Żegnaj, poruczniku!
Wybitny aktor. Skończył prawo, chciał pracować w CIA. Kochał gotować, rysować i... rozwiązywać szarady. I chociaż my zapamiętamy go jako detektywa Columbo, on do samego końca pozostał wierny wszystkim swym pasjom. Peter Falk zmarł 23 czerwca 2011 roku. Dziś wspominamy tego wielkiego aktora.
Cóż za ogromna strata! Odszedł człowiek sympatyczny, pokorny, mądry. W dodatku wielki, utalentowany aktor - przyznał na wieść o śmierci Petera Falka młodszy kolega, Nicolas Cage ("Next"). My także wspominamy go jako kogoś niezwykłego: w znoszonym prochowcu, z nieodłącznym cygarem i tikiem w sztucznym oku (prawdziwe usunięto, gdy miał trzy lata i zachorował na raka). Falk na zawsze zapadł nam w pamięci jako mistrz udawania "głuptasa", w rzeczywistości zaś genialny detektyw Columbo (4 nagrody Emmy, 9 nominacji do Złotego Globu).
- A, jeszcze jedno- mówił, odwracając się na pięcie, gdy czujność mordercy została uśpiona. I zadawał ostateczny cios.
Urodzony w Nowym Jorku, był "naszym człowiekiem" - synem Polaka i Rosjanki. 23 czerwca 2011 r., zmarł na powikłania związane z chorobą Alzheimera. Pozostawił wierną towarzyszkę życia, żonę Sherę Danese, z którą tworzył parę od 1977 r. Był jednak nie tylko odtwórcą roli detektywa w prochowcu, lecz także aktorem, który współpracował z takimi znakomitościami, jak John Cassavetes czy Wim Wenders, mistrzem rysunku, oraz pasjonatem smaków, który w kuchni potrafił wyczarować wszystko!
- Martwił się, że obcy witali go, krzycząc "poruczniku", ale kochał tego swojego Columbo. To jemu zawdzięczam pomysł na życie i zamiłowanie do rozwiązywania kryminalnych zagadek - żegnała tatę córka, prywatny detektyw Catherine.
Maciej Misiorny.