Jason Priestley - nie tęskni za czasami "Beverly Hills, 90210"
Kiedy wygrał casting do "Beverly Hills, 90210" miał 21 lat, jego bohater 16. Brandon Walsh był ideałem. Nastolatek, poważnie patrzący na świat, szarmancki wobec kobiet, odpowiedzialny i przystojny. Czy aktor tęskni za swoją postacią? Czym zajmuje się dzisiaj? Sprawdźcie już teraz, a od poniedziałku do piątku o 21:00 oglądajcie "Beverly Hills, 90210" na CBS Drama!
Zanim trafił do "Beverly Hills, 90210" miał już na koncie kilka ról. Zaczynał jako pięciolatek w reklamach telewizyjnych. W szkole wystąpił w adaptacji "Buntownika bez powodu", a jako ośmiolatek zagrał w filmie telewizyjnym "Stacey".
Kiedy w wieku 18 lat przeprowadził się do Los Angeles, wiedział już, że swoją przyszłość zamierza na stałe związać z aktorstwem. Niedługo potem wystąpił u boku młodego Johnny’ego Deppa w serialu "21 Jump Street" oraz zagrał epizody w kilku innych produkcjach. Rozpoznawalny stał się dzięki "Aniołkowi z piekła rodem", jednak to dopiero rola Brandona Walsha przyniosła mu sławę na całym świecie. Sławę, która stała się dla niego piętnem i którą nie do końca umiał wykorzystać.
Wygrywając casting do "Beverly..." miał 21 lat, natomiast postać Brandona była nastolatkiem. Jednak sylwetka filigranowego Priestleya, zawadiacki lok oraz jego łobuzerski uśmiech sprawiały, że wyglądał o wiele młodziej.
Przez blisko 10 lat wcielał się w postać najgrzeczniejszego i najbardziej ułożonego z całej paczki, był ulubieńcem matek i babć. Cnotliwy Brandon, brat bliźniak Brendy (co ciekawe w prawdziwym życiu Priestley też ma siostrę bliźniaczkę, Justine) był redaktorem szkolnej gazetki, obiektem westchnień licealistek z West Beverly Hills High School, niespełnioną miłością Andrei, najlepszym przyjacielem Dylana i Steve’a, niedoszłym mężem Kelly...
Choć odnosił sukcesy w serialu, w tym samym czasie jego życie prywatne wywróciło się do góry nogami. Serial zdobył niespotykaną dotąd popularność, sięgającą 20 mln widzów. Jednak sława "Beverly Hills, 90210" stała się dla niego przekleństwem. Przed tłumami fanek musiał ukrywać się w... Szwajcarii (wyjechał tam, by spokojnie spędzić święta z rodziną)!
Po 4. odcinku 9. sezonu, bez pożegnania z ekipą, odszedł z serialu:
- Kiedy odchodziłem z serialu, czułem tylko niesmak. Nakręciłem scenę ze swoim następcą. Uściskałem wszystkich, zabrałem pudełko z gratami, wskoczyłem do samochodu i odjechałem. Nie było żadnego pożegnania, hucznej imprezy. Czułem, że zmarnowałem dziewięć lat swojego życia - mówił w jednym z wywiadów.
To były trudne chwile. Jego relacje z twórcą "Beverly..." Aronem Spellingiem nie były najlepsze. Po zakończeniu produkcji między nimi wywiązał się konflikt. Prywatnie też mu się nie układało. Jego małżeństwo z makijażystką Ashlee Petersen nie przetrwało nawet roku.
Priestley ukojenie znalazł w używkach. Choć sam uważa, że "za naszych czasów to Shannen była tą, która imprezowała i biła się w barach", on też ma na swoim koncie kilka incydentów. Pod wypływem alkoholu spowodował wypadek samochodowy i trafił do aresztu. Już po kilku miesiącach od zajścia znów prowadził pod wpływem, tym razem narkotyków... Jennie Garth, czyli serialowa Kelly, powiedziała, że to właśnie niepozorny Brandon, był największym imprezowiczem z całej ekipy.
Po zakończeniu kariery w serialu Priestley nie zrezygnował z aktorstwa. Mogliśmy oglądać go w blisko 30 filmach i 20 serialach. Zajął się także reżyserią (począwszy od kilku odcinków spinn-offu kultowego "Beverly..." - "90210", na własnej produkcji "Mów mi Fitz" skończywszy).
W tym roku wydał książkę "Bad Boys, Bitches, and Beverly Hills: My Life on 90210 and Beyond", w której opisuje pikantne szczegóły z planu "Beverly Hills, 90210" (i nie tylko, między innymi krytykuje kapryśność Shannen Doherty!), ale też nie unika dzielenia się prywatnymi dramatami, takimi jak jego wypadek samochodowy czy pobyt w więzieniu.
Dziś serialowy Brandon jest 45-letnim statecznym ojcem dwójki dzieci. Z dawnych przyjaźni pozostała mu tylko ta, z serialowym Dylanem (Luke Perry). Jak wspomina pracę na planie "Beverly Hills?
- Dałem radę! To były szalone lata. Jestem w szoku, że nie zbłądziłem. Trudno było być młodym w L.A. Nigdy nie śniłem o takiej sławie. Nikt o tym nie marzył, byłby idiotą, gdyby było inaczej - mówi.
Pytany o to, czy tęskni za ekipą z serialu i starymi czasami odpowiada bez zastanowienia: - Nie, wcale. Jeden z kolegów z planu zapytał mnie kiedyś czy nadal spotykamy się z ekipą z Beverly Hills. Kiedy powiedziałem, że mam z nimi raczej sporadyczny kontakt, bardzo się zdziwił. Powiedziałem mu wtedy, że była to przecież tylko nasza praca i po skończeniu zdjęć wracaliśmy do naszych rodzin... Przecież tak naprawdę, nie chodziliśmy razem do szkoły!