Anna Popek: Lubi nowe wyzwania i niedawno zaczęła kolejne studia

Annę Popek po siedmiu latach znów możemy oglądać w "Pytaniu na śniadanie". Prezenterka nie ukrywa radości z tego powodu, bo telewizja to jej pasja. Okazuje się, że przez lata nieobecności niewiele się zmieniła. Przyznała, że robi wiele, aby zatrzymać młodość, choć nie jest w tym konsekwentna. Mówi, że radość życia jest ważniejsza niż kalorie, a uroda i stan zdrowia zależą od naszego stylu życia. Sama lubi nowe wyzwania i niedawno zaczęła kolejne studia.

Jak się czujesz po latach w studiu "Pytania na śniadanie"?

Anna Popek: - Czas upłynął szybko i po latach wróciłam tu z wielką radością, tak jak wraca się do domu. Program jest teraz dojrzalszy, bardziej może dopracowany, niż kiedyś - wszyscy się przecież uczymy. Podobnie jest ze mną - życie także mnie zmieniło, ale wiem, że to zmiana na plus, tak więc ja i "Pytanie" spotkaliśmy się w dobrym momencie.

Reklama

Można dwa razy wejść do tej samej rzeki?

- Można, jeśli jest taka okazja. Chociaż Szymborska pisała, że "nic dwa razy się nie zdarza", to warto podjąć próbę, bo przecież jesteśmy już życiowo mądrzejsi. Wiemy, co możemy zrobić lepiej, a czego nie powinniśmy robić w ogóle. Woda także nie jest już ta sama, więc warto próbować, pod warunkiem, że znajdujemy w tym radość. Ja ją znajduję, bo telewizja to moja pasja.

Przez te lata niewiele się zmieniłaś. Co zrobić, żeby jak najdłużej zachować urodę i młodość?

- Najważniejsze są trzy rzeczy: sen, woda i tlen. Dlatego zawsze chodzę spać około jedenastej wieczorem, rzadko później. Rano, a potem także w ciągu dnia, piję ciepłą wodę z cytryną oraz dużo spaceruję. Nie lubię biegać, więc się do tego nie zmuszam, ale jak mam coś do załatwienia na mieście, to najczęściej idę na piechotę. Poza tym lubię pływać i chodzę na aqua aerobik. Nasz wygląd i zdrowie w większości zależą od naszego trybu życia. Chodzi o to, żeby nie doprowadzać swoim postępowaniem do choroby. Trzeba też korzystać z różnych metod, które mogą nam pomóc. Sposobów jest bez liku: zioła, medycyna chińska, medycyna naturalna, klasyczne badania lekarskie, które także trzeba regularnie wykonywać, masaże i dawne porady naszych babć. Robię wiele, żeby być w dobrej formie i zatrzymać młodość, ale nie robię tego histerycznie. Muszę przyznać, że nie jestem też w tym zanadto konsekwentna (śmiech). Ale taka jestem.

Nie przestrzegasz diety?

- Kiedy narzucamy sobie jakiś rygor, to należy przestrzegać zasad. Ale gdy już schudniemy, albo gdy się nadarza jakaś ważna okazja do świętowania, to możemy sobie odpuścić. Radość życia jest przecież ważniejsza niż kalorie. Z życia nie należy robić reguły zakonnej, o ile oczywiście nie jest się w zakonie. Nie można też obsesyjnie skoncentrowani na swoim wyglądzie, bo paradoksalnie to źle wpływa na... wygląd. Obsesja niczemu dobrze nie służy. O młodości decyduje nastawienie do życia i jakość skóry. Ostatnio odkryłam ciekawy zabieg Dermation, podczas którego dzięki przepływowi prądu w głąb skóry - do środka mogą wniknąć substancje odżywcze. Korzystam też z masażu twarzy. Nie jestem za to zwolenniczką ostrych cięć. Uważam, że wszystko, co jest związane z medycyną estetyczną, trzeba stosować ostrożnie, bo są to rzeczy nieodwracalne.

Pochodzisz ze Śląska. Czujesz się Ślązaczką?

- Oczywiście! Moja rodzina przybyła na Śląsk z Kresów Wschodnich, ale przez to, że się tam urodziłam i wychowałam, to mogę powiedzieć, że jestem Ślązaczką. Do tej pory Bytom, gdzie przyszłam na świat, jest moim ukochanym miastem. Najpiękniejsze ulice i kamienice są właśnie w Bytomiu. Słyszałam, że część tych secesyjnych, wspaniałych kamienic ma być odrestaurowanych i bardzo się z tego cieszę. Niedawno prowadziłam "Biesiadę Śląską" w Rybniku i kiedy zaczęłam czytać teksty w gwarze śląskiej i przypomniałam sobie słowa, których używałam w dzieciństwie, to poczułam ogromne wzruszenie. Poza tym świetnie się tam bawiłam, bo Ślązacy potrafią się bawić!

Co wyniosłaś ze Śląska?

- Na Śląsku podoba mi się etos pracy, który jest inny niż w pozostałych częściach kraju. Kiedyś to była głównie praca zespołowa i w trybie ciągłym. Górnicy pod ziemią odizolowani od świata musieli polegać na sobie, jak na Zawiszy, bo jak ktoś nawalił w zespole, to ginęli wszyscy. Też jestem tak wychowana. Mogę kogoś nie lubić, ale kiedy pracujemy razem, to wspólnie odpowiadamy za powodzenie przedsięwzięcia. To jest we mnie głęboko zakorzenione. Działania na wspólny sukces są ważniejsze niż nasze emocje. Trzecia rzecz to znajomość procedur i regulaminów. Robotnicy musieli nauczyć się obsługi nowoczesnych maszyn, żeby je dobrze wykorzystać i przestrzegać regulaminów, aby nie doszło do wypadku. To też mam we krwi.

Bardzo ciepło mówisz o tym regionie.

- Śląsk jest mi bardzo bliski - jego specyficzny krajobraz, język i kultura. Kiedy na studiach podyplomowych pisałam pracę licencjacką, to wybrałam temat Górnego Śląska. Pisałam o tym, jak dawniej zachęcano pracowników kopalń i hut do pracy. Temat brzmiał: "Benefity pracownicze na Górnym Śląsku u progu procesu industrializacji". To bardzo ciekawe zagadnienie, ludzie dostawali wtedy od pracodawcy np. służbowe mieszkania z ogródkiem.

Wróćmy do tego co tu i teraz. Masz dwie dorosłe córki, ale żadna nie poszła w twoje ślady.

- To prawda. Starsza Oliwka ma 26 lat i niedawno skończyła ekologię na uniwersytecie w Holandii. Teraz tam pracuje. Małgosia ma już 24 lata i studiuje w Warszawie ekonomię oraz historię sztuki. Połączyła dwa bardzo trudne i wymagające kierunki. Każdy musi znaleźć swoją drogę w życiu. Gdyby zostały dziennikarkami, to na pewno byłyby ze mną porównywane, a porównywanie nigdy nie jest dobre...

Skoro już mówimy o nauce. Niedawno zaczęłaś kolejne studia, tym razem na kierunku MBA. Skąd ten pomysł?

- To prawda. Na SGH w Warszawie skończyłam kierunek "Przywództwo, przedsiębiorczość, partnerstwo" i studiowanie bardzo mi się spodobało. To rozwijające doświadczenie. Na kolejny kierunek namówił mnie jeden z profesorów, z naszej uczelni. Polecił mi Akademię WSB w Dąbrowie Górniczej. Studiujemy online w weekendy.

Widzę, że lubisz nowe wyzwania. Co teraz przed tobą?

- Na razie muszę zaliczyć studia, które zaczęłam (śmiech). Czeka mnie dużo pracy. Mam pewien pomysł, ale jeszcze ze wcześnie o nim mówić. Cieszę się, że mogłam wrócić do Dwójki i mam nadzieję, że będę miała nowe zajęcia. Prowadzę też Fundację "Kulturalna Polska", w ramach której organizujemy spotkania z dyplomatami. Chcemy, żeby ambasadorzy i ich współmałżonkowie poznawali Polskę, naszych bohaterów, twórców kultury i wyśmienitą polską kuchnię. Chciałbym, żeby mieli dobre zdanie o Polsce i dobrze o niej mówili.

Rozmawiał: Mirosław Mikulski

AKPA
Dowiedz się więcej na temat: Anna Popek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy