"Czas honoru - Powstanie": Osobista rola
Nieprzewidywalny Maks z serialu „Na Wspólnej”, twardy „Wilk” z „Czasu honoru – Powstanie” i zarozumiały Hans z „Bodo”. – Każda rola to przygoda – mówi Adam Fidusiewicz.
W ubiegłym roku zagrałeś w jednym z odcinków serialu kryminalnego "Przekraczając granice". Zauważyłeś znaczące różnice między polskim a amerykańskim planem?
- W Stanach Zjednoczonych każdy aktor bez względu na to, czy ma status gwiazdy, czy nie, otrzymuje do dyspozycji własną przyczepę na planie. Dzięki takiemu rozwiązaniu nie trzeba się błąkać z miejsca na miejsce, można po prostu się odciąć od świata i gromadzić energię potrzebną później w nagraniach. W ekipie byli bardzo mili i sympatyczni ludzie. Nikt nie obnosił się ze swoją pozycją. Byłem też niezwykle zaskoczony kulturą pracy. Nigdy wcześniej nie słyszałem, aby po skończonej scenie jakiś aktor mówił do kolegi z planu: "Dziękuję za współpracę, naprawdę dobrze to zagrałeś". A tam tak właśnie było.
Za sobą masz też udział w wielu polskich produkcjach. Czy jest rola, którą darzysz szczególnym sentymentem?
- Najważniejszą produkcją, jak dotąd, był dla mnie serial "Czas honoru - Powstanie", w którym zagrałem postać "Wilka" - młodego żołnierza. Praca ta była dla mnie bardzo ważna z osobistych względów. Mój dziadek Stefan "Szpak" Fidusiewicz, utytułowany orderem Virtuti Militari, zginął w Powstaniu Warszawskim. Wcielenie się w rolę "Wilka" było więc dla mnie szansą zmierzenia się z rodzinnym, pielęgnowanym od wielu lat mitem. Teraz można mnie zobaczyć w serialu "Bodo", gdzie pojawiam się w zupełnie innej roli - chłopaka o silnym poczuciu wyższości, mocnym zapleczu rodzinnym i niemieckich korzeniach.