Znana aktorka ma 190 centymetrów wzrostu. "Zawsze czułam się jak olbrzym"
Gwendoline Christie - gwiazda kultowego serialu HBO "Gra o tron" i hitu Netfliksa "Wednesday" - obchodzi w sobotę 45. urodziny. Na fakt, że zawsze wyróżnia się na ekranie, niebagatelny wpływ ma wzrost aktorki, która mierzy aż 190 centymetrów.
Gwendoline Christie jako dziecko trenowała gimnastykę, lecz uraz kręgosłupa wykluczył ją ze sportu. To wtedy zdecydowała się związać przyszłość z aktorstwem.
Początki nie były łatwe. Mimo że ukończyła Drama Centre London w 2005 roku, to powiedziano jej, że "prawdopodobnie nigdy nie będzie pracować, ponieważ nie wygląda tak samo jak większość aktorów". Chodziło o jej wzrost - Christie mierzy aż 190 centymetrów.
Młoda aktorka nie poddała się. Pomogła jej w tym... Tilda Swinton.
"Kiedy zobaczyłam Tildę Swinton w 'Orlando' i dostrzegłam w niej niesamowitą kobietę, która była tak blada i tak różna od hollywoodzkich aktorów, do których byłam przyzwyczajona, pamiętam, że pomyślałam: 'Cóż, ona jest w filmie, jest nie z tego świata, i zdecydowanie jest ponad nich wszystkich. Zdałam sobie sprawę, że może dla mnie też jest miejsce" - powiedziała w jednym z wywiadów.
"Ze swoimi 190 centymetrami jestem raczej wysoka, ale jestem taka odkąd skończyłam 14 lat. Przez lata podchodziły do mnie na ulicy postawne kobiety, mówiąc: 'Jak to miło zobaczyć kobietę, która jest wyższa ode mnie. Zawsze czułam się jak olbrzym" - Christie przyznała w 2013 roku w rozmowie z magazynem "Rolling Stone".
W 2002 roku wzrost Gwendoline Christie zwrócił uwagę fotografki Polly Borland. Razem stworzyły serię fotografii zatytułowanych "Bunny" w latach 2002-2008.
Aktorka uważała, że odważne zdjęcia mogą pomóc jej w zaakceptowaniu siebie i wyrażeniu swojej wizji kobiecości. Po latach przyznała jednak, że patrząc wstecz, miała mieszane uczucia co do tej decyzji.
Gwendoline Christie zyskała popularność dzięki roli Brienne z Tarth w "Grze o tron". Jako zaciekła wojowniczka, która została rycerzem, jej zadaniem było chronienie Sansy Stark. Bohaterka miała też wątek romantyczny z Jaimem Lannisterem - związek, który trwał wiele sezonów, zanim para w końcu zadziałała zgodnie ze swoimi uczuciami.
Kolejną ekranową kreacją Christie był występ w filmie "Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy". Wcieliła się w rolę kapitan Phasmy - głównodowodzącą Szturmowców, która jest pierwszym żeńskim czarnym charakterem w "Gwiezdnych wojnach".
"Byłam uradowana, gdy J.J. Abrams zechciał obsadzić mnie w filmie - i to w tej roli. Kostium od razu wydał mi się uderzający. Podobał mi się także koncept kobiecego szturmowca. Myślę, że zachęca to do różnorodności i zainicjowało coś nowego. Mam nadzieję, że międzynarodowy sukces filmu sprawi, że pojawią się podobne możliwości dla innych kobiet" - mówiła Christie.
Widzowie oglądali ją na ekranie w... hełmie i pełnej zbroi.
"Granie takiej postaci jest fascynujące, ponieważ uświadamiasz sobie, że aktorstwo to nie jedynie gra twarzą - tutaj wszelka mimika odpada. Okazuje się, że ważny jest ubiór czy też sposób w jaki się poruszasz. Ciekawym doświadczeniem był dla mnie właśnie język ciała. Uczyłam się tego w szkole aktorskiej i te lekcje dużo mi w tym przypadku pomogły" - przyznawała aktorka.
Christie przypomniała, że już w "Grze o tron" wcielała się w postać, która cały czas ekranowej obecności paraduje w zbroi.
"To wpływa na to, jak stoi czy jak się porusza. Postać walczy w sposób, w którym pokazuje swoją siłę i muszę przyznać, że jest to większa siła niż mam osobiście. Ciekawie odgrywa się sceny, w których raz trzeba wykazać się sprawnością fizyczną, a następnie po prostu coś dobrze zagrać, odpowiednio mówiąc" - przyznawała aktorka.
Christie wróciła do roli Phasmy w kolejnym filmie serii "Gwiezdne Wojny: Ostatni Jedi".
O tym, że gra nie tylko w kasowych hitach, lecz także nie rezygnuje z kina artystycznego, Christie udowodniła rolą w filmie Petera Stricklanda "Flux Gourmet".
Obraz opowiadał o trójce artystów, którzy zostają wybrani przez ekstrawagancką patronkę Jan Stevens (Gwendoline Christie) do wystawienia szeregu występów w jej rezydencji. Performance opierać ma się na tzw. dźwiękowym gotowaniu.
- Strickland, podobnie jak w swoich poprzednich filmach, daje w wysmakowanej stronie wizualnej i dźwiękowej popis swej nieznającej granic wyobraźni. Ponownie łączy sztukę wysoką z motywami charakterystycznymi dla specyficznego humoru, gdzie najdziwniejsze pomysły przeplatane są prostymi dowcipami. Popisowe są występy artystycznego tercetu, który stara się podnieść odgłosy miksera, blendera i gotującej się wody do rangi sztuki - pisał w recenzji dla Interii Jakub Izdebski.
Ostatnio aktorkę oglądaliśmy w serialu Netfliksa "Wednesday".
Gwendoline Christie była na spacerze, kiedy dostała SMS z informacją, że Tim Burton chce się z nią spotkać w sprawie nowego serialu Netfliksa. Reżyser zaproponował jej rolę dyrektorki Larissy Weems w "Wednesday" oraz dał jej swobodę w kreowaniu tej postaci.
"Powiedział: 'Możesz zrobić z tą postacią, co chcesz, i będziemy o tym na bieżąco rozmawiać'. To była niewiarygodna okazja, jaką dostałam od wielkiego mistrza kina" - powiedziała "EW"
Pracując z Burtonem i projektantką kostiumów Colleen Atwood, Christie zaczęła wyobrażać sobie, kim może być ta postać. Jako przywódca Akademii Nevermore, Weems odpowiada za ochronę szkoły pełnej nastolatków z nadprzyrodzonymi mocami, w tym tytułowej Wednesday Addams.
"Ciągle przychodził mi do głowy pomysł, że Larissa Weems była wyrzutkiem, chodziła do szkoły dla wyrzutków i zawsze była w cieniu Morticii [Catherine Zeta-Jones]. Myślałam o bohaterce w stylu Hitchcocka (...) O dziwo, Tim miał dokładnie ten sam pomysł, podobnie jak Colleen Atwood" - powiedziała Christie.
Fani "Gry o tron" mogli mieć problemy z rozpoznaniem w "Wednesday" Brienne z Tarth. "Po raz pierwszy poczułam się piękna na ekranie" - mówiła aktorka.