"Lincoln Rhyme i kolekcjoner kości": "Jestem wielką fanką filmu" mówi Arielle Kebbel [wywiad]
O kulisach serialu na podstawie serii książek Jeffery’ego Deavera oraz swojej bohaterce opowiada Arielle Kebbel, która w serialu "Lincoln Rhyme i kolekcjoner kości" wciela się w postać Amelii Sachs.
Co spowodowało, że zainteresowałaś się tym serialem i rolą Amelii?
- Jestem wielką fanką filmu "Kolekcjoner kości" i wiele słyszałam o serii książek Jeffery’ego Deavera, dlatego gdy tylko otrzymałam scenariusz, nie mogłam uwierzyć, że naprawdę to tworzymy. Coś wspaniałego. Czytałam go z zapartym tchem i poczułam głęboką więź z Amelią. Czułam, że rozumiem jej wrażliwość, jej traumę, jej wielkie zdolności przetrwania, to, jak złożone było jej codzienne życie i zmagania. Od razu się w niej zakochałam i chciałam powołać ją do życia.
Dzielisz z nią umiejętności detektywistyczne?
- Nie wiem. Uwielbiam psychologiczne wyzwania, rozgryzanie problemów i uczucie, że udało mi się kogoś przechytrzyć. "Może i nie brakuje ci sprytu, ale ja jestem sprytniejsza". Jeśli jednak chodzi o badanie scen zbrodni z prawdziwymi zwłokami osób zamordowanych w groteskowy sposób, to nie jest to moja specjalność. Wolę oglądać takie rzeczy w telewizji. Podczas przygotowań do gry w tym serialu pracowałam z różnymi policjantami i detektywami.
- Darzę ich ogromnym szacunkiem. Zawsze szanowałam to, co robią, ale po tym, jak zyskałam spojrzenie na to od środka, gdy zobaczyłam ich działania w terenie i to, w jaki sposób spędzają czas, gdy obserwowałam sceny zbrodni, które oni oglądają każdego dnia, a potem wracają do swoich rodzin i zachowują się, jakby nic się nie stało... To wymaga odwagi i zachowywania wielu rzeczy dla siebie. Jest wiele spraw, którymi nie mogą dzielić się ze swoimi bliskimi. Jak radzić sobie w takim świecie? Na ich barkach spoczywa olbrzymi ciężar.
Co było najbardziej przydatną rzeczą, jaką wyniosłaś ze spędzonego z nimi czasu?
- Patrzenie na sierżantki wydające rozkazy detektywom mężczyznom... Tylko sobie żartuję. Choć byłam z nich w jakiś sposób dumna. Myślałam sobie: "Pokaż im, siostro". Sądzę jednak, że najwięcej dało mi przekonanie się, jak bliscy sobie są ci ludzie. Naprawdę traktują się wzajemnie jak członków rodziny. Czasami ich partnerzy są im bliżsi niż małżonkowie i inni członkowie rodziny, bo w tego rodzaju pracy twój partner mógł właśnie dosłownie uratować ci życie, dlatego to z nim dzielisz się różnymi rzeczami. Jeśli pracujesz codziennie w biurze od 9 do 17, możesz uwielbiać swoich kolegów, ale niekoniecznie zawdzięczasz im życie.
- Wydaje mi się, że jest w tym zawodzie pewna intymność, o której niektórzy nie myślą. Musisz ufać partnerowi na tyle, by powierzyć mu swoje życie. Gdy pytałam ich: "Jak rozładowujecie napięcie? Jak udaje się wam zostawiać za sobą to, co widzieliście?", w odpowiedzi dostawałam wyjątkowo przerażające żarty - bo żeby nie zwariować, oni muszą nauczyć się z tego śmiać. Wybierają się także na wspólne picie.
Czy sądzisz, że obecnie łatwiej jest kobietom grać w tego typu rolach?
- Cóż, pamiętajmy, że tę rolę zagrała już Angelina Jolie. Jest piękna i drobna, ale biła od niej siła - w tym filmie jest twardą kobietą. Ale zdecydowanie widzimy coraz więcej podobnych ról. Zdecydowanie. Sądzę, że nadal będzie się to zmieniało. To bardzo istotne. Gdy grałam Amelię, zależało mi też na tym, by ludzie - a zwłaszcza młode kobiety - zobaczyli jej siłę i to, jaką twardzielką jest podczas rozwiązywania swoich spraw, a jednocześnie jak wrażliwa pozostaje w trakcie. Nakręciliśmy wiele scen akcji i zdarza mi się w nich płakać.
- Amelia nigdy wcześniej tego nie robiła, a ja chcę pokazać kobietom, że mogą jednocześnie płakać i być silne. Tak, gdy jesteś w środku traumatycznych przeżyć, uruchamia się instynkt walki lub ucieczki, a kontrolę przejmuje twoja wewnętrzna siła i wszystko staje się dość pierwotne. To jednak nie znaczy, że przestajesz się bać. To nie znaczy, że nie płaczesz, patrząc na martwe ciało. Po prostu robisz to, co musisz. Bardzo mi zależało, żeby oddać ten aspekt Amelii.
