Emilia Clarke została obrażona przy okazji premiery serialu "Ród smoka"?
Popularność przyniósł jej serial "Gra o tron", w którym wcieliła się w rolę Daenerys Targaryen. I choć prace na planie zakończyła już kilka lat temu, wciąż nie może uwolnić się od sławy wynikającej z jej udziału w tej produkcji. Ostatnio została "wywołana do tablicy" przy okazji premiery prequela serii pt. "Ród smoka".
Patrick Delany, CEO australijskiej platformy telewizyjnej, wypowiedział się na temat Emilii Clarke przy okazji premiery serialu "Ród smoka".
"Myślałem sobie: Co to za serial, w którym niska, przysadzista dziewczyna wchodzi do ognia?" - powiedział Delany w trakcie przemówienia, wspominając swoje pierwsze wrażenia po zobaczeniu "Gry o tron". Mężczyźnie chodziło rzecz jasna Daenerys Targaryen, w którą wcielała się właśnie Emilia Clarke.
Słowa mężczyzny przyjęto bez entuzjazmu, ponoć po tej wypowiedzi nastała cisza, a widzowie wstrzymali powietrze, nikt się nie zaśmiał. Dało się wyczuć, że CEO platformy Foxtel oczekiwał zupełnie innej reakcji.
Fakt przywołania tego wspomnienia może dziwić także ze względu na to, że Emilia Clarke nie występuje w "Rodzie smoka", ani nie była obecna na premierze.
Później przedstawiciel platformy wyjaśnił, że żart Delany'ego miał być skierowany w niego samego (bo nie wierzył w sukces "Gry o tron", która stała się jednym z najchętniej oglądanych seriali wszech czasów). Ostatecznie przeprosił jednak za słowa CEO. "W imieniu pana Delany’ego, grupa Foxtel przeprasza, jeśli jego uwagi zostały źle zrozumiane i kogoś uraziły" - brzmi oświadczenie.
Swoją pierwszą rolę Emilia Clarke otrzymała w jednym z odcinków "Lekarzy". Pojawiła się w telewizyjnym widowisku science fiction "Atak dinozaurów".
Popularność zdobyła dzięki roli córki Szalonego Króla - Daenerys Targanyen w produkcji HBO "Gra o tron". W serialu nie brakowało wielu nagich scen w udziałem aktorki; kiedy w ostatnim sezonie znów pojawiła się bez ubrania, przyznała: "Czuję się niezwykle szczęśliwa, mogąc oświadczyć: 'To nie była dublerka'" - Clarke zaprzeczyła, jakoby widzowie oglądali inną aktorkę w stroju Ewy.
W 2015 roku Clarke została uznana Najseksowniejszą Żyjącą Kobietą w plebiscycie magazynu "Esquire". Redakcja "Esquire" zwróciła uwagę na umiejętność "łączenia przeciwieństw [oraz] czynienia ich naturalnymi: słodycz z uporem, uczuciowość z zimnokrwistą determinacją". "Te kontrasty tłumaczą również [siłę] jej seksapilu. Może grać zarówno królową, jak i młodszą siostrzyczkę, dominę oraz kumpelę" - brzmiało uzasadnienie werdyktu.
W 2019 roku na ekrany kin trafiła świąteczna komedia "Last Christmas", w której Clarke zagrała dziewczynę pracującą jako elf w świątecznym sklepie. Jej bohaterka próbuje też dojść do siebie po tym, jak rok wcześniej z powodu tajemniczej choroby prawie pożegnała się z życiem. Najbardziej chciałaby śpiewać, ale nie potrafi przekuć swojej pasji w sukces.
Clarke przyznała, że praca nad scenami w szpitalu obudziła w niej trudne wspomnienia z jej własnego życia, gdy przechodziła operację usunięcia dwóch tętniaków.
Aktorka przyznała wcześniej na łamach "New Yorkera", że w przerwie pomiędzy kręceniem kolejnych sezonów "Gry o tron" miała krwotok podpajęczynówkowy - w jej mózgu pękł tętniak i musiała przejść natychmiastową operację. Nie wiedziała, czy w ogóle wróci do aktorstwa, gdyż miała problemy z mówieniem wywołane wylewem (afazja). Niebawem musiała przejść operację usunięcia kolejnego tętniaka. Tym razem kawałki jej czaszki zastąpiono płytkami tytanu.
"Kate, tak jak ja, chorowała, gdy miała 20 lat. To specyficzna sytuacja, bo na dalszym etapie życia ktoś taki jak my wprawia innych swoją historią w konsternację" - wyznała Clarke.
"Nie podchodźcie do mnie z nożem. Pomysł, żebym oddała swoją twarz w ręce obcej osoby, jest niedorzeczny" - grzmi Emilia Clarke i zapewnia, że nigdy nie podda się operacji plastycznej. Po pierwsze dlatego, że zwyczajnie boi się tego typu zabiegów. Po drugie, nie zamierza spełniać narzuconych standardów piękna.
Aktorka, w rozmowie z magazynem "People", przyznała, że silniejszy od pragnienia wiecznej młodości jest strach. "Po pierwsze boję się takich zabiegów, po drugie nie mogłabym wykonywać swojej pracy, jeśli moja twarz stałaby się sztywna" - przyznała aktorka. Dodając, że tym, którzy zachęcaliby ją do takich korekt, kazałaby się zająć sobą i odpuścić.
"Pomysł, że miałabym coś poprawiać, żeby zostać zaakceptowaną, czy spełnić standardy piękna narzucone przez społeczeństwo, jest śmieszny. Może nie jestem szczególnie pewna swojego wyglądu, ale mam całkowitą pewność co do tego, że nie chcę słuchać opinii innych na ten temat" - dodała.