Ewa Wachowicz: Cały czas mam zamrożoną butelkę szampana w lodówce

Ten rok jest dla Ewy Wachowicz szczególny, jako że obfituje w jubileusze, które upamiętniają wiele ważnych wydarzeń w jej karierze. Przypada w nim 30-lecie powstania Polsatu, stacji, z którą jest związana od zarania i 15-lecie emisji autorskiego programu "Ewa gotuje" na jej antenie. Ponadto we wrześniu minęło 30 lat, odkąd uzyskała koronę Miss Polonia (w grudniu 1992 roku została Wice Miss World), a za kilka miesięcy nadejdzie 30. rocznica zdobycia przez nią tytułu Miss World University w Seulu.

Nic tylko świętować!

- Praktycznie powinnam mieć cały czas zamrożoną butelkę szampana w lodówce - i mam! Ale świętuję głównie poza domem. We wtorek odbyła się uroczysta gala Polsatu w Teatrze Wielkim w Warszawie, wcześniej zaś, na początku grudnia, mieliśmy nasze wewnętrzne spotkanie z ukochanym prezesem, Zygmuntem Solorzem, w którym wzięli udział najstarsi stażem pracownicy stacji. Były medale, prezenty i cała masa wspólnych wspomnień, a wszystko w miłym, bożonarodzeniowym już nastroju, bo święta tuż tuż.

Reklama

Przed 30. laty wszyscy Polacy dostali w prezencie pierwszą komercyjną telewizję.

- Była to pierwsza prywatna stacja w całym bloku Europy Środkowo-Wschodniej, wystartowała dokładnie 5 grudnia 1992 roku, o godzinie 16.30. Nim Polsat uzyskał koncesję naziemną, sygnał nadawany był z Holandii poprzez satelitę firmy Eutelsat. Trudno to sobie dziś wyobrazić, ale w pierwszych miesiącach program emitowano zaledwie 4 godziny dziennie. Potem, na przełomie maja i czerwca 1993 roku, stacji udało się uzyskać prime-time, czyli czas najlepszej oglądalności w godzinach popołudniowych i wieczornych, wydłużony do 8 godzin na dobę - i było to wielkie wydarzenie. Z tej okazji do Paryża, gdzie mieściła się główna siedziba Eutelsatu, poleciała delegacja Polsatu. Zorganizowano uroczystość w polskiej ambasadzie, był obecny pan Ryszard Kaczorowski, ostatni prezydent Rzeczypospolitej Polski na uchodźctwie, potem urządzono przyjęcie w restauracji z udziałem Polaków z kraju i zagranicy, panowała radość. Uczestniczyłam w tych wydarzeniach jako urzędująca wówczas Miss Polonia.

Tytuł najpiękniejszej Polki otworzył przed panią wiele drzwi?

- Zdecydowanie. Można powiedzieć, że odmienił mój świat i sprawił, że mogłam przeżyć wiele niesamowitych chwil, jak choćby te w Paryżu. Dużo jeździłam po Polsce, brałam udział w otwieraniu przeróżnych obiektów sportowych, oświatowych, kulturalnych, uczestniczyłam w otwarciach domów dziecka, szpitali... Ludzie w tamtych czasach bardzo dobrze przyjmowali Miss [Polonia]. To niosło mnie jak na skrzydłach.

A pomyśleć, że wszystko zaczęło się od niewinnego konkursu studenckiego.

- Na początku studiów w Akademii Rolniczej w Krakowie koledzy z akademika namówili mnie, bym wystartowała w wyborach najmilszej studentki tej uczelni. Za nic nie chciałam iść. Ale poszłam i nie żałowałam. Po tej wygranej przyszła kolej na szerszy już konkurs o tytuł "Najmilszej Studentki Krakowa", który również wspominam z sentymentem. Jury było zacne, złożone z takich osobistości jak Anna Szałapak, Grzegorz Turnau, Grzegorz Warchoł, Dorota Pomykała. Formuła współzawodnictwa przezabawna, zadania dowcipne, zaskakujące - bawiłam się znakomicie. Konsekwencją zdobycia tego tytułu był mój późniejszy start w Miss Małopolski, a zwycięstwo zaprowadziło mnie do finału Miss Polonia. No a po nim przyszły propozycje, m. in. z telewizji.

Zadebiutowała pani na antenie Polsatu jako prowadząca teleturniej "Sto procent dla stu"?

- To był mój pierwszy program, w którym zdobywałam szlify. Telewizja była nowa, ja nowa, wszystko działo się szybko i niespodziewanie. Przy okazji któregoś z wcześniejszych jubileuszy dowiedziałam się, że byłam jedną z pierwszych osób związanych z Polsatem i pozostaję wierna tej stacji do dziś. Potem założyłam własną firmę producencką i zrealizowałam swój pierwszy program autorski "Poradnik imieninowy", który prowadziłam razem z Aloszą Awdiejewem. Potem weszłam w obszar kulinariów, bliski mym zainteresowaniom i tak powstał program zatytułowany "Domowa kawiarenka", prowadzony przez Tadeusza Gwiaździńskiego, a produkowany przeze mnie, wedle mojego pomysłu i upodobań, przyznam bowiem, że przepadam za deserami! Pokłosiem tego cyklu była jedna z książek, którą napisałam i wydałam własnym sumptem - "Słodki świat Ewy Wachowicz". Z czasem dostałam propozycję od Niny Terentiew, która pełniła funkcję dyrektora programowego Polsatu, bym zrobiła program kulinarny o szerszym zakresie, ale był warunek. Otóż pani Nina chciała, żebym to ja go poprowadziła - i tak oto, w 2007 roku, narodził się cykl "Ewa gotuje".

