Helena Englert: Pragmatyczna i rzeczowa. "Bardzo lubię komercję"
- Wywodzę się z domu, gdzie była duża wolność do podążania swoją drogą, ale zawsze ze świadomością skutków podejmowanych decyzji. Zawsze miałam poczucie, że mogę być odważna w podejmowaniu życiowych decyzji i wybrać zawód pod kątem tego, w czym jestem dobra - mówi Helena Englert. Gwiazda serialu "#BringBackAlice" opowiada o początkach swojej kariery, marzeniach i aspiracjach aktorskich.
Kolorowy świat nastolatków, szalone imprezy, pierwsze miłości i młodzieńcze dramaty to wątki najnowszego serialu HBO Max. Główną bohaterką "#BringBackAlice" jest Alicja (w tej roli Helena Englert), która znika w tajemniczych okolicznościach. Jej nieoczekiwane odnalezienie powoduje poruszenie w lokalnej społeczności. Jednak nie każdy z najbliższych przyjaciół Alicji cieszy się z jej szczęśliwego powrotu do domu. Powody tej wyłaniającej się intrygi, widzowie poznają na przestrzeni 6 odcinków, z których każdy dostępny jest już w serwisie HBO Max do binge-watching. W produkcji występują również: Sebastian Dela, Bartłomiej Deklewa, Katarzyna Gałązka, Mila Jankowska.
O początkach swojej kariery, marzeniach i aspiracjach aktorskich opowiada Helena Englert.
Sylwia Szostak: Jako przedstawicielka młodego pokolenia aktorów, co myślisz o naszej lokalnej, polskiej branży filmowej?
Helena Englert: - Polska branża filmowa rzeczywiście się otwiera i razem z wejściem serwisów streamingowych na rynek dzieje się dużo dobrego. Do tej pory było tak, że w moim wieku aktorka mogła zagrać czyjąś córkę albo młodszą siostrę... jakąś małą rolę drugoplanową w serialu dla którejś ze stacji telewizyjnych, a i tak był to naprawdę szczyt możliwości. Natomiast teraz, dzięki między innymi HBO Max, jest i będzie coraz więcej możliwości dla młodych aktorów. Coraz częściej młodzi ludzie są dopuszczani do głosu i decyzyjności - dzięki temu była możliwa taka zabawa gatunkiem jak przy "#BringBackAlice". I to jest super, bo to jest serial, w którym większość obsady jest młoda. Myślę więc, że tych możliwości dla nas jest coraz więcej.
W jakich rolach siebie widzisz?
- Lubię produkcje mainstreamowe, lubię dobrą komercję i cenię hollywoodzkie kino - wysokobudżetowe, duże produkcje. Bardzo się cieszę, że miałam możliwość zagrać w takiej właśnie produkcji jak "#BringBackAlice" już na początku swojej kariery. To o tym, co cenię i za co jestem wdzięczna, natomiast ciężko mi się określić, odpowiedzieć, jak siebie widzę. Lubię, żeby było ekstremalnie, żeby było różnie. I tu Alicja była taką specyficzną postacią, bo jest ona wyjątkowo podobna do mnie. Natomiast teraz marzy mi się, aby wcielić się w rolę... na przykład chłopca. Myślę, że to jest super pomysł - więc jeśli ktoś ma jakąś fajną rolę dla mnie, to jestem chętna! A tak patrząc szerzej... chciałabym nie musieć się ograniczać. Lubię wyzwania, lubię ryzyko i nie boję się odpowiedzialności, która wiąże się z graniem takich właśnie ról.
Jako aktorka, gdzie najlepiej się czujesz? Czy właśnie mały ekran, tak jak w przypadku "#BringBackAlice, czy może jednak kino?
- Myślę, że marzeniem każdego aktora jest zrobienie dobrego filmu festiwalowego, który zostanie doceniony przez szeroko pojętą branżę, może nawet poza granicami naszego kraju. Brzmi to może górnolotnie, ale jest jak najbardziej wykonalne i zdarza się cyklicznie już teraz. Więc oczywiście to również jest moim marzeniem - takim celem w życiu zawodowym - zrobienie bardzo dobrego, szanowanego filmu. Co to znaczy? Jeszcze nie wiem. Na chwilę obecną mam jednak takie poczucie, że już dostałam bardzo wiele. Więc na razie czuję dużą wdzięczność za to, co już mam, nie snując wielkich planów.
