Kłótnia ekspertek w "Pytaniu na śniadaniu". Internauci oburzeni!

"Pytanie na śniadanie" przeszło w ostatnim czasie prawdziwą rewolucję. Dotychczasowi prowadzący zostali zastąpieni przez nowych prezenterów. Ostatnie weekendowe wydanie prowadzili Joanna Górska i Robert Stockinger. Niestety, nie wszystko poszło po ich myśl.

Po grudniowej zmianie władz TVP z "Pytaniem na śniadanie" rozstało się wiele gwiazd programu. Widzowie nie oglądają już na ekranie Anny Popek, Idy Nowakowskiej i Małgorzaty Opczowskiej. Wśród prowadzących "Pytania na śniadanie" nie ma też Tomasza Wolnego, który w grudniu wyjechał na długi urlop, oraz Roberta Rozmusa. W połowie stycznia w śniadaniowym show zadebiutowała nowa para prowadzących: Joanna Górska i Robert Stockinger. To właśnie oni prowadzili ostatni odcinek programu.

Reklama

"Pytanie na śniadanie": Kłótnia ekspertek

W sobotnim wydaniu w studiu "Pytania na śniadania" pojawiły się również dwie zaproszone ekspertki: Joanna Barczyńska - internista i kardiolog oraz dr Monika Koperska - chemiczka. Rozmowa z nimi miała dotyczyć bezpieczeństwa w zakresie używania telefonów komórkowych. Niestety, sytuacja wymknęła się spod kontroli.

Lekarka przestrzegła widzów, aby ci byli ostrożni w kwestii trzymania telefonów komórkowych przy uchu. Powiedziała, że jeśli będą robić to zbyt długo, może to być niebezpieczne. Powołała się na badania, które mają dowodzić, że zwiększa to ryzyko zachorowania na glejaka mózgu.

Podczas jej wypowiedzi widzowie mogli zobaczyć, że druga ekspertka cały czas kręci głową, dając tym samym do zrozumienia, że nie zgadza się ze słowami, które padły na wizji. "Macham głową, bo niestety nie mogę się zgodzić, bo oficjalne stanowisko nauki w tym momencie jest takie, że nie stwierdzono połączenia między rakiem mózgu a telefonami komórkowymi czy jakimikolwiek falami radiowymi, ma też do czynienia Wi-Fi" - powiedziała, kiedy prowadzący poprosili ją o komentarz.

Joanna Barczyńska nie zgodziła się z jej wypowiedzią, prosząc a ją o podanie źródeł tej wiedzy. Sytuację próbowała załagodzić prowadząca, która powiedziała: "Drogie panie, ja rozumiem, że jest kłótnia... Ja tylko się wypowiem na temat tego, co sama przeszłam. Moja ostatnia rozmowa z Tomkiem Kalitą, który zmarł na glejaka, [...] wyglądała tak, że złapał mnie za rękę i mówi: 'Asia, całe życie rozmawiałem przez telefon, trzymając go przy uchu. I tu mam guza. Bardzo cię proszę, żebyś nigdy nie rozmawiała przez telefon, trzymając w ten sposób słuchawkę'. Możemy się kłócić bardzo długo na ten temat" - padło z ust Joanny Górskiej.

"Pytanie na śniadanie": Wypowiedź prowadzącej zaogniła dyskusję

Wypowiedź gospodyni "Pytania na śniadanie" nie tylko nie złagodziła atmosfery w studiu, ale ją zaostrzyła. Ekspertki zaczęły mówić w tym samym momencie, przez co nie dało się zrozumieć żadnej z nich. Joanna Górska ponownie upomniała obie kobiety: "Chwileczkę, bo się przekrzykujemy! Bez sensu to jest...".

Internistka i kardiolog podkreśliła, że swoją wypowiedź opiera na wynikach badań, jakie zostały przeprowadzone przez Międzynarodową Agencję Badań nad Rakiem przy WHO. "To nie jest ktoś, to sobie wymyśla... Agencja wyraźnie mówi, że [smartfon] to pewny czynnik rakotwórczy. Rozumiem, że ma pani inną opinię i w medycynie tak jest, że są różne szkoły, ale uważam, że ta agencja mówi wiele słusznego. W mojej 25-letniej praktyce lekarskiej nie raz się przekonałam o słuszności tego, co mówi ta agencja" - podkreśliła.

I tym razem dr Monika Koperska nie zgodziła się z drugą specjalistką. Podkreśliła, że również zna wyniki tych badań. Jak powiedziała, Międzynarodowa Agencja Badań nad Rakiem zaklasyfikowała promieniowanie telefony komórkowe jako 2B, co ma oznaczać, że są one potencjalnie rakotwórcze. "Oznacza to, że nie ma badań, które potwierdzają rakotwórczość tego promieniowania. W tej grupie są też aloes i talk dla dzieci" - uzupełniła.

"Jeżeli popatrzymy na statystykę badań, które przytaczamy, nie ma jednoznacznych badań, które pokazują, że jest powiązanie między telefonami komórkowymi a jakimikolwiek zmianami w mózgu. Statystyka pokazuje, że takich zmian nie zauważamy" - dodała.

"Pytanie na śniadanie": Prowadzący nie poradzili sobie z sytuacją?

Chemiczka, chcąc załagodzić sytuację, nawiązała do współczesnego problemu, jakim jest szum informacyjny oraz związane z tym trudności w interpretacji wyników badań. Również i tym razem to tylko pogorszyło sytuację. Do wymiany zdań ponownie włączyła się Joanna Górska, która uznała jedną z jej wypowiedzi za niestosowną. "No tak, ale stawianie w jednym miejscu aloesu i telefonu komórkowego, to też jest jednak trochę za daleko posunięte..." - skomentowała.

Rozmowa między ekspertkami nie tylko nie przebiegła według planu, ale również nie została dokończona. Robert Stockinger oznajmił, że czas przeznaczony na tę część programu zakończył się. Zaprosił widzów na kolejny punkt w scenariuszu, czyli plotki z show-biznesu. Na oficjalnym profilu "Pytania na śniadanie" w mediach społecznościowych pojawiło się wiele komentarzy odnoszących się do sytuacji, jaka miała miejsce na wizji. Internauci nie ukrywają, że są oburzeni sytuacją:

"Prowadzący kompletnie sobie nie poradzili z sytuacją... nie wiem może brak doświadczenia nie pomaga", "Okazuje się, że 'sztuka dyskusji', to wyjątkowo trudna sztuka. Słucham właśnie na temat 'bezpiecznego używania telefonu', szkoda, że panie nawzajem nie dopuszczają się do głosu. Nie idzie tego słuchać, jazgoczą jak na rynku, albo zaciekłe osoby z odmiennych partii politycznych. Pani dr podkreśla, że ma 25 lat praktyki w zawodzie, zwraca uwagę drugiej, że ta jej przerywa , a robi to samo, staż pracy w zawodzie też nie pomaga na obyczaje, BARDZO SZKODA, temat ciekawy, NIE dało się wysłuchać", "Szkoda ze czerwony dywan jest ważniejszy od tej rozmowy która mogła by być inaczej poprowadzona", "Bardzo nieładne zachowanie Pani prowadzącej! Może wystarczyło się przygotować do ROZMOWY! I nie 'kłócić' się , a DYSKUTOWAĆ z naukowcami. Taka moja sugestia" - czytamy w komentarzach.

Autor: Anna Helit

INTERIA/RMF
Dowiedz się więcej na temat: Pytanie na śniadanie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama