Wschodząca gwiazda młodego pokolenia. Dwa seriale, dwa hity
"Przede wszystkim cenię "1670" za ten dystans, który niesie się w serialu; za to poczucie humoru. Jeżeli ktoś się w tym odnajdzie, to nie pozostaje nam nic, jak się cieszyć, że w Polsce powstała produkcja omawiająca wiele uniwersalnych spraw i tematów z ogromnym dystansem" - mówi Interii Martyna Byczkowska, gwiazda serialu "1670" - nowej produkcji Netfliksa, która z miejsca podbiła serca polskiej publiczności.
Martyna Byczkowska jest absolwentką Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. Karierę zaczęła od występów na teatralnych deskach, a fani seriali mogli oglądać ją już m.in. w "W głębi lasu", "Skazanej", "Mental" i "Absolutnych debiutantach". W 2022 roku zagrała Polę, główną bohaterkę filmu "Na chwilę, na zawsze". W "1670" wciela się w rolę Anieli Adamczewskiej, córki Jana (Bartłomiej Topa) i Zofii (Katarzyna Herman). Za co pokochała tę produkcję, jak wspomina pracę na planie "Absolutnych debiutantów" oraz w jakich warunkach kręciła najnowszą produkcję Netfliksa. Odpowiedzi na te pytania znajdziecie poniżej.
Katarzyna Ulman, Interia: Ostatnie miesiące to dla ciebie intensywny okres - dwie premiery seriali z twoim udziałem na Netflixie. W październiku "Absolutni debiutanci", teraz "1670". Jak nastroje? Jakie masz odczucia co do współpracy z Netflixem?
- Granie w takich projektach, w których mamy zgrany zespół, i które równocześnie są bardzo twórczym i ciekawym procesem, to ogromny przywilej. Chciałabym pracować przy takich serialach częściej.
Jak wspominasz pracę na planie "Absolutnych debiutantów"? Co najbardziej zapadło ci w pamięć?
- Przede wszystkim spotkanie z Kamilą Taraburą i Kasią Warzechą oraz wszystkimi twórcami. Praca z Tomkiem Naumiukiem było dla mnie bardzo cenna, ponieważ takie przyjaźnie artystyczne często zostają. Kamila zaprosiła mnie do swojej osobistej historii i to było świetne doświadczenie - opowiedzieć coś, co rzeczywiście miało miejsce. Nina Lewandowska, która wraz z Kamilą napisała scenariusz, stworzyła świat, w który wszyscy uwierzyliśmy.
Wydaje się, że Lena z "Absolutnych debiutantów" i Aniela z "1670" to całkowicie odmienne postaci. Widzisz pomiędzy nimi jakieś punkty wspólne?
- Pewnie. Obie dziewczyny walczą o to, co jest dla nich ważne. Prócz tego są bardzo twórcze - Lena chce zostać reżyserką, a Aniela jest innowacyjna i w pewnym sensie wyprzedza swoją epokę. Oczywiście mamy tutaj do czynienia z żartem, ale ta postać jest takim Leonardem da Vinci. Według mnie obie bohaterki są niesamowicie odważne, patrząc na warunki, w jakich się znalazły. Przekraczają granice swojego strachu, walczą o swoje zdanie. To na pewno je łączy.
Czym jest dla ciebie "1670"? Jak określiłabyś ten serial?
- Dla mnie była to niesamowita przygoda i jednocześnie cenna praktyka, bo wiązała się z zupełnie nowym dla mnie sposobem pracowania z kamerą. Na początku czułam, że muszę się tej formy nauczyć. Miałam przy sobie dwóch świetnych reżyserów, Macieja Buchwalda i Kordiana Kądzielę, którzy wiedzieli, co robią, dzięki czemu czułam się bezpiecznie na planie. Podczas zdjęć bardzo dużo się nauczyłam; była to przygoda artystyczna, której doświadczenie zostaje z tobą na zawsze. Sam scenariusz niesamowicie mnie rozbawił. Już po zakończeniu zdjęć przysiadłam do serialu, żeby go obejrzeć jako widzka, i ucieszyłam się, bo trafiał w moje poczucie humoru. Cieszę się, że coś takiego wchodzi na rynek.
"1670" podobnie jak "Biuro" jest serialem z gatunku "mockumentary". To zupełnie inna forma pracy przed kamerą - trzeba wyczuć ten moment, kiedy spojrzeć w kamerę i zadbać, aby wszystko wyszło naturalnie. Jak różni się ten sposób realizacji od, powiedzmy, tradycyjnej?
- Wszystko wymaga ogromnego skupienia, jak na każdym planie. W przypadku "1670" musisz potraktować kamerę jako dodatkowego partnera. Dzięki temu, że nasi reżyserzy naprawdę czuli tę komedię, to czasami mówili: "Tutaj, spójrz w kamerę, teraz". Sami sugerowali albo dawali wskazówki. To jest bardzo ważne, bo takie obiektywne spojrzenie jest istotne na planie. Częściej niż przy innych projektach zdarzało nam się być przy podglądzie, żeby zerkać i wszystko sprawdzać. To było bardzo pomocne.
- Na każdym planie jest tak, że wchodzisz pierwszego dnia zdjęciowego i musisz zmierzyć się z materiałem. Dowiadujesz się, jak reżyser chce opowiedzieć tę historię, jak pracuje operator, jak działa kamera. Potem już jest o wiele łatwiej. Ale te pierwsze dni są takim badaniem się nawzajem.
W "1670" mamy trójkę rodzeństwa. Jest Aniela, czyli młoda buntowniczka., Jest Stanisław, pierworodny syn marzący o ożenku i Jakub, ksiądz. To zupełnie odmienne, dynamiczne postaci. Jak układała się współpraca na planie z Michałem Balickim i Michałem Sikorskim?
- Z chłopakami pracowało się świetnie To wspaniali aktorzy, którzy mają coraz więcej fajnych projektów. Co do samej relacji rodzeństwa, to rzeczywiście bardzo się od siebie różnią. Z łatwością można byłoby pomyśleć, że ta trójka ma różnych rodziców. Trudno uwierzyć, że są rodziną.
- Bardzo lubię postać Stanisława, który marzy o tym ślubie i bez przerwy przegląda zdjęcia dziewczyn w welonach. To bohater, który trochę nie może się odnaleźć w świecie, a to właśnie na niego spada odpowiedzialność. Ma przejąć wszystko po ojcu. Jednak widać, że to nie jest dobry pomysł. Rodzinnym majątkiem powinna zarządzać moja bohaterka, Aniela. Wydaje mi się, że z całej trójki to właśnie ona ma najciekawsze pomysły i gdyby dostała prawo głosu, sytuacja familii wyglądałaby inaczej. Oczywiście do tego dojść nie może, bo żyje w XVII wieku - czasy są, jakie są. I nie zapominajmy, że w tym wszystkim jest jeszcze Jakub, który wybrał karierę w korporacji.
Aniela jest najbardziej ogarniętą postacią z trójki rodzeństwa, jednak jest również postacią komiczną. Co najbardziej cię w niej bawi?
- Szukaliśmy złotego środka, aby żadna z postaci nie stała się zbyt pozytywna lub negatywna. Aniela też ma swoje grzeszki. Jest trochę naiwna - wierzy w to, że odmieni Adamczychę i zmusi mieszkańców do segregowania odpadów i dbania o ekologię, bo wie, że za 360 lat zmiany klimatyczne będą nieodwracalne. To wydaje mi się zabawne, ponieważ ze swoimi apelami zwraca się do chłopów, którzy żyjąc w naprawdę złych warunkach, nagle mają zyskać moc decydowania o tym, jaka będzie przyszłość.
