Harlan Coben i "Zachowaj spokój": Jedno zdarzenie zmienia wszystko
"Zachowaj spokój" - do tego zachęca tytuł polskiego serialu na podstawie powieści Harlana Cobena, który od 22 kwietnia można śledzić na platformie Netflix. Pewne jest jednak to, że gdy widzowie zasiądą przed telewizorami, wraz z zagęszczającą się fabułą, będzie im coraz trudniej ten spokój zachować. Skąd taka pewność? Harlen Coben wie, jak trzymać czytelników w napięciu, a filmowcy z łatwością potrafią przenieść opisane przez niego emocje na ekran i osadzić w realiach swojego kraju.
Można powiedzieć, że serial "Zachowaj spokój" wyznacza półmetek współpracy Cobena i platformy Netflix. Jest to siódma produkcja z 14 zawartych w pięcioletnim kontrakcie, i druga, po którą sięgnęli polscy twórcy. "W głębi lasu" w pewnym sensie było refleksyjną podróżą do lat 90. i pewnego feralnego obozu letniego.
Tym razem scenerią dla powieści Cobena jest zamożne warszawskie osiedle. Spokój jego mieszkańców zakłóca tajemnicze zaginięcie osiemnastoletniego Adama. Plątanina tajemnic i kłamstw zapewne nie raz zbije widzów z tropu, a wartka akcja nie pozwoli odejść od ekranu, na którym zobaczymy m.in. Magdalenę Boczarską, Leszka Lichotę, Agnieszkę Grochowską i Grzegorza Damięckiego.
Choć na razie trudno wieścić kolejny sukces polskiej produkcji na platformie Netflix, mimo że tych w ostatnim czasie nie brakowało, nie da się ukryć, że ekranizacje powieści Cobena zwiastują duże powodzenie. Potwierdzają to zresztą wyniki oglądalności. Serial "Bez pożegnania" utrzymał się w czołówce światowego rankingu przez dwa tygodnie tuż po premierze w sierpniu 2021 roku, a "Zostań przy mnie" pojawił się na globalnej liście TOP 10 w kategorii "Seriale nieanglojęzyczne" aż cztery razy.
Tym, co zdaje się zachęcać filmowców do sięgania po powieści Cobena, a widzów do siadania przed ekranem, jest ich zwyczajność. Uniwersalność, którą odnajdziemy w bohaterach, życiu, które wiodą. Dzięki temu scenarzyści, reżyserzy mogli akcję książek osadzić w realiach polskich, francuskich, brytyjskich czy hiszpańskich. Sam autor przyznał w rozmowie z portalem Shots Mag, że ta normalność to jego znak rozpoznawczy, którym się szczyci.
"Nie opisuję seryjnych morderców, ani politycznych spisków. Wolę zwykłych ludzi, którzy chcą normalnego życia. Na zewnątrz wyglądają tak spokojnie, aż jedno zdarzenie zmienia wszystko. To także świat, w którym żyję, dlatego o nim piszę. Niewiele wiem o seryjnych mordercach i politycznych spiskach. Może dlatego ludzie tak dobrze odnoszą się do tych historii, właśnie ze względu na ich normalność" - przypuszcza sam autor.
Tę chęć opisywania tego, co zwykłe, znajome, może uzasadniać jego pierwsza pisarska próba. Jak wspomniał w rozmowie z "The Guardian", na studiach pracował jako przewodnik wycieczek po Costa del Sol.
"Widziałem wiele szalonych, niepokojących rzeczy, trochę przemocy, o której chciałbym zapomnieć. Przez jakiś czas mieszkałem w jednym pokoju hotelowym z czterema lub pięcioma osobami. Pracowałem w dyskotece. Ale to zwykłe, codzienne życie zainspirowało mnie do podjęcia pierwszej prawdziwej próby pisania" - wspomniał jeden z najbardziej utytułowanych autorów kryminałów, który ma na swoim koncie więcej niż 30 powieści sprzedanych w ponad 75 mln egzemplarzy.
Co ciekawe, żadnej z nich nie traktuje jak świętego wzorca. Zapytany o to, czy nie przeszkadza mu, że na ekranie widzowie, i on sam, nie zobaczą wiernego odtworzenia książek, nie widzi w tym nic zdrożnego.
"Najgorsze adaptacje to te, które wiernie podążają za książką. Nie obawiam się tego, czy ekranizacja jest wierna powieści, martwię jedynie o to, czy jest dobra" - stwierdza w rozmowie z magazynem "The Hindu", zdradzając mimochodem kłopoty z ego innych twórców. "Oczywiście, czasem to, co przeczytamy podoba nam się tak bardzo, że chcemy to zobaczyć na ekranie. Ale dlaczego miałbym zmuszać odbiorców do przeżywania tych samych emocji jeszcze raz?" - zadał retoryczne pytanie. Pisarz z całą mocą zapewnił, że do tej pory nie zawiódł się na ani jednej adaptacji swoich powieści, które zresztą rzadko kiedy powstają przy biurku. Niektóre napisał w samolocie albo na tylnym siedzeniu Ubera, jak było w przypadku "The Stranger".
Po które ze swoich książek Coben sięgnie następnym razem? Nie wiadomo. Pewne jest natomiast to, że w ciągu najbliższych trzech lat na platformie Netflix zobaczymy jeszcze siedem ekranizacji jego dzieł. Możemy mieć nadzieję, że niektóre z nich ponownie zrealizują polscy twórcy, z którymi współpracę sam pisarz bardzo sobie ceni.