A teatr? Czy scena teatralna jest dla ciebie?
- Dla aktora teatr to jest ćwiczenie mięśni, jak chodzenie na siłownię. Jest to coś, co trzeba robić, żeby się rozwijać. Ma to na pewno symboliczne znaczenie i daje jednocześnie ogromne spełnienie artystyczne. Na ten moment czuję, że moje miejsce jest jednak przed kamerą, ale mam na horyzoncie dwa spore projekty teatralne: jeden bardziej komercyjny, drugi mniej. Z obu jestem bardzo zadowolona i cieszę się, że będę mogła sprawdzić się również na scenie. Czuję się zdecydowanie mniej pewnie na tym polu i podchodzę do nadchodzącej pracy, nie bagatelizując wagi teatru w rozwoju chociażby warsztatu aktorskiego. Natomiast jeżeli chodzi o jakieś cele, marzenia, to jednak wybieram przyjaźń z kamerą. Mam nadzieję, że będzie mi dane w ogóle, bo jest to ogromny przywilej, żeby pracować przed kamerą i rozwijać warsztat filmowy.
Z tego co mówisz widzę, że jesteś otwarta na role mainstreamowe i nie tylko. Interesuje cię różnorodność?
- Uważam, że nie ma co się ograniczać. Po co sobie wybierać nisze albo szuflady? To jest też chyba strach bardzo wielu aktorów, że zostanie się zaszufladkowanym. Jeżeli moja nisza ma polegać na tym, że robię w ciągu trzech miesięcy thriller erotyczny [film "Pokusa" - red.], a potem serial "#BringBackAlice", to mi się to podoba - lubię ekstrema. Chcę wcielać się w jak najdziwniejsze role, żeby było różnorodnie i ciekawie. Na tym polega piękno tego zawodu, że można być każdym, łączyć naprawdę wszystkie swoje zainteresowania.
Jaką masz wizję siebie jako aktora? Jak chciałabyś pozycjonować się na naszym rynku?
- Staram się nie myśleć jeszcze w ten sposób. Są postacie na rynku zagranicznym, które bardzo lubię. Natomiast uważam, że trochę nie ma sensu starać się być polskim odpowiednikiem zagranicznych gwiazd, więc do nikogo się raczej nie porównuję. Dla mnie jest też za wcześnie na "strategizowanie", bo gdyby ktoś dwa lata temu powiedział mi, że moja kariera pójdzie w tę stronę, to bym się naprawdę zdziwiła. W ogóle nie sądziłam, że będę chciała robić mainstream. Raczej chciałam iść totalnie w arthouse i właśnie teatr. Ale w tym zawodzie jest trochę tak, że jak dostajesz pracę, to ją po prostu bierzesz, bo nie wiesz, kiedy dostaniesz następną ofertę. Jeżeli chcesz się z tego utrzymywać, bo też pamiętajmy, że to jest zawód. Można to strategicznie próbować rozegrać i budować sobie jakiś wizerunek, co ja z resztą próbuję robić mniej lub bardziej świadomie. Natomiast, jeżeli nie ma się etatu w teatrze, to po prostu trzeba przyjmować propozycje, które się pojawiają. Ponieważ propozycje mogą się pojawiać nieregularnie.
Czy sama osobiście odczuwasz niestabilność wynikającą z charakterystyki tego zawodu?
- Oczywiście, odczuwam to osobiście, na własnej skórze, bo nie wiem, kiedy dostanę następny przelew. Ten zawód jest bardzo nieregularny i trudno jest sobie poukładać nawet takie proste rzeczy jak finanse. Masz bardzo nieregularny przychód, nierówny i w związku z tym bardzo ciężko jest zainwestować w cokolwiek. Jak dostajesz przelew co miesiąc, możesz sobie jakoś to usystematyzować, a tutaj nie ma takiej możliwości. Nie ma też rutyny życia codziennego. Każdy dzień wygląda kompletnie inaczej, jednego dnia grasz spektakl, potem jest dzień prasowy, następnie idziesz na plan albo na sesję zdjęciową czy też casting. To bywa trudne i trzeba myśleć a vista bardzo dobrze. Nie ma poczucia stabilizacji i nie ma poczucia bezpieczeństwa. Znam bardzo wielu aktorów, którzy obok aktorstwa mają też działalność i prowadzą swoje firmy, bo jakoś trzeba po prostu sobie zbudować to poczucie stabilności życiowej.
