Barwy szczęścia
Ocena
serialu
7,9
Dobry
Ocen: 20171
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Barwy szczęścia": Krzysztof Kiersznowski porusza niewieście serca

​Długo grał cwaniaczków i życiowych nieudaczników. Teraz jako serialowy Stefan Górka jest wzorowym mężem i ojcem. - Wiele się u niego wydarzy. Będą i radości, i smutki - zdradza nam Krzysztof Kiersznowski.

Czy dostaje pan propozycje matrymonialne w związku z rolą w "Barwach szczęścia"?

- Dostaję dużo miłych listów i często spotykam się z sympatią kobiet w moim przedziale wiekowym. Stefan Górka, którego gram w "Barwach szczęścia", porusza niewieście serca. Pamiętam okoliczności, w których dostałem tę rolę. To było po premierze filmu "Statyści", za który otrzymałem Orła i nagrodę podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych (w obu przypadkach za najlepszą męską rolę drugoplanową). Piłem kawę w kawiarni na Placu Zbawiciela w Warszawie i spotkałem pana Tadeusza Lampkę (producent - red.). Powiedział: "O, bardzo dobrze, że pana widzę. Właśnie przystępujemy do produkcji nowego serialu i chcemy powierzyć panu rolę. Obsadzają pana w rolach bandytów, niedojdów, kombinatorów, albo meneli, a ja dla pana mam inną propozycję. Zagra pan wzorowego ojca i męża. Ryj ma pan taki, jaki pan ma, ale serce pana bohatera będzie gołębie!".

Przez wszystkie lata na wizerunku Stefana Górki nie ma żadnej rysy.

- Choć układało mu się różnie. Pierwsza żona (Agnieszka Pilaszewska) zmarła, a z drugą - ukraińską (Olena Leonenko) rozstał się, bo okazało się, że ma męża, który jest w więzieniu. Teraz mój bohater jest związany z Walerią (Ewa Ziętek) i jak każdy człowiek, boryka się z różnymi problemami.

Reklama

Zna pan takich wyjątkowych mężczyzn jak Stefan?

- Siebie nie bardzo mogę do nich zaliczyć, ale znam przynajmniej dwóch takich mężczyzn. Mają mniejsze lub większe wady, bo nie ma ideałów. Jednak, tak jak Stefan, wychodzą z założenia, że w życiu najważniejsza jest rodzina, dobro dzieci i żony.

A czy coś pana drażni w Stefanie?

- Nie, ale czasami przeszkadzają mi kwestie natury językowej. Scenariusze tworzą różni ludzie i zdarza się, że piszą kwestie dla Stefana, które, moim zdaniem, do niego nie pasują. Mam wrażenie, że na siłę chcą go odmłodzić. Dwa razy przez te dziesięć lat, odkąd pracuję na planie serialu, udało mi się z tego powodu zdenerwować. Raz miałem powiedzieć jakieś sformułowanie zapożyczone z języka angielskiego, z którym nie mogłem sobie poradzić, i wpadłem w furię.


Pan? Taki spokojny człowiek?

- Tak! Zacząłem wygadywać makabryczne rzeczy, dzwonić do producentów i scenarzystów! To była wyjątkowa sytuacja, bo na planie "Barw szczęścia" atmosfera jest wręcz fenomenalna. Serial powstaje wiele lat, a my niezmiennie darzymy się szacunkiem i sympatią; tworzymy zgraną drużynę.

Co spotka pana bohatera w kolejnych odcinkach "Barw szczęścia"?


- Mnóstwo kłopotów! Moja córka Kasia (Katarzyna Glinka) będzie miała problemy i wyjedzie za granicę, ja się okropnie pokłócę z Łukaszem (Michał Rolnicki) i będę musiał sprzedać dom. Szykuje się więc dużo życiowych historii, wzruszeń i emocji.

Rozmawiał KUBA ZAJKOWSKI

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy