"Czarna lista": Serial to przede wszystkim praca
Na planie "Behind the Blacklist" spotykamy się z Megan Boone, która w "Czarnej liście" wciela się w postać Elizabeth Keen. Premiera serialu już w czwartek, 19 stycznia o 23:00 w AXN!
Jesteśmy teraz na planie "Behind the Blacklist". Lubisz kręcić ten odcinek?
- Można się bardzo wiele dowiedzieć i wywnioskować na temat swojej postaci, kiedy ludzie zadają ci pytania i każą o niej opowiadać. I to pomimo tego, że w zasadzie każdego dnia się o niej myśli. Dopiero w momencie, w którym wypowiada się te myśli na głos, dociera się do sedna. Nie przepadam za czytaniem ukazujących się w druku wywiadów, których udzieliłam. Zawsze towarzyszy mi wtedy uczucie, że jednak miałam na myśli coś trochę innego. Druk bezlitośnie obnaża wszelkie niedoskonałości wypowiedzi, robiąc z cytowanej osoby palanta. Dlatego zawsze mówię do dziennikarzy prasowych powoli. Ciągle myślę: "Co za chwilę powiem, a co właśnie powiedziałam? O, cholera". [śmiech]
Dziś rozmawiasz z Harrym. Wyłączając obecnego rozmówcę, na czym polega różnica między odpowiadaniem na pytania innych aktorów a odpowiadaniem na pytania dziennikarzy?
- To zależy od osoby. Harry’ego znam lepiej niż ciebie, a to dużo zmienia. Na tym etapie kariery mogę rozmawiać o serialu z każdym. Ale kiedy zaczynałam, często przeginałam. Bardzo chciałam zrobić to tak, jak trzeba, przez co byłam zbyt entuzjastyczna i za dużo mówiłam. Pewnie nadal mówię za dużo, ale przynajmniej czuję się bardziej swobodnie.
Harry ma też głęboki głos, któremu można zaufać.
- Harry jeszcze wiele osiągnie, ma niesamowity potencjał.
Za chwilę popędzisz z powrotem na plan - co dziś kręcicie?
- Ponowne spotkanie Toma i Liz. Pod koniec sezonu trzeciego została pojmana na zlecenie Alexandra Kirka, który zabiera ją do jej dawnego domu. Na szczęście została odbita przez FBI i właśnie ma się ponownie spotkać z Tomem. To moja pierwsza scena z Ryanem od początku lata.
Jak to jest jednocześnie grać matkę i być matką? Przed chwilą widzieliśmy bliźniaki, które grają twoje dziecko. Masz więc dziecko w pracy i dziecko w domu...
- To jedyna rzecz, która się nie zmienia, jedyny element wspólny mojego życia i serialu. Serial to dla mnie przede wszystkim praca; moje życie osobiste nie jest jego częścią. W serialu o takiej skali, nad którym pracuje się każdego dnia przez dziewięć, dziesięć miesięcy, nie można po prostu grać siebie. Trzeba stworzyć barierę między życiem osobistym i zawodowym. Każda matka uczy się tworzyć takie bariery i gromadzić energię, by móc funkcjonować na pełnych obrotach zarówno w pracy, jak i w domu. Sama właśnie zaczynam nabywać tę umiejętność.
- W przypadku świeżo upieczonej matki, Liz, konflikt na linii praca - dom eskaluje. Gra toczy się o wyższą stawkę, jej dziecku grozi niebezpieczeństwo. Jako aktorka zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, by odegrać tę sytuację w sposób, który byłby dla mnie bezpieczny emocjonalnie. Nie wyobrażam sobie w tej chwili całkowitego wcielenia się w postać.
- To jedno z niebezpieczeństw odgrywania sytuacji, która jest ci bliska - nie sposób się przed nią obronić. Staram się oddać emocje Liz w sposób fizyczny, co jest chyba skuteczne z punktu widzenia fabuły, a mnie zapewnia komfort psychiczny. Bardziej fizyczne odgrywanie postaci sprawia mi dużą frajdę.
Do tego dochodzi interesujący tekst. Kiedy w pierwszym sezonie twoja postać ucieka przed zabójcami, rzuca: "O Boże, jesteśmy beznadziejnymi rodzicami". Każdy rodzic czasem tak o sobie myśli.
- Tyle że nie każdego rodzica ścigają mordercy. Ale w pewnym sensie o to chodzi w serialu - wszyscy rodzice czują to samo, z tym że u nas jest jeszcze broń.
Czy Liz umarła częściowo po to, by dać ci trochę czasu na bycie prawdziwą mamą?
- Scenarzystom bardzo podobała się ciążowa linia fabularna. Podejrzewam, że i tak by ją napisali, bo według nich idealnie się wpasowywała w całą otoczkę serialu - kiedy poznaliśmy Liz i Toma, chcieli mieć dziecko, zastanawiali się nad adopcją. Wątek ciąży był ciekawym i naturalnym sposobem na rozwinięcie tego motywu. A co do śmierci - urodziłam własne dziecko tej samej nocy, kiedy emitowany był odcinek pokazujący narodziny dziecka mojej postaci.
O rety.
- Właśnie. Miałam już skurcze, a na ekranie w holu szpitala akurat leciał ten odcinek. To była mocna rzecz. [śmiech]
- Ale prawdę mówiąc, zostały im wtedy tylko dwa czy trzy tygodnie zdjęć, nie potrzebowałam więc długiego zwolnienia. Mogli spokojnie nakręcić wszystkie moje sceny przed moim odejściem, a potem nagrać całą resztę sezonu. Śmierć mojej postaci uprościła proces produkcyjny serialu, jednocześnie dając mi trochę wolnego. Ale pewnie i tak by się na to zdecydowali, bo to ciekawe z punktu widzenia fabuły.
Reakcja fanów była zaskakująca. Jak to jest, kiedy cały Internet zastanawia się, czy umarłaś, czy nie?
- Urodziłam wtedy pierwsze dziecko, więc nie przykładałam do tego wagi.
No tak.
- Muszę jednak przyznać, że nie spodziewałam się tak żywiołowej reakcji na śmierć Liz. Mile mnie to połechtało [śmiech]... Jak mawiała Sally Field: "Lubicie mnie! Naprawdę mnie lubicie!". Czułam się jak Sally Field po zdobyciu pierwszego Oscara.
Co ciekawe, fani traktowali twoją ciążę jako coś zupełnie normalnego, co nie zawsze ma miejsce. W niektórych serialach ukrywa się ciąże aktorek.
- W ostatnim sezonie Zawód: Amerykanin Keri Russell była w ciąży, ale w serialu nie było tego widać. Nasi scenarzyści wpletli moją ciążę w serial. Gdyby moja postać nie była w ciąży, korzystalibyśmy z innych ujęć i odpowiedniej garderoby, ale oni umiejętnie wykorzystali tę sytuację. Suknia ślubna, którą kazali mi włożyć, wyglądała jak wielka serweta [śmiech]... Na dodatek bardzo uwydatniała pupę.
Co wtedy myślałaś o tej linii fabularnej?
- Na początku nie wiedziałam, jak wielkie będzie to wyzwanie. Pomyślałam: "Co za ulga, nie muszę udawać, że nie jestem w ciąży, jeden problem z głowy". Ale niektóre elementy były niepokojące - zwłaszcza odgrywanie scen, w których coś mi groziło, komplikacji okołoporodowych i podobnych rzeczy. Trudno jest nie myśleć o tym wszystkim, kiedy zbliżają się narodziny twojego własnego dziecka. Łatwiej by było zignorować ciążę, ale cieszę się, że miałam szansę zrobić ten krok naprzód - zarówno na stopniu pracy zawodowej, jak i życia osobistego. Dopiero teraz żyję pełnią życia, więc niczego nie żałuję.
Rozmawialiśmy trochę o sezonie czwartym, ale jak się on zacznie dla ciebie?
- Liz oczywiście znajdzie się w tarapatach. Ona zawsze jest w tarapatach. W tym konkretnym przypadku zostanie porwana przez kogoś, kto uważa się za jej ojca. A to, czy naprawdę nim jest, wcale nie jest pewne. Jednak wraz z kolejnymi odcinkami poznacie wiele odpowiedzi na palące pytania o przeszłość tej kobiety. To dla mnie wielka ulga, bo sama się zastanawiałam, dlaczego Liz zadaje Redowi tyle pytań, na które on nie chce jej udzielić odpowiedzi. W końcu ujawnimy kilka intrygujących faktów.
Pierwsze dwa sezony były mocno schematyczne, natomiast epizody trzeciego były dużo bardziej wyraziste - jak wygląda czwarty?
- Scenarzyści zawsze balansują pomiędzy elementami typowo serialowymi a aspektem schematycznym. Czasem kładą większy nacisk na jeden z tych elementów, a czasem na drugi. W każdym odcinku jest ktoś z tytułowej czarnej listy, co jest elementem stałym, ale bogata otoczka serialu i przemoc czynią go bardziej "serialowym". Początek, środek i koniec sezonu zawsze są bardziej serialowe niż podłożone pod pewien wzorzec. Ale 18 z 22 odcinków każdego sezonu zwykle jest bardziej schematyczne. A przynajmniej tak będzie w sezonie czwartym.