Karol Strasburger: Niech każdy żyje, jak chce

Boże Narodzenie to dla Karola Strasburgera najbardziej rodzinne ze świąt. Dzięki żonie Małgosi i córeczce Laurze może cieszyć się cudowną magią świąt. "Chcemy być wtedy razem. Dla mnie celebrowanie świąt to coś osobistego i prywatnego. Nie na pokaz" - mówi aktor i gospodarz teleturnieju "Familiada".

Święta to czas, w którym rodzina, kochane osoby i bliskie relacje stają się najważniejsze. Prawda?

Karol Strasburger: - Święta to czas, kiedy wychodzą na wierzch wszystkie dobre i złe rzeczy. Gdy byłem człowiekiem samotnym - co na szczęście nie trwało zbyt długo - nie było dla mnie niczego gorszego niż święta. Naprawdę. Wiem, co czują w takiej sytuacji ludzie samotni, bez rodziny albo chorzy, którzy spędzają święta w szpitalu. Święta wydobywają z nas najbardziej pozytywne i negatywne uczucia. To taki moment, w którym dobrze jest ludziom szczęśliwym, a źle nieszczęśliwym.

Reklama

Pan oczywiście zalicza się do grona szczęściarzy, bo ma u swego boku dwie ukochane kobiety - żonę i córkę.

- To prawda, jesteśmy szczęśliwą rodziną, która uśmiecha się do siebie codziennie. Rodziną, dla której bliskość i szukanie wspólnych mianowników do przeżywania życia razem są nadrzędną wartością. Dlatego w sposób szczery i życzliwy możemy sobie złożyć życzenia trwania w tej miłości, szczęściu i zdrowiu. To jest wspaniale uczucie, że jako rodzina siadamy do świątecznych spotkań nie przymuszeni tą wszechobecną atmosferą, a naturalnym poczuciem magii Bożego Narodzenia i przeżywania tego czasu, na które czekamy cały rok! To jest w ogóle taki wyjątkowy czas, który jednoczy ludzi, składnia do wielu pojednań i mobilizuje często do odnowienia relacji czy wzmocnienia więzi, niezależnie od tego, czy wierzymy w Boga czy nie. Boże Narodzenie jest najbardziej rodzinnym świętem według mnie.

Będzie to więc rodzinne Boże Narodzenie.

- Chcemy być wtedy razem. Dla mnie celebrowanie świąt to coś osobistego i prywatnego. Nie na pokaz. Jak zresztą wiele rzeczy, jakie robimy z Małgosią, a których nie eksponujmy w social-mediach. Nasze życie i szczęśliwy happy end, którego zwieńczeniem jest Laura, jest na tyle wzbudzającym skrajne emocje tematem, że nie zmierzamy być tarczą dla frustratów, dla których istnieje jedyny moralny kodeks, własny. A jeśli ktoś tak bardzo lubi zajmować się cudzym życiem, to niech może lepiej zainteresuje się losem ludzi samotnych i chorych? My o nich nie zapominamy także w tym szczególnym czasie świąt. Jak już wspomniałem, święta to czas, kiedy powinno nam być dobrze. A jak będą wyglądały moje? Spędzimy każdy dzień inaczej i w innym domu, ale w dużym gronie, wśród najbliższych i przyjaciół.

Jako tata jest pan zapewne dla swojej córeczki wzorem i autorytetem. A jaki był pana ojciec? Zabierał syna na mecze, do kina, cyrku, pokazywał świat? Jak układały się wasze relacje?

- Moje dzieciństwo przypadło na czasy powojenne. Rodzice niedługo byli razem szczęśliwi. Ich drogi w pewnym momencie się rozeszły. Jako dziecko, które obserwowało to wszystko z bliska, czułem się rozdarty i rozbity. Co nie znaczy, że rodzice mnie zaniedbywali. Żyli jednak obok siebie - mama z kim innym i tata z kim innym. Ojciec miał swoje życie i swoje problemy. Mama była trochę bliżej, a najbliżej babcia, mama mojego ojca, która poświęcała mi wiele czasu. Dopiero teraz widzę, jaki te wszystkie prawdy - na temat życia, przyzwoitości, uczciwości, które mi wpajali za młodu - miały na mnie wpływ. Do takich ocen i refleksji po prostu trzeba dorosnąć.

