Ida Nowakowska: Tak zaczynała ulubienica TVP. Dostała kolejną pracę!
Ida Nowakowska zaczynała przed kamerą jako sześciolatka. Rok wcześniej od pierwszego wejrzenia zakochała się w tańcu. Prowadziła pierwszą edycję "You Can Dance. Nowa Generacja". W kolejnej znalazła się w gronie jury. O tanecznych pasjach, aktorstwie i pracy w telewizji rozmawiamy z jedną z najpopularniejszych gwiazd TVP.
Ruszyły zdjęcia do kolejnej edycji programu "You Can dance. Nowa Generacja". Pamiętasz, jak zaczęła się twoja przygoda z tańcem?
- Miałam pięć lat, to była miłość od pierwszego wejrzenia.
Dodaj, że z wzajemnością!
- Miałam to szczęście, że moja wielka pasja do tańca sprawiała, że chłonęłam wiedzę jak gąbka i wszystko przychodziło mi z dużą lekkością, miałam również do tańca fizyczne predyspozycje. Oczywiście, gdyby nie długie godziny spędzone w szkole baletowej czy na innych tanecznych zajęciach, nic by z tego nie było, bo przecież bez umiejętności i znajomości technik tańca nie da się być profesjonalistą. Ze szkoły baletowej wyniosłam wiele cennych lekcji, od pracowitości, konsekwencji, po cierpliwość i ta nauka procentuje w dorosłym życiu. Poza tym byłam dość śmiałym dzieckiem, nie wstydziłam się kamer ani pełnej widowni.
Kamera zdecydowanie cię lubi, co udowodniłaś już jako mała dziewczynka w filmie "Bandyta"!
- Zagrałam niewielki epizod u boku Tila Schweigera, który w tamtym czasie podbił serca milionów Polek! Miałam sześć lat, kiedy po raz pierwszy pojawiłam się przed kamerą i już wtedy złapałam aktorskiego bakcyla. Czułam, że ten świat jest na tyle wciągający i ciekawy, że bardzo chciałam być jego częścią. Już w trakcie szkoły baletowej zagrałam w wielu musicalach na deskach Teatru Roma i Buffo.
W telewizji prowadzisz kilka formatów, od programu śniadaniowego poczynając, poprzez "You Can Dance. Nowa Generacja", po wielkie festiwale, koncerty i gale. Lubisz ten płodozmian?
- Uwielbiam! Nie ma mowy o nudzie czy pustych przebiegach. Spotykam wielu ciekawych ludzi, doświadczam różnych emocji i wiele się uczę. W dużym stopniu korzystam z wiedzy, którą nabyłam na studiach aktorskich. W telewizji za każdym razem mam szansę zagrać zupełnie nową rolę.
Kilkanaście lat temu byłaś uczestniczką "You Can Dance. Po prostu Tańcz". Teraz zasiadasz w fotelu jurora!
- Pamiętam tę szesnastolatkę, która startowała do programu, jej emocje, radość i ekscytację. Ta pamięć jest moim drogowskazem w pracy z dziećmi. Czuję ich emocje i staram się za nimi podążać. To dzieci, które bardzo ciężko pracują, poświęcając każdą wolną minutę na taniec, który wypełnia całe ich życie. Byłam dokładnie taka sama jak oni.
Udział w programie jest wielką nagrodą, jednak presja związana z rywalizacją i osiągnięciem indywidualnego sukcesu może być deprymująca. Jak sobie z tym radzić?
- Dla mnie sukcesem było to, że mogłam robić to, co kocham. Nigdy nie nastawiałam się na główną wygraną, bo to zabiera całą radość uczestniczenia w czymś dobrym. Trzeba zaakceptować to, że jest tylko jedno pierwsze miejsce, tak, jak jedna rola główna w filmie, serialu czy teatrze. I jeśli jej nie dostaniesz, to wcale nie oznacza, że jesteś gorsza. Po prostu, ktoś inny wpisywał się w oczekiwania produkcji czy reżysera. Robiąc bilans zysków i strat, to na wiele castingów, w których brałam udział, wygrywałam kilka. Musiałam nauczyć się i zaakceptować, że to jest część mojego zawodu.
Z Agustinem Egurrolą łączyła cię relacja uczeń-mistrz. Jak jest dziś?
- Agustin to autorytet, jeśli chodzi o taniec towarzyski. Poznaliśmy się, kiedy byłam uczestniczką "You Can Dance. Po prostu tańcz". Kilka lat później byłam jurorką w "You Can Dance. Po prostu tańcz" i wtedy poznaliśmy się bliżej, a dwa lata później Agustin dołączył do programu "Dance Dance Dance". Nasze kolejne spotkanie było przy okazji premiery "You Can Dance - Nowa Generacja", gdzie byłam współprowadzącą. A teraz ponownie jestem jurorką, tym razem w wersji dla dzieci. Przez te wszystkie lata nasze drogi zawodowe się krzyżowały i dziś jesteśmy dobrymi kolegami, co nie oznacza, że jesteśmy jednomyślni. Często się spieramy o uczestników i mamy różne zdanie, bo też szukamy czegoś innego. Technika jest absolutnie podstawą, bez niej nie można nigdy zostać profesjonalistą, ale równie ważna jest osobowość sceniczna, którą albo się ma, albo nie.
Uważasz, że nie da się tego nauczyć?
- Pewne rzeczy, choćby te związane z tremą, można wyćwiczyć, tak jak można nauczyć się pracować przed kamerą. Natomiast publiczności nie da się oszukać, a charyzmatycznych jednostek, które wzbudzają szczerą sympatię i również mają wypracowaną technikę, nie jest aż tak dużo.
Jakie style tańca najbardziej ci odpowiadają?
- Znam niemal wszystkie style, bo taniec jest moją wielką pasją. Jako nastolatka potrafiłam jechać na koniec świata, żeby uczyć się od mistrzów. Moją wielką miłością jest stepowanie, które w Polsce nie jest szczególnie popularne.
Sezon wakacyjny jest już na półmetku, natomiast ty nie zwalniasz tempa. Nie czujesz się zmęczona?
- To dzięki pracy mam naładowane akumulatory.
To znaczy, że nie umiesz odpoczywać?
- Odkąd w naszym życiu pojawił się Max, sporo się zmieniło. Rodzina zawsze była dla mnie najważniejsza i nadal czerpię ogromną radość z bycia razem. Moi wspaniali rodzice dali mi bezgraniczną i bezwarunkową miłość, którą chciałam się dzielić. Marzyłam o tym, że kiedyś sama założę rodzinę i to marzenie się spełniło. Cieszy mnie każdy ząb, każdy krok i każde nowe słowo. Mamy to szczęście, że Max jest bardzo pogodnym dzieckiem i spędzam z nim bardzo dużo czasu. Mogę też liczyć na swoją mamę, która jest najlepszą babcią na świecie. To dzięki mojej mamie mogę pracować, wiedząc jednocześnie, że Max jest blisko mnie, i to w najlepszych rękach. Kochany, zaopiekowany i szczęśliwy. Nie każdy ma takie szczęście.
Dziękuję za rozmowę.
Ola Siudowska/AKPA Polska Press