Od początku realizowany jest on u pani w domu?

- Tak, uznałam, że to moje naturalne miejsce, w którym najlepiej się czuję i jestem autentyczna. Program przenosił się wraz ze mną, gdy ja się przeprowadzałam. Najpierw robiliśmy go w mieszkaniu w bloku, co było dość uciążliwie i dla ekipy, i dla sąsiadów. Z czasem kupiłam dom, pierwszy w Krakowie, drugi pod Babią Górą w Beskidach - i oba już, w trakcie remontów, przystosowałam do realizacji telewizyjnej. Zrobiono specjalne podpięcia do światła, w każdym dobudowano drugą, roboczą kuchnię oraz specjalne pomieszczenie dla ekipy, żeby miała gdzie odpocząć, zjeść. Program robimy naprzemiennie w obu tych domach, w zeszłym roku Boże Narodzenie było spod Babiej Góry, w tym - zanosi się na Kraków. Bardzo lubię te swoje programy i cieszę, się, że to się tak dobrze ułożyło.

Skąd pani czerpie inspiracje do prezentowanych w nich przepisów?

- Z przeróżnych sytuacji. Od 12. roku życia prowadziłam zeszyty kulinarne, zbierałam też książki o kuchniach świata, robię to do dziś. Wszędzie, gdzie jestem, w podróży, podczas wizyt w restauracji czy u kogoś w domu, podpatruję, dopytuję, zapisuję receptury. Gdy robię coś fajnego, co wymyślił ktoś inny, mówię, że ten przepis wziął się stąd czy stamtąd. Staram się, by potrawy, które prezentuję na ekranie, dało się przyrządzić z produktów krajowych, dostępnych w przeciętnym sklepie. Owszem, zdarza mi się proponować też wyszukane dania, np. ośmiornicę w sosie własnym czy przepyszną, zieloną zupę portugalską, w której tamtejszą, oryginalną kapustę, zastępuję dostępnym u nas jarmużem. Ale generalnie trzymam się zasady, by moje potrawy były dostępne dla każdego, bez względu na umiejętności kulinarne i zasobność portfela.

"Ewa gotuje" cieszy się dużą popularnością, a oglądają go widzowie od lat... trzech do 100!

- Miło mi. Nie ukrywam, że przez to, że jestem aktywna w social mediach, na bieżąco docierają do mnie takie informacje. Ludzie lajkują, komentują, wyrażają wdzięczność. Niedawno jedna pani przysłała filmik pokazujący, jak jej 3-letni synek ogląda w telewizji mój program. - Uwielbia go! - pisze mama. I dodaje: - To dziecko z ADHD, ciężko je utrzymać w jednym miejscu. Ale jak leci "Ewa gotuje", to siedzi jak zaczarowany i wpatruje się w panią z zachwytem! I jak tu się nie wzruszyć?!

Przed kilku laty występowała pani również w Polsacie jako jurorka w programie kulinarnym "Top Chef".  Tam również budziła pani powszechną sympatię pośród uczestników?

- Tego nie wiem. Starałam się oceniać rzetelnie i sprawiedliwie, podchodząc do każdego ze zrozumieniem. Choć wiadomo, że od profesjonalistów wymaga się więcej, a przecież rywalizowali w nim zawodowcy. Sama mam restaurację w Krakowie i wiem, że trzeba nie lada kunsztu i pracowitości, by karmić ludzi na najwyższym poziomie. Dlatego nie odpuszczałam, kiedy w "Top Chefie" trafiła się fuszerka, ale nawet niemiły werdykt próbowałam za każdym razem osłodzić uśmiechem.

Ten uśmiech niemal nie znika z pani twarzy. Skąd to się bierze?

Moja mama zawsze powtarzała: - Uśmiechaj się do problemów, bo wtedy stają się mniejsze - i tego się trzymam od najmłodszych lat. Zresztą to jedna z wielu zasad, które wyniosłam z rodzinnego domu. Przede wszystkim rodzice nauczyli mnie ciężkiej pracy, takiej, która nie jest złem koniecznym, tylko obowiązkiem każdego, kto chce rozwijać się, żyć. Jako licealistka sprzedawałam warzywa na bazarze; później, w czasie studiów, dorabiałam sprzątając w klubach muzycznych i opiekując się dziećmi. Nie boję się żadnej pracy, a najpiękniejsze jest robić to, co sprawia człowiekowi największą przyjemność i cieszę się, że ja to szczęście znalazłam. Mówię to zawsze i powtarzać będę bez końca - wszystko, co mam, co osiągnęłam, zawdzięczam rodzicom, temu, jak mnie wychowali i z jakimi wartościami wypuścili w świat. A ten okazał się dla mnie bardzo łaskawy, głównie za sprawą wspaniałych ludzi, których spotykałam i spotykam do dziś.

Źródło: AIM
Dowiedz się więcej na temat: Ewa Wachowicz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy