Nowe fakty w sprawie tragicznej śmierci aktora. Zachował się honorowo
Do tragicznej śmierci aktora doszło w sobotę (25.05). Został postrzelony przez trzech włamywaczy. Na jaw wychodzą kolejne fakty. Okazuje się, że nie Johnny Wactor był wtedy sam.
Do nieszczęśliwego wypadku doszło, kiedy aktor skończył zmianę w barze. Ponoć dorabiał w nim w czasie wolnym od zobowiązań na planie. Kiedy odprowadzał koleżankę z pracy, dostrzegł, że przy jego samochodzie stoi trzech mężczyzn.
Początkowo sądził, że chcą odholować jego pojazd. Gdy jednak zbliżył się i zobaczył, że tak naprawdę próbują ukraść z niego katalizator, dla bezpieczeństwa odsunął współpracowniczkę za siebie. Chwilę później został postrzelony przez złodziei w klatkę piersiową.
Jego brat, Grant Wactor, powiedział w rozmowie z Daily Mail: "Jesteśmy z Południa, urodziliśmy się tam i wychowaliśmy, więc nigdy nie pozwolilibyśmy kobiecie wracać samej do samochodu".
Sprawcy tragicznego w skutkach zajścia nadal nie zostali zatrzymani.
Wactor grał postać Brando Corbina w "Szpitalu miejskim" od 2020 do 2022 roku. Jego inne, niewielkie role możemy obserwować w serialach "Poślubione Armii" (w latach 2007-2009), "Westworld" oraz "Syberia - Zagubieni w Reality Show".
Aktor zmarł niedługo po przewiezieniu do szpitala. Miał zaledwie 37 lat.