- W jednej ze scen Aniela po całym dniu próbowania uświadomienia chłopów i poprawy ich trybu życia, siada na ławce i zdaje sobie sprawę z tego, że to nie jest takie proste - zmienić nawyki ludzi. Chwilę później ktoś woła ją na poczęstunek i kąpiel w wannie. Aniela wie, że zmiany powinna zacząć od siebie. Ulega jednak pragnieniu komfortu. Wychodzi tutaj jej hipokryzja.
- Jej konflikt z Maciejem [w tej roli Kirył Pietruczuk - przyp. red.] wynika właśnie z tego, że on burzy jej plan, całe jej życie. Myślę, że właśnie to tworzy ten komizm Anieli, w dużej mierze. Zabawne jest też jej śledztwo w sprawie romansu matki. Wydaje mi się, że przystępuje do niego dlatego, że nudzi jej się w wiosce i szuka jakiegoś sposobu, żeby tę nudę zabić.
W rodziców Anieli - Jana Pawła i Zofii - wcielają się Bartłomiej Topa i Katarzyna Herman. Jak układała ci się współpraca z kolei z nimi?
- Uwielbiam Jana Pawła w wykonaniu Bartka Topy. Obserwowanie tego, jak Bartek tworzył swoją postać na planie, było cudownym doświadczeniem. Bardzo bawi mnie ten bohater. Jego intencje są dobre i szczere. Jan Paweł chce zaimponować swoim dzieciom, ale sposób, w jaki to robi i jakie w związku z tym podejmuje działania, zupełnie temu przeczą. Cieszę się, że Bartkowi udało się stworzyć taką postać, która jakkolwiek złożona jest z bardzo negatywnych cech, to jednak urzeka i można poczuć do niej sympatię.
- Podobnie uwielbiam Kasię Herman jako aktorkę. I w teatrze, i w kinie, i w "1670" jest po prostu świetna. Motyw muzyczny, który w serialu towarzyszy ujęciom z graną przez nią Zofią, jest moim ulubionym. Przy tej melodii Zofia jak Batman wchodzi we wszystkie sytuacje. Postać Kasi Herman jest uwięziona w okowach chrześcijaństwa. Wyraźnie widać, że jej bohaterka się na to zgadza; że daje sobie odebrać wolność. Aż do momentu, kiedy na chwilę zrzuca swe kajdany.
Wracają na chwilę do prac na planie - kręciliście chyba w dość niesprzyjających warunkach?
- Kręciliśmy podczas typowej polskiej zimy, więc nie mieliśmy pięknego świątecznego śniegu. Mieliśmy błotko. Wszystko zmieniło się w jedno wielkie kąpielisko błota. Właśnie w tym pracowaliśmy, co było dosyć trudne. Z jednej strony trudne, z drugiej jednak warunki atmosferyczne pozwoliły nam lepiej oddać beznadzieję warunków, w jakich żyli wtedy chłopi.
Dopytam jeszcze o relacje Anieli z Maciejem. Jak widzisz ten związek? Widzowie pewnie będą tej parze kibicować, jednak realia są jakie są...
- Ta relacja jest w pewien sposób smutna, ponieważ z założenia nie może się udać. Podoba mi się to, że na samym początku to nie jest związek typowo romantyczny. Z perspektywy mojej postaci uważam, że Aniela jest bardzo samotna w wiosce i po prostu nie ma z kim porozmawiać. Gdy pojawia się ktoś, kto ma podobne poczucie humoru, wreszcie ma z kim nawiązać dialog. Maciej zaczyna imponować Anieli swoim podejściem i odwagą. W jednej ze scen Jan wraca dumny z sejmiku i ogłasza swoim chłopom, że nie będzie płacił większych podatków. Kiedy Maciej zabiera głos, to Aniela po raz pierwszy myśli sobie: "O, jest ktoś, kto ma coś do powiedzenia". Potem ta sytuacja przeradza się w przykry związek, na który nikt się nie zgadza. Maciej wie, jakie są konsekwencje tej relacji - śmierć. Nie brzmi to zbyt dobrze.
Z przyjemnością myślę o scenie tańca. Ona przedstawia coś, co moim zdaniem naprawdę mogłoby się wydarzyć. Kiedy Aniela i Maciej oraz chłopi wokół nich tańczą i śpiewają, nagle wszyscy wyzwalają się z ram, w których żyją. Ta scena bardzo mnie wzruszyła - czuć w niej powiew wolności i szczęście, którego oni - chłopi - na co dzień po prostu nie mogą zaznać. Aniela w jakiś sposób również, ponieważ urodziła się szlachcianką i nie ma dostępu do tej grupy. Widać wyraźnie ten podział. Jest to bardzo przykre.
Gdybyś miała wymienić pięć najważniejszych punktów, dla których warto obejrzeć "1670", jakie byłyby to punkty?
- Punkt pierwszy, bardzo prosty. Kuba Rużyłło napisał genialny scenariusz. Dużo w nim inteligentnego, mocnego poczucia humoru. To naprawdę czarna komedia. Cieszę się, że Netflix oraz producenci mieli odwagę, żeby wypuścić taki serial, bo to na pewno coś nowego na polskim rynku.
- Punkt drugi: świetna reżyseria Maćka Buchwalda i Kordiana Kądzieli, którzy zrozumieli poczucie humoru Kuby Rużyłło i potrafili przełożyć tekst na materię serialu. Świetnie to zrobili. Liczę na to, że będą mieli okazję robić więcej rzeczy tej skali, bo są wspaniałymi reżyserami, a ja bardzo im kibicuję.
- Trzecia rzecz to scenografia, która jest po prostu zjawiskowa. Jako aktorka weszłam do niesamowitego świata, który stworzono dla wszystkich aktorów i statystów. Cała nasza grupa to nie tylko aktorzy, ale także właśnie statyści, którzy naprawdę byli świetni, przychodzili razem z nami codziennie na plan, wstawali z nami, brodzili w błocie. To była niesamowita przygoda - przyglądać się, jak to oddziaływało na siebie.
- Ostatni punkt - genialne kostiumy Kasi Lewińskiej. Uważam, że dzięki nim możemy uwierzyć w tę historię; że dzięki kostiumom bohaterów i detalom ona stała się wiarygodna, a widzowie mogą wejść w pełen, rzeczywisty świat.
- Była jeszcze muzyka i wiele, wiele innych rzeczy, które mnie uwiodły w tym serialu. Ale chyba przede wszystkim cenię "1670" za ten dystans, który niesie się w serialu; za to poczucie humoru. Jeżeli ktoś się w tym odnajdzie, to nie pozostaje nam nic, jak się cieszyć, że w Polsce powstała produkcja omawiająca wiele uniwersalnych spraw i tematów z ogromnym dystansem.
Jan Paweł, polski szlachcic i właściciel ("mniejszej połowy") wsi Adamczycha ma duże ambicje i jeszcze większe problemy. Pragnie bowiem zostać najsławniejszym Janem Pawłem w historii Polski, jednak w drodze do tego jakże szczytnego celu wszyscy rzucają mu kłody pod nogi. Chłopi nie pracują tak dziarsko jakby chciał, córka Aniela buntuje się przeciwko szlacheckim zasadom i ani myśli zostać żoną syna magnata, a odwieczny wróg, przeciwnik oraz współwłaściciel Adamczychy Andrzej przyprawia go o ból głowy.
A to tylko początek utrapień, ponieważ zbliża się nie tylko sejmik, ale i nowe problemy w postaci dawno niewidzianych członków rodziny lub przyszłych możliwych synowych.
Zobacz też:
"1670": Nowy serial Netflixa to złoto! Satyra, która nie bierze jeńców
Łukasz Dzięcioł o produkcji serialu "Informacja zwrotna": Idę za dobrymi historiami
"Absolutni debiutanci": Odważnie i szczerze o polskiej młodzieży. Za kulisami serialu Netflix