Bartłomiej Krężel z "Hell's Kitchen": Był kucharzem królowej Elżbiety II!
41-letni Bartłomiej Krężel, uczestnik pierwszej edycji programu "Top Chef", a dziś asystent Mateusza Gesslera w kulinarnym reality show "Hell's Kitchen. Piekielna Kuchnia" w Polsacie, miał zaszczyt i przyjemność gotować dla brytyjskiej pary królewskiej. Właściciel i szef kuchni czterech restauracji w Głogowie na Dolnym Śląsku przed kamerą nikogo nie udaje. - Jestem po prostu sobą - zapewnia.
Siódma edycja "Piekielnej kuchni", najostrzejszego show kulinarnego znanego na całym świecie, ruszyła 31 sierpnia w Polsacie. Czternastu młodych kucharzy bierze udział w rozmaitych wyzwaniach. Stawką jest 100 tysięcy złotych oraz staż w restauracji prowadzącego program Mateusza Gesslera. Bartłomiej Krężel i Robert Kondziela, jako uznani mistrzowie kuchni, są jego pomocnikami.
Bartłomiej Krężel jest świetnym kucharzem, a przy tym energicznym i pełnym pomysłów człowiekiem. Swój talent i charyzmę pokazał już przed laty w pierwszej edycji polsatowskiego programu "Top Chef". Znalazł się wówczas w pierwszej piątce najlepszych kucharzy. Dziś jest właścicielem i szefem kuchni czterech restauracji w swoim rodzinnym Głogowie na Dolnym Śląsku. Z kuchnią związany od dziecka, bo jego rodzice prowadzili lokalny bar z domowym jedzeniem. Najpierw skończył zawodówkę w głogowskim ekonomiku, potem uczył się w technikum w Poznaniu, a następnie studiował w Wyższej Szkole Hotelarstwa i Gastronomii w Poznaniu, która uważana jest za najlepszą szkołę kulinarną w Polsce.
- Sporo jeździłem po świecie i zdobywałem doświadczenie. Grecja, Hiszpania, Niemcy - wylicza Bartłomiej Krężel.
Prosto ze studiów został wysłany na praktyki do Anglii. Tam przez sześć lat pracował w jednej z najlepszych restauracji, Talbooth Restaurant.
- Zaczynałem na zmywaku, a potem pracowałem przy przygotowywaniu imprez na 300, 400, 500 osób. Byłem też w głównej kuchni, gdzie pokazali mi, co to jest prawdziwe życie i z dobrego Bartka zrobili demona. Były czasami beksy w poduszkę, ale nie załamałem się. Przyjechała moja żona, mój brat też dojechał. Pracowaliśmy na czyjś garnuszek, ale wkładaliśmy w to dużo serca, bo chcieliśmy się jak najwięcej nauczyć i wrócić do Polski, do naszego Głogowa. Dziś niczego nie żałujemy - powiada.
Aktualnie wraz z żoną Eweliną oraz bratem, mamą i tatą prowadzi restauracyjny biznes w Głogowie. Za kontuarem baru w jego restauracji Fortepiano stoi zdjęcie, na którym Bartłomiej Krężel znajduje się wśród kucharzy gotujących dla brytyjskiej pary królewskiej...
Do udziału w telewizyjnych programach kulinarnych namówiła go żona, ale...
- Gdy tylko wróciłem z Anglii, zapowiedziałem rodzinie, że jak będzie "Top Chef" w Polsce, to się zgłoszę. Moja Ewelina pilnowała tego i wysłała zgłoszenie. Pamiętam, że już od kilku lat prowadziłem restaurację i akurat pojechaliśmy na nasz pierwszy urlop do Giżycka, a tu zadzwonił telefon z informacją, że zapraszają mnie na casting do programu. Pojechaliśmy z dzieciakami 300 km do Warszawy, o piątej rano, ja w krótkich spodenkach i japonkach, bo innych ciuchów nie miałem. Pożyczyłem nóż od szefa kuchni z hotelu, pierś z kaczki i grzyby kupiłem po drodze. Na początku realizatorzy stwierdzili, że jestem bardzo kontrowersyjną osobą. A to dlatego, że poluję. Jestem więc niedobry facet - wspomina.