A ta atmosfera niestabilności jest dla ciebie trudna psychicznie?
- Tak, oczywiście, to jest stresujące, zwłaszcza, że żyjemy w kapitalistycznym ustroju, gdzie jest po prostu coraz większe ciśnienie na konsumpcjonizm, na posiadanie, kupowanie. Bardzo trudno jest się w tym odnaleźć, kiedy nie masz tej stabilności, o której rozmawiamy. Więc tak, zdecydowanie to jest bardzo stresujące i może nawet nie lubię tego aspektu pracy aktora. Natomiast nie chcę i nie potrafiłabym inaczej. Jest w tym wszystkim jakiś rodzaj adrenaliny, którego rutyna i stabilizacja nigdy nie będzie w stanie zastąpić.
A ten aktorski styl życia, czyli brak rutyny, każdego dnia inne zajęcie. Jak w tym się odnajdujesz?
- Jeżeli chodzi o taki organizacyjny chaos, który jest częścią pracy aktora, to ja lubię ten chaos i odnajduję się w nim dobrze, więc nie przeszkadza mi to. Tak naprawdę nie potrafiłabym mieć pracy w konkretnych przedziałach czasowych. Nie dałabym rady pracować w warszawskim "Mordorze", bo bym chyba oszalała i zabiła kogoś po miesiącu. Więc cieszę się, że mogę pracować przy projektach, które się kończą i potem idę dalej. Bo niestety mam syndrom złotej rybki i po prostu co pięć minut już jestem gdzie indziej i akurat mi ten system pracy bardzo odpowiada.
Jak sobie radzisz z nagłym zainteresowaniem mediów?
- Jestem typem analityka i rzeczywiście wszystko muszę sobie przemyśleć i ułożyć w głowie. O sławie staram się w ogóle nie myśleć i podchodzić do tego zdroworozsądkowo. Nawet jeżeli teraz bywa to trudne, to za sekundę będę za tym tęsknić. Więc staram się raczej to wszystko przyjmować jako skutek uboczny mojej pracy i jako taką ciekawostkę socjologiczną. Z resztą wywodzę się z domu, gdzie była duża wolność do podążania swoją drogą, ale zawsze ze świadomością skutków podejmowanych decyzji. Zawsze miałam poczucie, że mogę być odważna w podejmowaniu życiowych decyzji i wybrać zawód pod kątem tego, w czym jestem dobra.
Wiem, że interesujesz się modą i nawet rozważałaś taką karierę. Czy jest to coś co mogłabyś robić, jeśli nie zostałabyś aktorką?
- Tak, rozważałam taką karierę. W serialu, zaczynając od tego trzeciego odcinka, ten aspekt związany z modą właśnie bardzo estetycznie się rozkręca, im dalej w las tym dziwniej. Kostiumograf Andrzej Sobolewski wykonał fantastyczną robotę i absolutnie mu zaufałam. Ze względu na dosyć napięty grafik nie było czasu, żebym kombinowała i zastanawiała się nad tym, czy Alicja by założyła buty z czubem, czy nie. Moja postać w "#BringBackAlice" jest najbardziej eklektyczna, jeśli chodzi o styl. Postać Mili Jankowskiej, czyli Paula jest bardziej określona, porusza się w ramach określonej palety kolorów i ma w sobie taką ekstrawagancję. Monia, czyli postać Kasi Gałązki, jest bardzo pastelowa, zbudowana na bazie seriali typu "Szkoła dla elity" czy też "Plotkara". A Alicja jest najbardziej eklektyczna, więc miałam wiele stylizacji, które zupełnie nie były spójne. Ale ja taką estetykę bardzo lubię. Przy charakteryzacji współpracowałam blisko z Olą Dutkiewicz i rzeczywiście razem tworzyłyśmy różne oblicza Alicji. Ola dawała mi ogromną sprawczość, co było dla mnie fajne, bo sama jestem control freakiem i chciałam mieć jakiś wpływ na to, jak wygląda moja bohaterka. W tworzenie spójnego świata w serialu, intencjonalnie innego od polskiej szarości i realności, była włożona ogromna praca.