Nie ma pan w sobie żalu z powodu nie najłatwiejszego dzieciństwa, tylko wdzięczność wobec bliskich, za to, że dzięki nim wyszedł pan, jak to się mówi, na ludzi?

- Kiedy jako dorosły człowiek patrzyłem na mojego chorego ojca, który potrzebował pomocy, uświadomiłem sobie, jak ważną był dla mnie osobą. Wiele lat musiało minąć, żebym to zrozumiał. Nie ma dla dziecka bliższych ludzi na świecie niż ojciec i matka. Owszem są po drodze różni znajomi i przyjaciele, ale oni przychodzą i odchodzą, zmieniają się. Z rodzicami też czasem się nie dogadujemy, ale to najbliższe osoby, a ich wpływ na nasze dorosłe życie jest olbrzymi. Jako dorosły człowiek często wracam pamięcią do czasów dzieciństwa. Pamiętam teksty, porady, zakazy: jedz elegancko, nie siorb, kiedy siedzisz przy stole, trzymaj łokcie przy orderach, nie obgaduj innych, nie rób złych rzeczy dla własnych korzyści, nie bądź egoistą, bądź człowiekiem przyzwoitym. Teraz, gdy obserwuję młodych ludzi, którzy takiego wychowania nie otrzymywali, to dziękuję rodzicom, że mi te zasady wpoili. Rozumiem też jako ojciec, jakie to ważne dla mojego dziecka. To, czego się teraz od nas nauczy, będzie na całe życie. Do tego wszystkiego trzeba dojrzeć.

Czyli to był dobry moment, żeby zostać tatą?

- Bardzo dobry, z jednym zastrzeżeniem. Nie żyjemy, niestety, 200 lat, a przydałoby się. No, niech będzie choćby 150. Metryki nie zmienię, takie są fakty. Natomiast możliwości wychowawcze są większe. Okres, w którym walczyłem, żeby jak najlepiej zagrać "Agenta nr 1" czy wykazać się w "Polskich drogach", mam już za sobą. Przez prawie 3 lata nie było mnie w domu. Od rana do wieczora na planie. W domu byłem gościem. Inne projekty też wymagały ciągłych wyjazdów i życia w hotelach. Przez 15 lat miałem występy estradowe w całej Polsce. W tamtym momencie jako ojciec nie byłbym się w stanie zrealizować. To zdaje się Jacek Fedorowicz wspominał w swojej książce, że jak wpadał na chwilę do domu, dziecko mówiło do niego "proszę pana", bo go praktyczne nie znało. Przykre!

Zbigniew Wodecki też wspominał, że dzieci na jego widok wołały: "Mamo, przyszedł ten pan od Pszczółki Mai".

- No właśnie, dużo ze Zbyszkiem wtedy występowałem. Znałem jego problemy, których ja nie miałem. Z czasem człowiek przestaje myśleć tylko o swojej karierze, pieniądzach, zawodzie. Zaczyna doceniać rzeczy, które do tej pory miały dla niego mniejsze znaczenie.

Jest pan tatą na pełny etat?

- No tak. Mamy to szczęście, że udało nam się zorganizować życie zawodowe tak, by nie korzystać ze wsparcia niani. Dla mnie to nie do przyjęcia, aby z wygody oddawać dziecko po opiekę osób obcych, choć wiem, że wielu rodziców nie ma wyjścia i wówczas opiekunka jest niezbędna. Co więcej, po latach staje się też praktycznie członkiem rodziny, ale wciąż nie są to tzw. więzy krwi. Nie chciałbym, żeby inni ludzie przekazywali mojemu dziecku swoje wartości, niezależnie od tego, jak wspaniałą osobą może być niania dla naszego dziecka i jak ważną pod wieloma innymi względami. Nie można przecież wymagać od niani, która od rana do wieczora zajmuje się dzieckiem, żeby miała takie same poglądy i zasady, co ja. Tak że mamy teraz przedszkole, mamy siebie i mamy wsparcie babci, którą sporadycznie staramy się poprosić o opiekę, kiedy już naprawdę nie możemy Laury zabrać ze sobą.

Co pana najbardziej w tym ojcostwie zaskoczyło?

