Miał zagrać główną rolę w filmie Spielberga. Reżyser wiele mu naobiecywał
Dokładnie 30 lat temu Steven Spielberg zakończył prace nad „Listą Schindlera” - obsypanym rok później Oscarami i Złotymi Globami filmem uważanym za jedno z najwybitniejszych dzieł światowej kinematografii lat 90. ubiegłego stulecia. Niewiele osób wie, że Oskara Schindlera miał zagrać... Andrzej Seweryn. „Po castingu Spielberg dał mi do zrozumienia, że mam tę rolę” - twierdzi aktor. Tuż przed rozpoczęciem zdjęć okazało się, że reżyser wybrał Liama Neesona. Sewerynowi dał na pocieszenie inną rolę i obietnicę, że „kiedyś zabierze go do Ameryki”.
Andrzej Seweryn mieszkał już 12 lat we Francji, gdzie świetnie sobie radził i w filmie, i w teatrze, gdy jesienią 1992 roku otrzymał propozycję udziału w castingu do głównej roli w "Liście Schindlera". Branko Lustig - producent filmu Stevena Spielbierga - za pośrednictwem polskiego koproducenta, Lwa Rywina, poprosił aktora o nagranie monologu i wysłanie kasety do Stanów...
"Branko przejrzał ze Spielbergiem wszystkie nagrania i podpowiedział mu, że warto zatrudnić Seweryna. Taką informację przekazał mi Rywin. Byłem oszołomiony, chociaż wiedziałem, że w kolejce czekam ja i ktoś z Zachodu" - wspominał Andrzej Seweryn w książce "Ja prowadzę!".
4 grudnia 1992 roku aktor dostał faks z informacją, że Spielberg chce się z nim spotkać w Los Angeles.
Wraz z zaproszeniem do Hollywood Andrzej Seweryn odebrał fragment scenariusza ze sceną, którą kilka dni później odegrał przed reżyserem. Spielberg był nim zachwycony!
"Zadzwonił przy mnie do szefa Universal Studios i stwierdził: "Jest czas na nową gwiazdę". Sprawiał wrażenie bardzo zadowolonego i dał mi do zrozumienia, że mam tę rolę" - opowiadał aktor w wywiadzie-rzece.
Wieść o tym, że Polak ma zagrać w nowym filmie Stevena Spielberga, szybko dotarła do największych agencji aktorskich w Stanach. Swoje usługi chciała zaproponować Sewerynowi m.in. nowojorska William Morris Agency. Informację, że ktoś z Nowego Jorku szuka do niego kontaktu, aktor dostał już następnego dnia po powrocie z Los Angeles do Paryża.
"Wiedzieli już, że mam zagrać Schindlera. Machina ruszyła. Cały czas myślałem tylko o tym filmie, o swojej roli, wyglądzie, akcencie... Później nastała cisza, a po ciszy zadzwonił Branko, że jednak nic z tego" - wyznał aktor po latach na kartach "Ja prowadzę!".
Producent twierdził, że winę za niezatrudnienie Seweryna ponosi jego francuska agentka, która ponoć była - jak to określił - "za mało agresywna".
"Tak naprawdę zdecydowała czysta ekonomia. Liam Neeson był wschodzącą gwiazdą, a Seweryn - nikomu nieznanym Polakiem. Lepiej zainwestować w gwiazdę niż w anonimowego aktora z Europy Wschodniej. Na Neesona widzowie mogli pójść hurtowo, a na Seweryna niekoniecznie. To biznes. Film musi zarobić" - mówi Andrzej Seweryn.
Steven Spielberg uległ ponoć szefom wytwórni Universal, którzy nalegali, by obsadził Neesona. W ramach przeprosin reżyser powierzył Andrzejowi Sewerynowi w "Liście Schindlera" rolę Juliana Schernera.
"Pamiętam, że któregoś dnia, w przerwie zdjęć, w krakowskim Wierzynku jadłem sernik na zimno z Wajdą oraz Spielbergiem i jego żoną. Steven powiedział do mnie: "I'm getting you to America. I promise" ("Zabiorę cię do Ameryki. Obiecuję" - tłum. red.). Uwierzyłem, że zagram w jego następnym filmie. Po raz kolejny zaufałem draniowi" - wspomina aktor w swojej książce.
Niestety, Spielbierg już nigdy się do niego nie odezwał.
"Po co on w ogóle pieprzył takie głupoty?" - zastanawia się Seweryn i dodaje, że ma wielki żal do reżysera o to, że po prostu go... obujał.
Andrzej Seweryn nie kryje, że gdyby miał okazję zagrać w jakimś hollywoodzkim filmie, byłby bardzo szczęśliwy. Twierdzi, że nawet jeśli kolidowałoby to z jego projektami filmowymi i teatralnymi w Polsce, zaryzykowałby i poleciałby za ocean.
"Może w końcu przeżyłbym przygodę, za którą wciąż tęsknię" - powiedział w wywiadzie-rzece, dodając, że Spielberg pozwolił mu tylko "polizać cukierka przez papierek".
"To dla mnie za mało" - stwierdził.