Opowiedz nam o scenie z pierwszego odcinka, w której wstrzymujesz nadjeżdżający pociąg.
- Uwielbiam tę scenę. Jest bardzo mocna. Pojawiła się też zarówno w książce, jak i w filmie, dlatego byłam podekscytowana możliwością przeniesienia jej do naszego serialu telewizyjnego. Zamknęliśmy prawdziwą stację metra w Nowym Jorku. To było w weekend i kręciliśmy całą noc. Był akurat Dzień Świętego Patryka, więc widziałam zwariowane rzeczy. Dziewczyny dosłownie szarpały się za włosy i wymiotowały, a my próbowaliśmy kręcić serial.
- Myślałam: "O Boże, co tu się dzieje?". Ale byliśmy na prawdziwych torach metra i jest tam strasznie. Bałam się - trzecia szyna jest tuż obok. Zdjęcia zostały jednak bardzo fajnie nakręcone. Zbudowali całe ustrojstwo, z facetami z obydwu stron, którzy pchali ruchomy pociąg towarowy. Wyglądało to jak z lat czterdziestych. Potem jeszcze włączyli wszystkie te światła, żeby przypominały pociągi. Ludzie nie wiedzą, że tak naprawdę reaguję na tych gości biegających wokół małego pociągu towarowego.
Lincoln bierze Amelię niemal znikąd, by pomogła mu w pracy. Jak sądzisz, co takiego w niej widzi i co go z nią łączy?
- Wydaje mi się, że początkowo jest po prostu osobą, która odkrywa miejsce zbrodni i zabezpiecza dowody, ryzykuje życiem, by je ochronić. Wtedy chyba Lincoln stwierdza: "No dobra, ma jaja", bo wie, czego potrzeba, by zmierzyć się z Kolekcjonerem Kości - a także że ona sama nie zdaje sobie sprawy, w co się pakuje. Mówi jej nawet: "Nie musisz pozbywać się żadnych złych nawyków; jesteś jak czysta karta, ale masz świetny instynkt", co oznacza tyle, że zaczyna od początku, więc może niemal samolubnie uczyć ją zgodnie ze swoim podejściem.
- Sądzę, że to kombinacja siły, sprytu i graniczącego z uzależnieniem od adrenaliny pragnienia śmierci, które w niej widzi, a z czasem zrozumienia, skąd się to w niej bierze. Przeszłość Amelii jest tragiczna, Lincolna również, więc znajdują porozumienie na gruncie tego, że ludzie z traumą potrafią lepiej zająć się innymi ludźmi z traumą, jak sami to określają. Rozumieją się wzajemnie na głębokim poziomie i nigdy nie muszą głośno tego wyrażać. Bo na swój sposób są bardzo różni od siebie. Ona tworzy portrety psychologiczne, a dla niego najważniejsze są dowody. Są w nieustającym konflikcie odnośnie wyboru najlepszego sposobu rozwiązania tej sprawy, a mimo tego - tak mi się wydaje - bardzo dobrze się rozumieją i w kolejnych odcinkach powinni zrozumieć się jeszcze lepiej.
Jak myślisz, dlaczego tak bardzo fascynują nas seryjni mordercy i seriale kryminalne?
- Nie wiem. Jesteśmy strasznie dziwni. Dlaczego nie fascynują nas tęcze? Dlaczego lubimy seryjnych morderców? Na pewno stoi za tym pewna fascynacja. Każdy zadaje sobie pytanie, czy potrafi zrozumieć ich sposób myślenia. Jak ktoś jest w stanie usprawiedliwić takie czyny przed samym sobą? Co wtedy myśli? Czy był to wypadek? Czy było to celowe działanie? Czy chodziło o gniew? Czy chodziło o zemstę? Czy chodziło o miłość?
- Zdaje się, że chodzi o przesuwanie granic, prawda? Jest sobie życie, jest sobie śmierć i jest również to wszystko, co dzieje się pomiędzy nimi. Sądzę, że ludzi fascynuje pytanie o to, na jakich zasadach opierasz swoje życie. Grasz zgodnie z nimi czy je łamiesz? A jeżeli łamiesz zasady, to jak daleko się posuwasz?
Co odróżnia Lincolna Rhyme’a od innych seriali kryminalnych?
- Chociażby nasze partnerstwo, które wydaje mi się wyjątkowe. Lincoln nie może się poruszać, więc korzystamy z jego inteligencji, mądrości i geniuszu w połączeniu z moim ciałem i intuicją. Komunikujemy się przez zestaw słuchawkowy i specjalną kamerę Lincolna, która zapewnia mu widok miejsca zbrodni i aktualnych wydarzeń w 360 stopniach, dzięki czemu razem rozwiązujemy sprawy i ścigamy Kolekcjonera Kości. Nie widziałam jeszcze takiej pary w telewizji, zwłaszcza że jesteśmy dwoma postaciami z bagażem ciężkich doświadczeń, które w wybranych momentach wydają się silne, ale mają w sobie również wewnętrzny lęk, konflikt i traumę do przepracowania w trakcie.