- To, że jestem z tego ojcostwa zadowolony. Wydawało mi się, że dziecko, wkraczając w moje dotychczasowe życie - praca, wyjazdy, narty, różne atrakcje życiowe - nagle mi to popsuje. Okazało się, że jest przeciwnie - zreperowało! Może na tym polega ten dobry czas, że ja wszystko mam już zaliczone. Nie mam marzeń, żeby koniecznie pojechać na narty do Francji, Włoch czy Austrii, bo już tam byłem. Chętnie wracam, ale jak nie pojadę, nie jest to wielka strata. Zaskoczyło mnie, że przyjmuję to z radością. Wolę posiedzieć z dzieckiem, zaprogramować swój dzień na wspólny czas z rodziną i różne atrakcje, być z nim po prostu na co dzień i patrzeć jak się rozwija. Już wiem, że tempo dorastania jest tak ogromne, że nie chciałbym przeoczyć niczego ważnego.

Dzieci szybko rosną, więc pole do obserwacji jest duże.

- Każdy dzień jest inny! I to jest coś ważnego. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym na rok czy dłużej gdzieś wyjechać. Po takim czasie trudno poznać własne dziecko. Gdy wracam po kilku dniach zdjęciowych, zauważam różnicę w zachowaniu córki, słyszę, że używa nowych słów. Odbieram ją z przedszkola i nie mogę się nadziwić, że sama wskakuje na huśtawkę, bo jeszcze niedawno musiałem ją trzymać, żeby nie spadła. Parę dni, a takie zmiany! Cieszę się z takich rzeczy. Gdy jest się blisko, to jest się na bieżąco.

Laura skończyła 3 lata. Było urodzinowe przyjęcie?

- Tak, oczywiście, ale nieco inne niż dotychczas. Nie postawiliśmy w tym roku na rodzinny obiad, a rozpoczęliśmy etap, w którym to ma być impreza dziecięca, dla niej. Laura ma już swoje grono koleżanek. Rozmawialiśmy z córką i wiemy, kogo najbardziej lubi. Zaprosiliśmy na uroczystość właśnie te osoby, bo to dziecko wybiera sobie znajomości. Lepiej zaprosić tych, z którymi fajnie będzie się bawiła i cieszyła. Nie zależało nam na tłumie gości. Niektórzy lubią się pochwalić, szczególnie medialnie, jakie to uroczystości się odbyły i kto na nich nie był. To uroczystość dziecka, nie rodziców. Zrobiliśmy przyjęcie w sali zabaw. Było dużo atrakcji, śmiechu szaleństwa i oczywiście pyszny tort.

Cenicie prywatność. Nie obnosicie się ze swoim życiem rodzinnym w mediach i chronicie przed nim swoje dziecko. To rzadkość.

- Nie chcę być profesorem, który innych poucza, jak mają żyć. Niech każdy żyje, jak chce. Moim zdaniem, nasze życie ma mieć wartość dla nas, a nie dla ludzi. To samo dotyczy dziecka. Nie chcę, żeby ktoś mi w tym życiu grzebał. Ja nie zamierzam dostarczać materiałów tym, którzy czekają tylko, aby móc się wyżyć w komentarzach. Niech poszukają kogoś innego. Są tacy, którzy uwielbiają opowiadać o sobie. Mówią, jak się kochają, a za chwilę są po rozwodzie i w sądzie. Komu to potrzebne? A już pokazywanie dziecka i robienie z niego słupa reklamowego jest dla mnie nie do przyjęcia. Nie mówiąc o tym, że świat pedofilski mocno się rozwinął, więc bardzo trzeba uważać. Staram się chronić, na ile mogę, swoje dziecko. Na pewno nie będę wystawiał go na pokaz, żeby inni oglądali, fotografowali i komentowali. Udaje nam się w sposób ciągły być z naszymi fanami w kontakcie i pokazujemy w social mediach trochę prywatnej strony życia, ale zawsze z dużą dozą wyważenia ilości i jakości tych "newsów". Jest nam z tym szalenie dobrze i - jak widać - obserwującym także się taka wersja nas jak najbardziej podoba. To miłe.

Ewa Jaśkiewicz / AKPA

AKPA
Dowiedz się więcej na temat: Karol Strasburger
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy