Katarzyna Herman musiała walczyć o swoje z... sześcioma siostrami
Katarzyna Herman, czyli prokurator Gabi Wolska z "Tajemnicy zawodowej" i niezapomniana Janeczka Jurewicz z "Bożej podszewki", wychowała się w domu pełnym kobiet. Była najstarszą z siedmiu córek pary nauczycieli z Białegostoku. Do dziś dziwi się, jak w rodzinnym babińcu radził sobie jedyny mężczyzna - jej ojciec. "Musiał czasami uciekać" - żartuje aktorka.
Katarzyna Herman nie kryje, że jedyne, czego brakowało jej w dzieciństwie, to spokój. Mieszkała z rodzicami i siostrami w trzypokojowym mieszkaniu w bloku. "Miałyśmy piętrowe łóżka, jak w koszarach. U siebie, na dole, powiesiłam zasłonki, próbowałam się odciąć" - wspominała w wywiadzie, dodając, że jako najstarsza urządziła sobie za postawionym w poprzek pokoju regałem kącik, do którego reszta dziewczyn miała zakaz wstępu. "Musiałam naprawdę rozpychać się łokciami, żeby wywalczyć trochę miejsca dla siebie" - twierdzi.
Aktorka była pierwszą z siedmiu córek państwa Hermanów - nauczycieli z Białegostoku. "Mama śmiała się, że lepiej mieć siedem córek niż synów, bo dziewczyny mniej jedzą" - opowiada. Ojciec, jedyny mężczyzna w rodzinie, żartował często, że tylko w łazience może pobyć sam.
"Nie miał z nami lekko. Żeby nie zwariować, przyjął wygodną maskę domowego bawidamka. Harcował z nami, tańczył. To był bardzo kolorowy człowiek, jak na tamte lata... za bardzo kolorowy. Chodził w wielkiej futrzanej czapce i wszystkie kobiety się za nim oglądały. Wydawało mi się to takie cudaczne" - opowiada gwiazda "Tajemnicy zawodowej".
Ojciec, wiedząc, że z nauczycielskiej pensji nie utrzyma rodziny, zrezygnował z pracy w szkole, założył firmę, a w końcu wyjechał do Nowego Jorku. "Poleciał do Ameryki zarobić na swoją gromadę, a może uciekał z domu kobiet, gdzie ciągle panował rejwach? Musiał czasami uciekać" - wyznała Katarzyna Herman.
W mieszkaniu państwa Hermanów w bloku przy ulicy Parkowej w Białymstoku cały czas było gwarnie jak w ulu. "Życie polegało na tym, że ciągle robiłyśmy jakieś nasiadówki, paplało się, a to przy pleceniu warkoczyków, a to w kuchni podczas robienia ciasta, a to na łóżku - wspomina aktorka.
"Mało oglądało się telewizję, raczej gadało się i dużo czytało" - mówi. Mama, aby zapanować nad siedmioma dziewczynami, trzymała żelazną dyscyplinę. Wszystko było na jej głowie, ale radziła sobie doskonale.
"Tata zarabiał i był od święta. A mama? Nie wiem, jak to robiła, ale zawsze miałyśmy wyprane i wyprasowane ubrania, a w domu było posprzątane i ugotowane. Dom był zapięty na ostatni guzik. Jak ciężką pracą jest macierzyństwo i prowadzenie domu, zrozumiałam, dopiero gdy sama zostałam mamą" - twierdzi Katarzyna Herman.
Kasia przyszła na świat w piątek trzynastego, ale uważa, że los raczej zawsze jej sprzyjał. W szkole nie miała żadnych problemów, uczyła się świetnie, podobnie zresztą jak wszystkie jej siostry, więc kiedy pewnego dnia zapragnęła zostać baletnicą, rodzice zgodzili się. Miała 9 lat, gdy po raz pierwszy wyfrunęła z rodzinnego gniazda na dłużej. Zamieszkała w internacie szkoły baletowej w Warszawie.
"Przymusiłam rodziców, żeby mnie tam posłali. Po paru miesiącach mnie zabrali. Gdy wybuchł stan wojenny, mama, zapłakana przebiła się przez Wisłę i już potem nie chciała mnie wypuścić z domu" - mówi aktorka i dodaje, że kiedy jej marzenia o balecie prysły jak mydlana bańka, przerzuciła się na aktorstwo.
Jej pierwszymi widzami byli, to oczywiste, rodzice i siostry. Do dziś wzrusza się, opowiadając o spektaklach domowych, które przygotowywała, będąc jednocześnie odtwórczynią głównych ról, reżyserką, dekoratorką i kostiumografką.
"Tata zawsze najgłośniej bił mi brawo" - wspomina. Jemu pierwszemu powiedziała, że chce zdawać do Akademii Teatralnej w Warszawie, on pierwszy dowiedział się, że zdobyła upragniony indeks.
Aktorka doskonale pamięta mamę z czasów, gdy sama była jeszcze małą dziewczynką. "Zawsze wydawała mi się młoda, silna, świetnie zorganizowana. Zawsze wyglądała dobrze" - twierdzi Katarzyna Herman.
"Gdy po kilku miesiącach studiów przyjechałam do domu, odkryłam, że się zmieniła. Zobaczyłam nagle starszą panią i byłam przerażona, że to już... Pewnie mama przeszła właśnie przez tą bramę, po której w organizmie kobiety dużo się zmienia. Widać było te zmiany na jej buzi, na skórze" - opowiada.
Katarzyna Herman uważa mamę za swoją bohaterkę, ale wcale nie chciałaby być do niej podobna. Już jako młoda dziewczyna wiedziała, że kiedy będzie miała swoje dzieci, wychowa je zupełnie inaczej, po swojemu. "Moja mama była bardzo poukładana. Musiała, bo miała przecież w domu siedem córek, nad którymi trzeba było jakoś zapanować. Ja marzę, żeby być matką dziką, taką, która ma dużo luzu i nie musi się spinać, że w jej domu wszystko chodziło jak w zegarku" - wyznała w jednym z wywiadów, gdy w 2004 roku urodziła Leona.
W wychowaniu syna i młodszej od niego o 5 lat córki Romy Katarzyna skupia się przede wszystkim na rozwoju swych dzieci. "W domu nie używamy komórek, zostawiamy je w skrytce przy drzwiach, a komputer służy wyłącznie do pracy i nauki" - zapewnia. "Odkąd w domu jesteśmy offline, syn zapisał się do biblioteki i więcej jeździ na desce, a córka ma czas na zabawę" - opowiadała, gdy jej dzieci były jeszcze małe.
Dziś Leon i Roma buntują się i złoszczą na nią, ale ona jest nieugięta. Aktorka twierdzi, że tej nieugiętości nauczyła się od swojej mamy. "Gdyby nam popuściła, weszłybyśmy jej na głowę" - żartuje.
Katarzyna Herman twierdzi, że w dzieciństwie była troszkę autystyczna i do dziś źle się czuje w tłumie. Z drugiej strony - dzięki temu, że praktycznie nigdy nie była sama - nauczyła się wyraźnie zakreślać swoją osobistą przestrzeń i wyznaczać granice, które nie powinny być przez kogokolwiek przekraczane.
"To rodzicom zawdzięczam umiejętność dogadywania się, rozładowywania konfliktów i liczenia się ze zdaniem innych" - mówi.
(wypowiedzi Katarzyny Herman pochodzą z wywiadów dla "Gali", "Pani", "Twojego Stylu", "Poradnika domowego" oraz "Dzień dobry TVN")