Tomasz Jakubiak: "Stworzyłem w "MasterChefie" postać fajnego kumpla" [wywiad]

Tomasz Jakubiak w roli jurora programu "MasterChef Junior" czuje się jak ryba w wodzie! Znany kucharz przyznaje, że z dziećmi ma świetny kontakt. Nie tylko tymi z programu, ale również ze swoim 2,5-letnim synkiem, który lubi towarzyszyć tacie w kuchni. W tym roku Tomasz Jakubiak ma szczególny powód do radości. Podczas wakacji weźmie ślub ze swoją narzeczoną Anastazją!

Wiem, że uwielbiasz podróżować. Lubisz odkrywać nie tylko nowe smaki, ale i zakątki świata. Twoje serce ostatnio skradła Azja?

Tomasz Jakubiak: - Tak, ostatnio podróżowałem po Wietnamie, Tajlandii i Kambodży. Azja to zupełnie inny świat. Bardziej kolorowy niż nasz, również pod względem kulinarnym. Od zawsze sprzeczam się z Michelem jaka kuchnia jest najlepsza i on oczywiście ciągle podkreśla, że bez Francji kuchnia nie istniałaby, a ja twierdzę, że bez Azji (uśmiech - przyp. red.). Ilość ziół, przypraw, owoców, warzyw, których tam się używa, jest w Europie jeszcze nieodkryta. Kuchnia azjatycka jest niebanalna i nieoczywista. Za to ją kocham. Azja wciąga. Jak już raz tam pojedziesz, wiesz, że chcesz zostać na długo.

Reklama

Dlatego wracasz do Azji niczym bumerang?

- Na to wychodzi. Kolejny raz byłem w Tajlandii, na Sri Lance, Filipinach, w Chinach i Kambodży. W Wietnamie byłem po raz pierwszy i pod względem kulinarnym najbardziej mnie zachwycił ze wszystkich miejsc na ziemi, które do tej pory widziałem. Rozrzutność smaków jaka istnieje między północą a południem Wietnamu jest niesamowita! Dotyczy to zarówno produktów, jak również ich obróbki, ciepłej i zimnej. Ten kraj jest tak ogromny i tyle się w nim dzieje, że nie sposób zobaczyć wszystkiego podczas jednej czy dwóch wycieczek. Dlatego ciągle wracam do Azji. Kocham ją próbować, rozgryzać i smakować.

Czy odpowiada Ci również azjatycka mentalność?

- Tak. Afryka nigdy do końca mi nie leżała. Może dlatego, że jest uboższa kulinarnie, daję pierwszeństwo Azji. Poza tym uwielbiam Azjatów, tych małych, ciągle uśmiechniętych ludzi. Trzeba ich jednak najpierw dobrze poznać. Moi znajomi mówili mi nie raz, że nie potrafią odczytać, kiedy Taj czy Wietnamczyk są zadowoleni, a kiedy wkurzeni, czy chcą ich zaprosić na wódkę czy przyłożyć. Z czasem można się zorientować, co kombinują. Są przecudowni. Europejczycy zaszufladkowali Azję i Azjatów. A kuchnia azjatycka nie kończy się przecież na sajgonce z Placu Konstytucji. Azja jest ciekawym, kolorowym i różnorodnym kontynentem. Występuje tam mnóstwo religii - buddyzm, muzułmanizm, katolicyzm, hinduizm. Podróżując po Azji co i rusz trafiamy na inną religię. A inna religia wprowadza też inną kulturę, obyczaj i jedzenie.

Czy narzeczona podziela Twoją fascynację Azją?

- Moja narzeczona zna Amerykę Północną i Południową. Studiowała w Stanach i doskonale zna kontynent amerykański. W Azji jeszcze nie była, ale ufa mi na tyle, że ślub bierzemy na jednej z balijskich wysp. To nasze wspólne marzenie. Bali chcemy odkryć razem i na końcu naszej przygody się hajtnąć.

Znasz już ślubne menu?

- Kucharz, którzy będzie gotował na naszym weselu, został wybrany przez koleżankę, która tam mieszka. Podobno jest rewelacyjnym kucharzem. Kuchnia balijska również! Ja co prawda od kilku lat jestem mięsożercą, a kuchnia balijska jest raczej wegetariańska, ale jestem na to w stu procentach przygotowany, wręcz pragnę tego nowego doświadczenia. Datę ślubu wyznaczyliśmy na koniec sierpnia. Jeszcze nie wiemy, na której wyspie powiemy sobie "tak". Wybierzemy tę, która najmniej ucierpiała w wyniku trzęsienia ziemi, erupcji wulkanów i pandemii. Nasz ślub to będzie mała kameralna uroczystość. Tylko my, świadkowie i nasze dzieci. Dzieci będzie nawet więcej niż dorosłych. Przecudowne!

Co jak co, ale kontakt z dzieciakami masz świetny, co widać na planie "MasterChefa Juniora".

- Cieszę się, że już drugi sezon jestem jurorem w tym programie. Telewidzowie dostrzegają, że kocham dzieciaki i uwielbiam się z nimi bawić. Ludzie zaczepiają mnie na ulicy mówiąc, że doskonale odnalazłem się w pracy z dziećmi. Zawsze byłem z dziećmi za pan brat. Narzeczona twierdzi, że to dlatego, ponieważ mój rozwój intelektualny zakończył się w wieku 12-14 lat. Uwielbia obserwować, jak bawię się z naszym Bąbelkiem. Faktycznie reprezentujemy podobny poziom. I dobrze mi z tym! Czuję się jak duże dziecko. Rzadko podchodzę do sprawy śmiertelnie poważnie, wszystko obracam w żart. Przypuszczam, że dzieci od razu to we mnie dostrzegły. Widzą we mnie kumpla, a nie srogiego mentora, do którego boją się podejść. Stworzyłem w "MasterChefie" postać fajnego kumpla. Podobnie postąpili Ania i Michel, którzy w poprzednich seriach byli bardziej spięci.

Jednym słowem, wniosłeś luz i zabawę do tego programu.

- Dzieci wymagają od nas zabawy. Gdy oglądam Anię i Michela w nowym wydaniu, to płaczę ze śmiechu. Uwielbiam te wszystkie nasze głupoty i przepychanki. Uwielbiamy sobie z Michelem docinać. Program dostał nową energię. To zasługa nas wszystkich, dzieciaków, producentów, reżyserów. Udało nam się stworzyć super team! Mam wrażenie, że producenci spełniają w ten sposób wszystkie swoje i nasze dziecięce marzenia. Zjeżdżanie na linie, udawanie Tarzana, przebieranie się za pączka, wchodzenie do mikrofalówki czy zabawa na świeżym powietrzu z trenerem personalnym - w każdej z tych zabaw, z jaką miałem do czynienia na planie "MasterChefa Juniora", świetnie się odnajduję.

Nawet trudne sytuacje rozbrajacie humorem.

- Dzieci nie powinny kończyć przygody swego życia z poczuciem przegranej. To ma być zabawa, która pomoże im przełamywać różnorakie bariery i otwierać się na świat. W programie uczą się autoprezentacji. Od początku zależało nam, żeby dzieci kończyły udział w tym programie z przekonaniem, że chcieć znaczy móc. Mogą marzyć, zdobywać kolejne szczyty i rozwijać marzenia. Cudownie, że możemy im to dać, a nie srogą rywalizację, która powoduje, że zamykają się jeszcze bardziej w swojej skorupie.

Czy Twój synek lubi towarzyszyć Ci w kuchni?

- Tak, bąbelek odkąd tylko zaczął siedzieć, chciał przebywać ze mną w kuchni. Staram się gotować i dla niego, i dla narzeczonej. Kocham karmić i rozpieszczać bliskich. Wyrażam w ten sposób swoje uczucia. I nasz synek chyba to wyczuł. Czyta moje emocje. Ma dopiero 2,5 roczku, ale gdy tylko wchodzę do kuchni, przysuwa swój taborecik i pyta po swojemu "Tato co?". Czy będzie kiedyś szefem kuchni, tego nie wiem, ale pewnie niejednej osobie skradnie serce swoim gotowaniem.

Rozmawiała Ewa Jaśkiewicz/ AKPA

Zobacz też:

"Sukcesja": Grecka i rzymska mitologia kluczem do zrozumienia serialu?

"Bridgertonowie": Kiedy premiera trzeciego sezonu? Znamy kilka szczegółów nowej odsłony

AKPA
Dowiedz się więcej na temat: Tomasz Jakubiak
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy