Arkadiusz Janiczek: Od posterunkowego w "Złotopolskich" po rolę Prymasa Polski [wywiad]
Debiutował w 1996 roku, ale na prawdziwą popularność, która przyszła wraz z sukcesem filmu "Plac Zbawiciela", musiał poczekać blisko dekadę. Arkadiusz Janiczek przez cztery sezony grał w serialowym hicie "Stulecie Winnych", od ponad pięciu lat jest w stałej obsadzie popularnej "Leśniczówki", a od niedawna występuje w telenoweli historycznej. "Korona Królów. Jagiellonowie".
Ma Pan szczęście czy nieszczęście do długich przygód serialowych?
Arkadiusz Janiczek: - Na plan "Leśniczówki" wszedłem w grudniu 2017 roku, więc to już pięć długich i owocnych lat. Zdecydowanie czerpię z tego dużą przyjemność. Mam dwudziestopięcioletnie doświadczenie w serialach, zaczynając od "Złotopolskich", w którym debiutowałem, do "Stulecia Winnych", gdzie grałem piękne cztery zimy i cztery wiosny. W serialu, podobnie jak w życiu, jest jakaś historia, którą prowadzimy, punkt kulminacyjny, a potem pojawiają się kolejne ciekawe wątki, pewne osoby znikają z widnokręgu i pojawiają się nowe. Jeśli pyta mnie Pani, czy się nudzę, to powiem, że absolutnie nie.
W swoim aktorskim portfolio ma Pan zarówno postaci negatywne, jak i te, których nie sposób nie lubić. Po drodze Panu z mecenasem Krawczykiem?
- Krawczyka, adwokata ze szczebla powiatowego mimo wielu intratnych propozycji zawodowych, nie ciągnie do kariery w Warszawie. Z różnych względów - trochę z wygody, bo nie chce tracić czasu w korkach, a trochę, a może przede wszystkim z sentymentu do swojej gminy i jej mieszkańców. Poza tym scenarzyści wikłają go w różne perypetie miłosne, w związku z tym prowadzi całkiem ciekawe życie.
Wróćmy na chwilę do "Stulecia Winnych", w którym grał Pan w czterech sezonach! Jak wspomina Pan tę aktorską podróż?
- To była wspaniała przygoda. Przeprowadziłam swoją postać przez ponad siedem dekad! Zaczynałem jako młody dwudziestoczteroletni chłopak, a w ostatnim sezonie dokończyłem żywota, jako stuletni staruszek. Wielki ukłon w stronę charakteryzatorów, którzy wykonali tytaniczną pracę. Mogę zdradzić, że jeśli chodzi o czwartą serię, inspiracją był dla mnie Stanisław Janicki, wybitny krytyk filmowy, przez wiele lat wprowadzający nas w meandry starego kina, twórca programu "W starym kinie". Poza tym czerpałem ze wspomnień i odwoływałem się często do swojego dziadka Stanisława.
W książce Ałbeny Grabowskiej, Władysław umiera w latach 50. Tymczasem w finale ostatniego sezonu, w kończy 100 lat!
- Scenarzyści postanowili znacznie odbiec od książkowej rzeczywistości, za co jestem bardzo wdzięczny. Nie każdy ma szansę poprowadzić postać przez 76 lat!
W "Jagiellonach" zobaczymy Pana w zupełnie nowej odsłonie. Jak się Pan czuje w biskupich szatach?
- Bardzo mi się podoba, że gram Prymasa Polski. Biskup Jastrzębiec to postać historyczna, która dzięki inteligentnym intrygom, znalazła się blisko króla, konsekwentnie eliminując rywali. To bardzo barwna postać żyjąca w ciekawych czasach. Cieszę się, że mogę brać udział w tej produkcji i jednocześnie podziwiam kolegów, którzy wcielają się w rycerzy, pracujących w ciężkich warunkach. Proszę sobie tylko wyobrazić, że w samym środku upalnego lata, w pełnym rynsztunku trzeba grać wielkie sceny batalistyczne.
Pracuje Pan również intensywnie w teatrze. A, co Pan robi dla siebie?
- Śpię (uśmiech-przyp. red.) Zdrowy sen jest najlepszym lekarstwem. Pracuję intensywnie w Teatrze Narodowym, z którym jestem związany od dwudziestu pięciu lat. Trzymiesięczne próby to morderczy trening, również fizyczny. Poza tym mieszkam na bliskiej Woli i wszędzie chodzę pieszo.
& codziennie fundując sobie zdrowy trening kardio!
- To też spora zasługa mojego psa, z którym chodzę na długie spacery. Poza tym w mojej okolicy powstało dużo siłowni plenerowych, więc poświęcam kilkanaście minut dziennie na ćwiczenia.
Zobacz też:
"Nasz nowy dom": Elżbieta Romanowska szczerze o swojej nowej roli. "Muszę dodać coś od siebie"
TVN pokaże polską wersję "The Traitors". Program szybko zyskał popularność na świecie
Na HBO Max zmierza kinowy hit. Poznajcie ogrom nowości w maju