BOGOWIE (2014) Religa własnoręcznie odgruzowywał remontowaną Klinikę w Zabrzu
Bogowie film polski
Zbigniew Religa budował swoją klinikę w Zabrzu od podstaw. Dosłownie. W filmie „Bogowie” jest scena, w której ówczesny docent wraz z dopiero co przyjętym do pracy personelem medycznym odgruzowuje remontowany budynek. Tutaj za kilka tygodni chce przyjąć pierwszego pacjenta. Lekarze kładą kafelki, szorują pokrytą pyłem podłogę, a Religa własnoręcznie wyrzuca pijanych budowlańców na ulicę.
Jak wspominają dawni współpracownicy kardiochirurga, klinikę porządkował cały personel medyczny. – Profesor zarządził, że wszyscy muszą się stawić na czyn społeczny, na ciężkie sprzątanie po budowie – opowiada chirurg, doktor Roman Przybylski. Religa mył kafelki w sali operacyjnej, pielęgniarki nosiły wiadra z wodą.
Religa w filmie Bogowie online cały film Palkowskiego jest porywczy, łatwo się wzburza, potrafi w jednej chwili zwolnić świetnego chirurga, by chwilę później przyjąć go z powrotem do pracy, kiedy wścieka się w czasie operacji, pielęgniarki zliczają jego przekleństwa. Ze wspomnień jego współpracowników wyłania się obraz choleryka, napędzanego buzującymi w nim emocjami i wręcz oślim uporem. Takim, który każe mu szukać pieniędzy na uruchomienie kliniki wszędzie, nawet u partyjnych dygnitarzy.
„A to pan jest tym wariatem ze skalpelem” - zwraca się oficer SB do Zbigniewa Religi, którego w filmie Bogowie Ł. Palkowskiego gra T. Kot. Ma absolutną rację. Zbigniew Religa był wariatem, szaleńcem w pozytywnym tego słowa znaczeniu, który ze skalpelem porywał się na słońce.
Dobrze pamiętam to spotkanie z Profesorem. To była konferencja na Uniwersytecie Warszawskim, połączona z dyskusją, jakieś 10 lat temu, kiedy jeszcze Zbigniew Religa nie był ministrem zdrowia. Chodziło o problemy polskiej kardiologii i kardiochirurgii. Brak pieniędzy na badania, brak sprzętu do badań, wydłużające się kolejki pacjentów czekających na najprostsze zabiegi – im więcej problemów wymieniano w czasie dyskusji, tym więcej emocji buzowało w Relidze. Uważnie mu się przyglądałem. Komentował podniesionym głosem, nie kryjąc swego oburzenia na fatalną kondycję służby zdrowia, i co raz sięgał po paczkę papierosów. W końcu zniknął na balkonie, puszczając ogromne kłęby dymu, ale po chwili był już z powrotem i znów dawał upust swojej wściekłości. Taki był. Jeśli się denerwował, to całym sobą. Jeśli się angażował, to w pełni. Jeśli postanowił, że zbuduje sztuczne serce albo otworzy własny szpital, to nic nie mogło go powstrzymać.
- Nikomu w życiu nie wyrządziłem krzywdy. Powtarzam: Nikomu. Garlickiemu też nie. Religa powtórzy te słowa we wszystkich wywiadach udzielonych przed śmiercią. Powie też bez ogródek, że uważa Mirosława Garlickiego, kardiochirurga ze szpitala MSW w Warszawie, za drania i świnię. Przekonał się o tym na długo przed tym, zanim usłyszała o nim cała Polska. Początek lat 90. Religa siedzi w domu w Warszawie. Nie ma takich dni za wiele, ale o odpoczynku nie ma mowy. W każdej chwili mogą zadzwonić z Zabrza i powiedzieć, że jest potrzebny. Wsiądzie do auta i pojedzie. Żona już się przyzwyczaiła.
Teraz też dzwonią. Jest serce do przeszczepu. W Szczecinie. Już zamówili samolot. Religa szykuje się do wyjazdu. Właśnie ma wyjść z domu, kiedy znów dzwoni telefon. Przeszczepu jednak nie będzie, serce dostanie klinika w Krakowie. Dlaczego!? Bo w Krakowie na serce czeka jakiś biskup. Jaki biskup? Co jest? Religa prowadzi śledztwo. Szlag go trafia, bo serce dla biskupa załatwiał doktor Garlicki z Krakowa. Wydzwaniał w tej sprawie do Poltransplantu i Ministerstwa Zdrowia, ale Zabrza nie zawiadomił. Nie zapytał, w jakim stanie jest pacjent, komu to serce jest bardziej potrzebne. - Byłem wkurzony jeszcze z jednego powodu - opowiadał potem Religa. - Dwa, trzy tygodnie wcześniej miałem na oddziale umierające dziecko. Z dziećmi jest szczególny problem - muszą mieć organ od dawcy w ich wieku. Wiedzieliśmy, że Kraków w tym czasie przygotowuje się do przeszczepu u dziecka. Zadzwoniłem i zapytałem, czy ich pacjent jest stabilny, a jeśli tak, to czy nie mogliby nam przekazać tego serca, bo mi dzieciak umrze. Mogli spokojnie poczekać na kolejnego dawcę, ale tego serca nie oddali. A mój pacjent umarł kilka godzin po tej rozmowie.
Przeszczepienie serca
15 sierpnia 1985 przeprowadził pierwszą operację na sercu, a 5 listopada tego samego roku zespół lekarzy pod jego kierownictwem przeprowadził pierwszy udany zabieg przeszczepienia serca w Polsce. Operacja odbyła się w Śląskim Centrum Chorób Serca (wówczas Wojewódzkim Ośrodku Kardiologii) w Zabrzu. Dawcą serca był człowiek w stanie śpiączki. Po orzeczeniu śmierci mózgowej lekarze pobrali narząd i karetką przewieziono go z Warszawy do Zabrza. Biorcą był 62-letni rolnik z Krzepic, który po operacji przeżył dwa miesiące. Przyczyną śmierci była sepsa, a z powodu dużych dawek leków immunosupresyjnych jego organizm nie zwalczył infekcji.
Dalszymi osiągnięciami były prace nad wykorzystaniem wszczepialnych urządzeń wspomagających pracę serca oraz nad wyprodukowaniem "sztucznego" serca. Zajęła się tym utworzona z inicjatywy Zbigniewa Religi Pracownia Sztucznego Serca Śląskiej Akademii Medycznej w Zabrzu.
W 1987 po jednej z kolejnych operacji przeszczepu serca Zbigniew Religa znalazł się na jednym ze zdjęć wykonanych dla magazynu "National Geographic" przez Jamesa Stanfielda, które zostało fotografią tego roku w tym piśmie oraz znalazło się wśród 100 najlepszych zdjęć "NG". Na zdjęciu Zbigniew Religa siedzi wyczerpany przy stole operacyjnym, na którym leży zoperowany przez niego pacjent. W tle widać jego asystenta, który ze zmęczenia śpi w kącie sali