Serial jednak będzie ewoluował, a twoja postać zyska więcej pewności siebie, stanie się liderką. W jakim kierunku zmierza?
- Gdy spotykamy Amelię po raz pierwszy, nigdy jeszcze nie zajmowała się tego rodzaju pracą, jest w tym świecie kompletną nowicjuszką, mimo że szkoliła się na profilerkę FBI. Czasami idealnie się odnajduje, a czasami ma poczucie, że zbyt wiele rzeczy dzieje się zbyt szybko i jest zagubiona. Wtedy Lincoln ją prowadzi i uczy. Pojawia się pytanie: kiedy czuję się wystarczająco komfortowo, żeby radzić sobie samodzielnie? Czy on czuje się wystarczająco pewnie, żeby wysłać mnie samą? Będziemy eksplorować wszystkie te pytania w kolejnych odcinkach, a potem - mam nadzieję - w drugim sezonie.
Czytałaś książki?
- Przeczytałam je, gdy dostałam tę pracę. Mój tata był ich fanem już wcześniej, więc je kojarzyłam, ale gdy dołączyłam do obsady i przygotowywałam się do roli, przeczytałam wszystko.
Uważasz, że przeczytanie ich było dla ciebie istotne?
- Zdecydowanie. Pierwsza książka została napisana dawno temu, więc niektóre rzeczy były niemal nostalgiczne i fajne, bo pozwalały przenieść się w przeszłość. Cieszyłam się też, że przeczytałam o innych szczegółach, bo wzbogacały postać Amelii o różne mniej istotne cechy, które chciałam uwzględnić w tej jej wersji. Mimo tego, że tworzę własną Amelię, były niektóre rzeczy, które chciałam uszanować i kontynuować, żeby widzowie skojarzyli, że to właśnie Amelia, którą już znają, ale żeby też czasami zdziwili się czymś, co zrobiła inaczej.
Jakie masz przewidywania i nadzieje co do odbioru twojej postaci przez publiczność?
- Liczę, że będzie dobrze. Grałam już wcześniej różne silne postacie - taka bohaterka, jak Lexi z "Pamiętników wampirów", ma 300 lat i jest absolutną twardzielką, potrafi sobie poradzić ze wszystkim. W przypadku Amelii, jak wspominałam wcześniej, wydaje mi się, że bardzo ważne jest pokazanie jej wrażliwości i tego, że to właśnie ona daje jej siłę. Jest silna na inny sposób. Myślę, że gdy udaje jej się kogoś uratować, jest tym wręcz zaskoczona, bo nie zdaje sobie sprawy, że jest do tego zdolna. Mam nadzieję, że ludzie odnajdą własną wewnętrzną siłę, gdy będą obserwować zmagania Amelii.
Czy serial sprawił, że zaczęłaś martwić się prawdziwymi seryjnymi mordercami? Rozglądasz się podejrzliwie po otoczeniu po opuszczeniu planu?
- Powiem tylko, że w książce jest trochę naprawdę dziwnych wydarzeń, które przydarzyły mi się ostatnio w Nowym Jorku i sprawiły, że pomyślałam: "Chwila. Stop, stop, stop, stop. Nie, dzięki. Nie, dzięki". Nie chcę nawet o tym rozmawiać. Ale dużo pracuję ze swoją energią i jestem bardzo wrażliwa - przed wyjściem z pracy zawsze medytuję przez pięć minut, żeby odłączyć się od mojej postaci, zostawić ją w garderobie, porzucić jej energię. Uważam, że to bardzo ważne, by wracać do samej siebie na koniec każdego dnia i to mi w tym pomaga.
Masz jakieś inne rytuały?
- Medytuję co rano i - w zależności od nastroju - wizualizuję sobie różne rzeczy w trakcie. A potem, kiedy jestem już uczesana i w makijażu, w pewnym sensie przywołuję Amelię. To pozwala jej przejąć nade mną kontrolę, gdy jestem na planie zdjęciowym. Czasami nie planuję czegoś, co wydarza się w danej scenie. Coś po prostu się dzieje i stwierdzam: "No, ona taka właśnie jest".
*"Lincoln Rhyme i kolekcjoner kości" to inspirowany światowym bestsellerem serial o kryminologu Lincolnie Rhymie (Russell Hornsby). Rhyme śledząc bezwzględnego mordercę znanego, jako "kolekcjoner kości" doznał obrażeń i teraz porusza się na wózku. Kiedy morderca powraca po latach, Lincoln wkracza do akcji wraz z młodą i ambitną detektyw, Amelią Sachs (Arielle Kebbel). Wspólnymi siłami spróbują odnaleźć genialnego zabójcę, jednocześnie prowadząc inne skomplikowane śledztwa w Nowym Jorku.
Premiera serialu "Lincoln Rhyme i kolekcjoner kości" została zaplanowana na wtorek 23 marca o godz. 21:05 w AXN.