłość?
- Aktorstwo jest pięknym zajęciem, pracą, wokół której kręci się moje życie. Mam związane z nim cele i marzenia. Niestety, prócz wszystkich walorów, zawód aktora ma wadę: bywa niestały. Ja jestem młodym, ambitnym człowiekiem, który chce sprawdzać się na nowych polach.
Dlaczego akurat ta właśnie branża?
- Zupełnie od podstaw stworzyliśmy projekt "Brant" - połączenie hotelu, restauracji i centrum konferencyjnego. Paradoksalnie hotel również jest sprzedawaniem marzeń, trochę jak aktorstwo. Gość musi poczuć się wyjątkowo. Powstaje rodzaj zaufania, troszczymy się o naszych klientów, a oni do nas wracają. Służymy im, podobnie, jak aktorzy służą swoim widzom.
Rozm. ARTUR KRASICKI