"Nasza praca pomaga oswoić temat"
Gdy cztery lata temu Przemysław Stippa przyjął propozycję zagrania homoseksualisty w "Barwach szczęścia", w internecie pojawiło się wiele negatywnych komentarzy. Nieprzyjemnie było tylko na początku. Dziś spotyka się wyłącznie z wyrazami sympatii. Jego bohater Władek przełamuje kolejne tabu (wziął ślub, wychowuje syna), a widzowie cieszą się, że w polskim serialu jest taki wątek.
Dzięki tobie Ilona Łepkowska zrealizowała jedno ze swoich marzeń. Rozpieszcza cię w ramach podziękowania? Przywozi na plan ciastka, zaprasza na kawę?
Przemysław Stippa: - Nie pijamy razem kawy, ciastek też nie dostaję (śmiech). Już po przyjęciu roli Władka, natknąłem się na panią Ilonę w centrum handlowym. Podeszła do mnie i powiedziała, że bardzo się cieszy, że gram w "Barwach szczęścia" i że podoba jej się, w jaki sposób prowadzę postać. To było nasze pierwsze spotkanie. Potem oglądałem i czytałem wywiady, w których opowiadała, jak ważny jest dla niej ten wątek. Inni też przykładają do niego dużą wagę. Cała ekipa realizująca serial jest zainteresowana tym, co wydarzy się w życiu Władka. Czasami żywo reagują.
A jak reagują ludzie, których spotykasz poza planem?
- Gdy przyjmowałem propozycję od producentów "Barw szczęścia", miałem świadomość, że ludzie często utożsamiają aktora z postacią, którą gra. Czytałem i słyszałem nieprzyjemne relacje dotyczące dyskryminacji mniejszości, także seksualnych. Gdy pojawiła się wzmianka, że w "Barwach szczęścia" pojawi się wątek homoseksualny, przerażony czytałem wpisy internautów. To był rynsztok. Miałem poczucie, że reakcje ludzi mogą być różne, ale jestem przekorny i chciałem zobaczyć, co się wydarzy.
- Teraz, z perspektywy czasu, mogę powiedzieć, że jestem zaskoczony. Jak do tej pory spotykam się z samymi pozytywnymi reakcjami. Ludzie nie wytykają mnie palcami, nie komentują, tylko czasami nerwowo się uśmiechają. Lepiej jest też w internecie. Okazało się, że szambo wylało się na początku. Dziś na stronie internetowej "Barw szczęścia" jest mnóstwo przychylnych wpisów, ludzie są zainteresowani i ciekawi, co będzie się działo w życiu mojego bohatera. Utożsamiają się z tym wątkiem, śledzą losy Władka i Maćka.
Może jest tak sielankowo, bo mieszkasz w Warszawie, gdzie ludzie zwracają uwagę przede wszystkim na siebie?
- Warszawa to wyjątkowe miejsce, gdzie żyje się bardziej anonimowo, to fakt. Ale bywam także w moim rodzinnym Złotowie, które liczy dwadzieścia tysięcy mieszkańców, i jeżdżę ze spektaklami po mniejszych ośrodkach miejskich. Tam też spotykam się z bardzo przyjaznymi reakcjami. Ludzie mi gratulują, że zdecydowałem się zagrać Władka. Cieszą się, że jest taki wątek w polskim serialu, bo mogą przyjrzeć się życiu i wyborom, których dokonują homoseksualiści, zrozumieć i oswoić ten świat.
Traktujesz pracę na planie "Barw szczęścia" jak misję? Chcesz edukować społeczeństwo?
- Nie lubię tego słowa, jest za mocne. Mamy do załatwienia pewną sprawę. Wzięliśmy się za bardzo ważki temat społeczny i z przekonaniem realizujemy nasz plan. Homoseksualizm w mniejszych miastach jest skrzętnie skrywany, nawet pod płaszczykiem małżeństwa, posiadania rodziny i dzieci. To się jednak zmienia, ludzie mają odwagę mówić o swojej orientacji seksualnej.
- Znam historię fryzjera geja, który jest rozchwytywany w swojej miejscowości. Kobiety przychodzą do niego nie tylko ze względu na to, że jest dobrym fachowcem, ale także dlatego, że miał odwagę mówić o tym, jaki jest. To się ludziom podoba. Wierzę, że nasza praca w serialu pomaga oswoić ten temat nie tylko osobom heteroseksualnym, ale również ułatwia funkcjonowanie homoseksualistom.
Ten wątek jest bardzo ciekawie prowadzony - dużo się w nim dzieje, Władka i Maćka nie da się nie lubić. To na pewno pomaga skuteczniej dotrzeć do widzów.
- Scenarzyści i producenci od początku chcieli, by ten wątek był wielowymiarowy, co mi bardzo odpowiada. Pokazujemy, że homoseksualistów dotyczą takie same problemy jak ludzi heteroseksualnych. Władek ma syna, byłą dziewczynę i próbuje pogodzić stary świat z nowym, co powoduje tarcia i komplikacje. Dobrze, że w końcu odchodzi do lamusa stereotyp złego geja zboczeńca, który czyha na dobrych chłopaków i chce rozbijać małżeństwa. Zmierzamy ku normalności - obserwowania tej przestrzeni społecznej z różnych stron. Ludzie mają coraz zdrowsze podejście.
Co wydarzy się w życiu Władka w nowych odcinkach serialu?
- Cieszy mnie, że poza sytuacjami ściśle związanymi z orientacją seksualną mojego bohatera i najbliższą rodziną, pokazujemy jego życie zawodowe. To dobrze, że seksualność nie przysłania wszystkiego. Władek ma pracę, odnosi sukcesy, jest świetnym naukowcem, który potrafi walczyć o swoje. W nowych odcinkach przejmie inicjatywę. Zostanie szefem w Biomerze, będzie zarządzać grupą ludzi. Zajmie miejsce Floriana, którego... aresztują funkcjonariusze CBA. Kolorowo nie będzie, pojawią się komplikacje, Florian spróbuje zaszkodzić Władkowi.
Rozmawiał: Kuba Zajkowski