"Beverly Hills 90210": Ian Ziering - pora na zmianę
W dorobku ma jedną dużą rolę – Steve’a w „BH 90210”. Dzięki niej zdobył serca fanów na świecie. Po latach przypomniał o sobie w serii horrorów „Rekinado”.
Ian, zacznijmy od początku. Dla wielu pokoleń na zawsze pozostaniesz Steve’em z „Beverly Hills 90210”. Jak rozpoczęła się twoja przygoda z serialem Spellinga?
- Bardzo prosto – castingiem. Tak jak większość z aktorów stanąłem do walki o rolę. Miałem ogromne szczęście, że udało mi się pokonać moich kontrkandydatów.
Dziś słyszysz „BH 90210” i myślisz...
- Niezapomniana przygoda. Dziesięć wspaniałych lat na planie. Na pewno przełomowy moment w moim życiu i karierze. Zaowocował on nie tylko popularnością, ale też przyjaźniami, które trwają do dziś. Oczywiście, jak to w życiu, na przestrzeni lat pojawiły się rodziny, nowe obowiązki, wyjazdy etc. Kontakt już nie jest tak intensywny, jak to było na początku, ale więź, jaka połączyła mnie z niektórymi, na pewno nie znika.
Byłeś jednym z niewielu, którzy „wytrzymali” do końca. Nie miałeś momentów, że pomyślałeś: pora się pożegnać?
- Nie. I mówię to zupełnie szczerze. Naprawdę lubiłem postać Steve’a i to, jak był prowadzony przez scenarzystów.
Co sądzisz o przygotowywanym przez kanał Lifetime nieautoryzowanym filmie „BH 90210”?
- Coś obiło mi się o uszy. Myślę, że to niezwykłe, iż historia nadal żyje i inspiruje innych do kontynuacji.
Obecnie trwa moda na reaktywację hitowych seriali. Co byś powiedział, gdyby padł pomysł powrotu do Beverly Hills? Pisałbyś się na to?
- Bez wątpienia. Bardzo chętnie spotkałbym się ze wszystkimi ponownie na planie i odwiedził dom Walshów albo usiadł na kanapie w Peach Pit! (śmiech)
Wróćmy do teraźniejszości. Wkrótce premiera filmu „Rekinado 3: O rybia płetwa”. Jakie to uczucie?
- To niesamowite, gdy widzisz, że twoja ciężka praca opłaciła się. Ludziom podoba się film i proszą o kolejne części. Kiedy dwa lata temu rozpoczynałem swoją przygodę z „Rekinado”, zakładałem, że będzie to przygoda
na chwilę. Tymczasem promuję trzecią część i nie wykluczam nakręcenia kolejnych.
Powiedzmy sobie szczerze, nie jest to kino ambitne. Dlaczego zdecydowałeś się na udział w tym projekcie?
- To prawda. Jest to produkt stricte telewizyjny. Co za tym idzie, mniej komercyjny, o dużo niższym budżecie. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: pieniądze. Jestem mężem i ojcem dwóch pięknych dziewczynek
(Mia Loren ur. 2001 r. oraz Penna Mae ur. 2013 r. – przyp. red.), czyli głową rodziny. Muszę zadbać o dobrobyt moich ukochanych pań. Nie spływało ostatnio zbyt dużo ofert. Gdy pojawiła się ta, nie zastanawiałem się,po prostu ją przyjąłem.
W nowej części spotkałeś się na planie z Davidem Hasselhoffem, który gra twojego ojca...
- To był ogromny zaszczyt i przyjemność poznać serialową ikonę i zagrać coś razem. To właśnie lubię w zawodzie aktora – niespodzianki.
Zdradź, jak wyglądają twoje plany na najbliższą przyszłość.
- Mam dobrą wiadomość dla fanów. Wracam na serialowe podwórko. Przygotowuję się do roli w sitcomie. Pora na zmiany. Po ratowaniu świata czas rozbawić publiczność.
Rozm.: MG