Już myślał, że przepadł. Do udziału w programie zgłosiło się wtedy 800 osób.
- Ledwo wróciłem do Giżycka, a tu telefon, że jeszcze muszą ze mną porozmawiać. Gdy wróciłem, usłyszałem, że jestem w programie. To była niezapomniana przygoda - twierdzi.
- Poznałem ludzi z pasją do gotowania i wiele się nauczyłem. Widocznie zrobiłem coś takiego, że pamiętali mnie jeszcze po dziewięciu latach! Szef produkcji przypomniał sobie, że w "Top Chefie" mieli takiego pieruna. Zadzwoniła do mnie pani reżyser i zaprosiła na spotkanie, a że jestem otwarty na ciekawe propozycje, bo nic nie tracę, a tylko mogę zyskać, nabrać świeżości i kulinarnego doświadczenia, pojechałem do Warszawy - relacjonuje.
- Odbyła się luźna rozmowa. Wiadomo, już mnie znali, wiedzieli, że czasami jestem krzykaczem, jak trzeba. Poprosili, abym w programie prowadził jeden z zespołów. Długo się nie zastanawiałem. Przypadła mi jak zwykle płeć piękna. Zdjęcia realizowano wiosną przez półtora miesiąca. Przez cały ten czas byłem w Warszawie, nagrania trwały nawet po kilkanaście godzin. Miałem pod opieką siedem dziewczyn. Wspaniałe kucharki, ale muszą się jeszcze wiele uczyć. Zdarzyło się kilka nerwowych sytuacji, a ja - wiadomo - krzyczę. Niczego nie udaję. Tak mnie wychowali mamusia i tatuś. Tego właśnie się nauczyłem, gdy pracowałem w kuchni w Anglii. Nauczyli mnie tam pracy, szacunku i świadomości, że kuchnia to jeden wielki zespół, tu nie ma dziania solo, a goście muszą wyjść zadowoleni - opowiada.
- W programie zapominałem o kamerze, czułem się tak, jakbym po prostu pracował ze swoim zespołem. Naturalnie Mateusz Gessler rozliczał mnie z obowiązków. Musieliśmy być przygotowani na podawanie jedzenia 60 osobom. Nie mogłem pomóc fizycznie, przejąć patelni i pokazać. Były nerwy, bo mieliśmy kilka takich serwisów, że nic gościom nie wydaliśmy i musieliśmy się wstydzić. Nie dziwię się tym nerwom. Ci młodzi kucharze walczą o 100 tysięcy i o to, żeby zaistnieć w kuchennym biznesie. Ja już mam swoje miejsce, swoje restauracje i tylko mogę je dopieszczać i rozwijać. Czasem jednak szlag mnie trafiał i nie mogłem opanować emocji. Na przykład wtedy, gdy dziewczyny popsuły rybę seriolę z gatunku tuńczykowatych, a jedna taka kosztuje 600 złotych! Dostały ją w całości. Miały zrobić z niej carpaccio. Proste, tylko trzeba umieć bardzo cienko pokroić. I one tego nie potrafiły. Ale dziewczyny robiły też fajne dania. Od razu wprowadziłem do mojego menu jako specjał dorsza czy łososia z salsą truskawkową.
Dla niego udział w "Hell's Kitchen" jest wielką przygodą. Prywatnie mąż, tata trójki dzieci. Spełniony zawodowo i biznesowo. Pasjonat swojej pracy.
- Gwiazdą nigdy się nie czułem. Jestem tym samym Bartkiem, co byłem. Moim gościom jestem wdzięczny za to, że doceniają moją pracę. Praca to moja pasja - zapewnia.
Poza tym w programie nie jest głównym bohaterem, co podkreśla. Jest szczęśliwy, że mógł poznać Mateusza Gesslera i Roberta Kondzielę, i z nimi współpracować.
- Duża wiedza kulinarna, ogromne doświadczenie, a poza tym fantastycznie spędzało się z nimi czas na planie - podsumowuje Bartłomiej Krężel.
Dorota Nyk