W temacie sprawczości, czy chciałabyś się kiedyś zaangażować w produkcję, aby w większym stopniu mieć wpływ na finalny kształt serialu czy też filmu?
- Chciałabym pełnić rolę w produkcji, bo to tutaj jest ta sprawczość. Coraz większy wpływ na kształt produkcji ma właśnie producent, a nie reżyser, w produkcji jest decyzyjność. Wiem też, że nie jestem absolutnie w tym miejscu w mojej karierze, żeby się nad tym poważnie zastanawiać, bo do tego trzeba posiadać ogromną wiedzę merytoryczną i też biznesową, której ja nie mam w ogóle na ten moment. Natomiast na pewno chciałabym oddać się zdobywaniu nowych kompetencji i kiedyś spróbować swoich sił w produkcji. Wiedza też przychodzi z wiekiem i z czasem. Jest to też kwestia statusu, na który trzeba sobie po prostu zapracować systematycznie, małymi krokami i przede wszystkim udowadniając, że ma się rzetelną etykę pracy i zna się swoje miejsce. Tylko w ten sposób można się dobić do takiej prawdziwej decyzyjności, która wiąże się też z szacunkiem po prostu od innych twórców i w stosunku do innych twórców. Mam zamiar ciężką pracą przez następne paręnaście lat sobie to wypracować. I wiem, że gdybym teraz wchodziła w nowy projekt, chciałabym mieć odrobinkę więcej do powiedzenia w obszarze podejmowania decyzji, oczywiście dotyczących mojej postaci. Dalej nie śmiałabym sięgać.
Jesteś aktywna w mediach społecznościowych, czy masz tutaj jakiś swój pomysł na siebie?
- Tak, zdecydowanie. Choruję na estetyzm i to taki ekstremalny. Lubię bardzo zabawę formą, a praca przy "#BringBackAlice" rozbudziła we mnie chęć do eksperymentów. Na wszelkiego rodzaju premiery i spotkania prasowe staram się, aby mój wygląd był spójny i żeby było to jakąś konkretną propozycją. Dla mnie wizerunek to też performatywny element mojego zawodu. Ale też tak biznesowo i pragmatycznie - była nisza na rynku, postanowiłam ją wypełnić i robię to na swój sposób. Staram się też, żeby moje social media szły w tę stronę, jednak nie bez poczucia humoru. Tak buduję swój wizerunek, żeby był estetycznie spójny. Natomiast, żeby była w nim odrobina mrugnięcia okiem do odbiorcy. Zdecydowanie przykładam do tego bardzo dużą wagę. W show-biznesie jest przecież słowo biznes, więc patrzę na to bardzo pragmatycznie. W branży audiowizualnej tworzymy produkty i jest to pewnego rodzaju biznes. Teatr leży o wiele bliżej czegoś, co można nazwać sztuką, co dla mnie jest w ogóle pojęciem bardzo płynnym i niewymiernym. Natomiast do tej pory projekty, przy których pracuję, są to produkty do odbioru masowego i nie mam z tym żadnego problemu. Może to jest właśnie moja nisza. Ja na to patrzę bardzo pragmatycznie i rzeczowo; nie mam potrzeby nazywania siebie artystką, a projektów, przy których pracuję - sztuką. Ale nie mówię tego pejoratywnie. Bardzo lubię komercję i takie są po prostu realia. Jak robisz ogromny, mainstreamowy projekt, uczysz się, ile to wszystko kosztuje, to trudno o tych projektach myśleć jedynie w kategoriach sztuki. Przy serialu czy filmie pracuje tak dużo osób, z czego każda próbuje stworzyć coś, co jest estetycznie i merytorycznie wartościowe, natomiast później puszczamy to na platformę i to musi się biznesowo zwrócić.