Ukryta perełka Netflixa, o której zapomnieliśmy. Ten serial to prawdziwy hit

"Lilyhammer" to pierwszy oryginalny serial Netflixa, który dał początek erze wielkich produkcji platformy. Choć dziś mało kto o nim pamięta, ten gangsterski hit z Norwegii wciąż zachwyca klimatem i humorem.

Dziś Netflix to gigant popkultury, ale jego historia nie zaczęła się w Hollywood. Cofnijmy się do 2012 roku, kiedy to platforma postawiła wszystko na jedną kartę i wyprodukowała swój pierwszy oryginalny serial. Nie był to ani dramat polityczny, ani hollywoodzki przebój. To była "Lilyhammer", historia nowojorskiego przestępcy w norweskim Lillehammer, która po cichu zapisała się na kartach historii streamingu.

"Lilyhammer" - pierwszy oryginalny serial Netflixa, który warto dziś nadrobić

Głównym bohaterem "Lilyhammer" jest Frank Tagliano - mafijny kapo, który po zawarciu układu z FBI trafia do programu ochrony świadków. Zamiast klasycznego azylu na Florydzie, wybiera... śnieżne Lillehammer. To właśnie tu, wśród norweskiej ciszy i surowego klimatu, próbuje zacząć od nowa. Problem w tym, że jego stare nawyki nie dają o sobie zapomnieć.

Reklama

Steven Van Zandt, znany z roli Silvio Dantego w kultowej "Rodzinie Soprano", idealnie odnalazł się w roli Franka. Jego bohater miesza nowojorską bezwzględność z lokalnymi zwyczajami, wprowadzając do sennych uliczek norweskiego miasteczka porządki rodem z Brooklynu.

Dlaczego "Lilyhammer" przeszedł do historii Netflixa?

Premierowy odcinek "Lilyhammer" zadebiutował w styczniu 2012 roku w Norwegii, a już miesiąc później pojawił się na Netflixie. Wówczas była to absolutna nowość - pierwszy raz platforma wypuściła coś, co sama stworzyła. To właśnie ta produkcja przetarła szlak dla gigantów takich jak "House of Cards" czy "Stranger Things".

Z serialem związana jest ciekawostka - już pierwsza emisja w Norwegii przyciągnęła niemal milion widzów, co przy populacji kraju wynoszącej nieco ponad 5 milionów, stanowiło ewenement. Produkcja doczekała się trzech sezonów i 24 odcinków, które do dziś zbierają bardzo pozytywne opinie od widzów szukających czegoś nietuzinkowego.

"Lilyhammer" na Netflixie - serial, który łączy "Rodzinę Soprano" z "Fargo"

To nie jest typowa mafijna opowieść. "Lilyhammer" balansuje na granicy czarnej komedii, obyczajowego dramatu i absurdalnej satyry. Fani kina gangsterskiego znajdą tu znajome motywy, ale w bardzo niecodziennej scenerii. Do tego dochodzi urok norweskiej kultury, z jej kontrastami i lokalnymi osobliwościami, które dla bohatera z Nowego Jorku są niczym z innej planety.

Serial często porównywany jest do połączenia "Rodziny Soprano" i "Fargo" - nie tylko ze względu na tematykę, ale i klimat. Nieprzewidywalność, ironia i świetnie napisane postacie sprawiają, że trudno się od niego oderwać.

Dlaczego warto obejrzeć "Lilyhammer" właśnie teraz?

Choć od premiery minęło już ponad 10 lat, "Lilyhammer" nie zestarzał się ani trochę. W dobie przesiąkniętych CGI seriali i przewidywalnych scenariuszy, ta produkcja wciąż wyróżnia się świeżością i autentycznością. Jeśli szukasz czegoś na wieczór, co wymyka się klasyfikacjom i zostaje w pamięci na długo - to będzie strzał w dziesiątkę.

Wciąż dostępny na Netflixie, "Lilyhammer" to ukryty skarb, który przypomina, że czasem najciekawsze historie powstają tam, gdzie nikt się ich nie spodziewa - w śnieżnej Norwegii, z byłym gangsterem w roli głównej.

swiatseriali
Dowiedz się więcej na temat: Netflix: Seriale
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy